piko piko
565
BLOG

Podziękujmy Małgorzacie Trzaskowskiej za to, że przemówiła ...

piko piko PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Pozwoliłem sobie skopiować cały artykuł, który Stanisław Janecki zamieścił na portalu wPolityce.pl. Tu jest oryginał.

Opisana sprawa jest jakby mało istotna, jednak pokazuje z jakimi tuzami intelektu mamy do czynienia w Warszawskim Ratuszu. Poza tym tekst jest napisany lekkim piórem i na pewno dostarczy trochę radości.


Byłoby grzechem ukrywać taki skarb jak pani Trzaskowska. Ciemne, a czasem tylko otumanione masy potrzebują bowiem przykładu i wzorca.

Nie przytoczę w całości powiedzenia Marka Twaina, dlaczego „lepiej jest nie odzywać się wcale (…), niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości”, gdyż kwestia milczenia bywa bardziej skomplikowana. W każdym razie jest faktem, że Małgorzata Trzaskowska w kampanii męża, Rafała Trzaskowskiego, milczała. I jako osoba prywatna nie dostarczała pretekstu, żeby się nią zajmować. Tu wszystko jest w porządku: chciała pozostać w cieniu i to zostało uszanowane. Ale po wygranych przez męża wyborach postanowiła wyjść z cienia i udzieliła wywiadu polskiej edycji magazynu „Vogue”. Po tej rozmowie (z Agatą Diduszko-Zyglewską) widać, że milczenie Małgorzatę Trzaskowską uwierało i to nawet w kwestiach prywatnych. Najwidoczniej uznała, że opinia publiczna powinna ją lepiej poznać, a skoro tak, to poznajmy panią prezydentową Warszawy.

Małgorzata Trzaskowska znakomicie się czuje pracując w warszawskim ratuszu, co się skończy, bo mąż przestrzega wysokich standardów i nie zamierza być przełożonym własnej żony. Zapewne jest kompletnym przypadkiem, że tak świetny fachowiec jak Małgorzata Trzaskowska w 2007 r. trafiła pod skrzydła Hanny Gronkiewicz-Waltz, od czerwca 2006 r. wiceprzewodniczącej PO, a od grudnia 2006 r. prezydent stolicy. Tak jak jest przypadkiem, że świetny fachowiec Rafał Trzaskowski już w 2004 r. został doradcą delegacji PO w Parlamencie Europejskim. Wiadomo, że o świetnych fachowców wszyscy się biją, a szczególnie Platforma Obywatelska. Małgorzata Trzaskowska zapewne byłaby sobie wyrywana przez różne firmy, a skromnie postanowiła pracować dla Hanny Gronkiewicz-Waltz – jako główny specjalista w biurze rozwoju gospodarczego. I zapewne przekonała męża, że wiceprzewodnicząca PO jest tak wspaniałą i fachową szefową, iż warto jej pomóc w reelekcji, dlatego w 2010 r. Rafał Trzaskowski stanął na czele sztabu wyborczego przełożonej swojej żony. Po prostu fachowcy przyciągają fachowców.

Nie będę powtarzał zdradzonych przez Małgorzatę Trzaskowską szczegółów tego, jak się „zasadziła się” na przyszłego męża, gdy tylko zobaczyła go na fotografiach u brata, a potem dostrzegła na żywo w kolegium europejskim w Natolinie. Jak podróżowała pociągami („na szczęście jeździły szybko i często”) ze Śląska do Warszawy, aby spotykać swego wybranka. Jak kontaktowała się z mężem podczas dwóch porodów. Nie będzie detali o roli „złego policjanta” w domu, czy o tym jak z mężem kochają książki, a nawet je czytają, szczególnie ona – jeżdżąc metrem. Po tym „zasadzeniu się” widać, że po zakończeniu kampanii samorządowej Małgorzata Trzaskowska musiała opowiedzieć, jaka jest, żeby ludzie sobie nie myśleli, a szczególnie ci, którym przyszedłby do głowy wspomniany już przeze mnie cytat z Marka Twaina.

Małgorzata Trzaskowska „nie ogląda propagandowej telewizji narodowej i nie słucha tych polityków, których uznaje za populistów”. To zrozumiałe: wystarczają jej zapewne obiektywne i wyważone, wolne od propagandy i brzydzące się wszelkiej stronniczości czy manipulacji TVN oraz TVN 24. Ją, fachowca, ciągnie po prostu do fachowców z Wiertniczej. Dzięki przenikliwym i obiektywnym analizom obiektywnych telewizji oraz głębokim rozmowom z mężem (przeczytane książki robią swoje) Małgorzata Trzaskowska doszła do bardzo przenikliwych wniosków. Jeden z nich brzmi tak: „PiS prowadzi tak zmasowany atak na różne obszary działania państwa, że nawet nie wiem, od czego zacząć”. Są dziedziny działania państwa i jest PiS, a miedzy nimi relacja polegająca na ataku, i to tak zmasowanym, że Małgorzata Trzaskowska nie wie, od czego zacząć.

