Po ukończeniu artykułu "A w DZIEŃ DZIECKA niechaj Dzieci, a nie politykę zobaczę" dopadła mnie pokusa napisania artykułu porównującego esej Donalda Tuska "Polak rozłamany" (ten zawierający słowa "Polskość to nienormalność") z wierszem "Herostrates" Jana Lechonia, gdyż wyćwiczona w znajdowaniu analogii pozwalających wyodrębnić powtarzalną część kodu do reużywalnych (ang. "reuseable") funkcji mózgownica informatyka podpowiadała mi, że to tam Tusk mógł szukać swoich inspiracji. Nie myliłem się. W twórczości Lechonia i grupy poetyckiej "Skamander" do której należał znalazło się wiele elementów, które charakteryzują nie tylko ten jeden esej Donalda Tuska, nie tylko całokształt jego postawy, ale wręcz całego środowiska politycznego, jakim pod jego rządami stała się Platforma Obywatelska. Pierwsza zbieżność to PROGRAMOWA BEZPROGRAMOWOŚĆ - skamandryci celowo nie ogłaszali żadnego swojego manifestu programowego, bo twierdzili, że program ogranicza wolność twórczości poetyckiej. Definiowali się więc raczej na zasadzie OPOZYCJI wobec dawnej tradycji romantycznej z jednej strony oraz bezpośrednio poprzedzającej Skamandrytów "odlotowej" twórczości "durniów w pelerynach" - jak Jarosław Iwaszkiewicz nazwał poetów Młodej Polski. Jednak w miarę zagłębiania się w niuanse twórczości skamandrytów, a zwłaszcza w ich powojenne losy mój zapał do napisania bodaj pierwszej w życiu recenzji gwałtownie malał, bo po prostu nie chciało mi się babrać w tym komunistycznym szambie w które trzech członków grupy poetyckiej entuzjastycznie zanurkowało. W dodatku im więcej niuansów, tym dłuższy tekst, a ja już tyle "tasiemców mocno uzbrojonych" na niniejszym blogu popełniłem, że nie chciało mi się majstrować następnego. Jednak ostatnio esej Tuska za sprawą wymiany zdań na jego wiecu znów znalazł się na topie... w dodatku jedenasty listopada... więc o czym innym mógłbym dzisiaj pisać, jak nie o POLSKOŚCI. Jednocześnie proszę o wyrozumiałość mojego niesamowitego Polonistę z czasów Liceum Ogólnokształcącego, gdyż ze względu na złożoność tematu nie będę mógł napisać za dużo o SŁOWIE i o FORMIE - skupię się na IDEACH czyli na wybanej TREŚCI jednego wiersza i POSTAWACH tych poetów na różnych etapah historii: w dwudziestoleciu międzywojenny, w czasie wojny i pierwszych latach PRL-u, bo gdybym szukając podobieństw i różnic zaczął omawiać kolejno zarówno najważniejsze przedwojenne wiersze Skamandrytów, jak i tę część ich twórczości, o której ich potomkowie zapewnie woleliby zapomnieć (socrealizm), to pisałbym i pisał... do Nowego Roku... tylko pytanie którego roku.
Cóż... W porównaniu z wierszem "Herostrates" Jana Lechonia, esej Tuska wcale nie jest kontrowersyjny. Poeta w wierszu wydanym w 1920 roku posuwa się dużo dalej:
"Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,
Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie."
Czyli z jednej strony mamy nawiązanie do krytycznej oceny Polski autorstwa Juliusza Słowackiego a z drugiej do jej mesjanistycznej wizji Adama Mickiewicza. Zestawienie kontrastowe, szokujące i bijące po oczach smutną ironią.
"O! zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie,
Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,
Pokruszcie na kawałki gipsowe figury
A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie.
(...)
Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście."
Wiersz ten jest PROWOKACJĄ - oczywiście wezwania autora nie odnoszą się do dosłownego niszczenia zabytków, mordowania bohaterów (zwłaszcza, że Jan Kiliński zmarł 28 stycznia 1819 w Warszawie... czyli jakoś tak w tym czasie gdy Lechoń pisał swój wiersz), tylko są wyrażoną w najbardziej dobitnych słowach PRZENOŚNIĄ wzywającą do zerwania z przeszłością, martyrologią, tradycją romantyczną, ciągłą ideą walki, dyskusjami i sporami o kształt tworzącej się po 123 latach rozbiorów Polski. Z wiersza przebija TĘSKNOTA ZA NORMALNOŚCIĄ, POKOJEM, SPOKOJEM, ZANURZENIEM SIĘ W OTACZAJCYM NAS PIĘKNIE, ODDANIEM SIĘ MU W WITALNEJ AFIRMACJI:
"Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze
Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę."
Jednak w ostatniej zwrotce wiersza niespodziewanie pojawia się dyskretne wyznanie patriotyzmu poety:
"Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę
Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,
I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,
Czy wszystko w pył rozkruszę, czy... Polskę obudzę."
Czyli autor wcale nie jest pewny czy dobrze robi. Życzy Polsce jak najlepiej. Mimo zmęczenia 123 latami walki o niepodległość, ciągłych powstań (z reguły kończących się klęską - tylko Powstanie Wielkopolskie 1918–1919 przyniosło zamierzony cel) kocha Polskę i chciałby ją obudzić do nowego, pięknego i radosnego życia. Chciałby to wiedzieć na 100%, ale nie jest pewny, czy odcięcie od romantyczno-martyrologicznego widzenia przeszłości da Polsce lepszą przyszłość, czy też w pył ją rozkruszy. Jest u Lechonia to, co wiele dekad później fenomenalnie opisał Stanisław Lem w "Opowieściach o pilocie Pirxie" - owa odrobina zwątpienia, zawahania, niepewności, autorefleksji... dziwnej słabości, która właśnie czyni nas ludźmi i zawsze będzie nas czynić lepszymi od najdoskonalszych robotów - nawet górujących nad nami parametrami technicznymi i inteligencją.
Komentarze