Wybitny fachowiec w warszawskim ratuszu, a prywatnie żona prezydenta elekta rozkręca się szczególnie na hasło „Kościół”: „mam duży żal do Kościoła jako potężnej instytucji wpływającej na opinię części społeczeństwa”. Żal byłby zapewne mniejszy, gdyby Kościół nie był potężną instytucją i nie wpływał na opinię społeczeństwa. Wtedy pani Trzaskowska chyba by nawet Kościół polubiła, a gdyby nie miał żadnego znaczenia – polubiłaby bardzo. Niestety jest inaczej, więc pani Trzaskowska musiała stwierdzić: „Uznaję otwarte powiązanie polskiego Kościoła z władzą za zaprzeczenie wartościom, których miał być wzorem: skromności, empatii, pomocy słabszym”. Jako osoba posiadająca książki, a nawet je czytająca, jako fachowiec w biurze rozwoju gospodarczego oraz żona wybitnego męża pani Trzaskowska „rozkminiła” Kościół i ma pełną jasność, że zaprzecza on wartościom. Ergo – pani Trzaskowska nie zaprzecza tym wartościom, więc może być nawet lepszym kościołem niż Kościół.

„Kościół nie zdał egzaminu, gdy PiS atakował sądy czy prawa kobiet, gdy protestowali niepełnosprawni czy mamy dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Dlatego nie wysłałam Stasia na komunię i nasze dzieci nie chodzą już na religię” – ujawniła pani Trzaskowska. Był egzamin polegający na tym, że Kościół powinien bronić sądów i praw kobiet tak jak bronią ich feministki, powinien się angażować w każde wydarzenie społeczne, bo od tego jest, i egzamin został oblany. Dlatego pani Trzaskowska nie pozwoliła swemu synowi przystąpić do pierwszej komunii, a potem przestałą wysyłać córkę i syna na lekcje religii. Posiadająca i czytająca książki Małgorzata Trzaskowska po prostu odkryła głęboko schowaną przed wiernymi tajemnicę (nieprzypadkowo jest taka bystra i ma równie bystrego męża), że w pierwszej komunii chodzi o zaangażowanie Kościoła w obronę sądów i praw kobiet, a nie o eucharystię czy transsubstancjację bądź tego typu sprawy. A skoro odkryła tę „ściemę”, nie mogła postąpić inaczej. Tym bardziej że na lekcjach religii też zapewne nie broniono sądów i praw kobiet, co jest po prostu straszne i co zmusiło ją do zaprzestania wysyłania dzieci na lekcje religii.

Jeśli Małgorzata Trzaskowska będzie rozczarowana brakiem społecznego zaangażowania służby zdrowia (w tym w obronę sądów i praw kobiet), nie pozwoli, by syn poszedł do szpitala w razie choroby, a obojgu dzieciom wytłumaczy, że cała ta służba zdrowia jest właściwie zbędna, więc niech sobie dadzą spokój z higieną czy profilaktyką. To musi być słuszna koncepcja, skoro „wielu znajomych wokół nas zerwało relacje z Kościołem. A ci, którzy je utrzymują, robią to często tylko z powodu presji starszego pokolenia”. Po prostu młodzi postępowi zrywają z zabobonem i tolerowaniem Kościoła nieangażującego się w obronę sądów oraz praw kobiet. Na szczęście „dziś na czele Kościoła Powszechnego stoi ktoś, kto zdaje sobie z tego sprawę, a co najważniejsze, daje przykład swoim postępowaniem innym”, więc może uda się zabobon i niezaangażowanie z Kościoła wypędzić.

Z lekcji religii można zrezygnować, ale co z innymi lekcjami, na przykład w wypadku córki ósmoklasistki, będącej „w grupie dzieci, w które ‘reforma’ uderza w największym stopniu”. Jak uderza? „Ilość nauki, niespójność zmienianych na łapu capu programów, podwójne roczniki dzieci i obciążenie tym chaosem samorządów – to wszystko sprawia, że zadowolona mina pani minister doprowadza mnie, tak jak wielu sfrustrowanych sytuacją rodziców, do prawdziwej złości”. Pani Trzaskowska zniosłaby może to wszystko, ale zadowolonej miny pani minister znieść nie może w żadnym wypadku. A jeszcze ta „ilość nauki”, na co skarżył się też wcześniej Rafał Trzaskowski. Nauki powinno być minimum, bo przecież edukacja polega na tym, żeby było lekko, łatwo i przyjemnie. Najwidoczniej państwo Trzaskowscy osiągnęli swoje wybitne wyedukowanie mimochodem, nie ślęcząc wieczorami nad książkami jak ich czternastoletnia latorośl. Szczerze mówiąc to nawet widać, że „ilość nauki” nie była tym, co uczyniło z państwa Trzaskowskich tych, kim są.

Małgorzata Trzaskowska wie, czym się powinna zajmować szkoła, przez „PiS z pomocą Kościoła” zmieniana tak, „żeby kształtować konkretnie sformatowanych wyborców, a nie niezależnych, zdolnych do samodzielnej refleksji obywateli”. Pani Trzaskowska nie została sformatowana, więc jest chodzącym przykładem tego, jaka powinna być szkoła. A powinna obejmować na przykład „obowiązkowe wycieczki do Oświęcimia, żeby takie dzieci po dorośnięciu kilka razy się zastanowiły, zanim wezmą udział w marszu organizowanym przez ONR lub organizacje o podobnym profilu”. Tylko jakimś nieukom może się wydawać, że związek między Auschwitz a manifestacjami ONR to przesada. Szkoła powinna tak edukować, że żadnemu uczniowi nie przyjdzie nawet do głowy pomyśleć o takim strasznym złu jak ONR. A za to przyjdzie do głowy wspierać manify feministek i tęczowe parady, bo to przecież sedno demokracji i dowód znakomitej edukacji. W przeciwieństwie do zakorzenionej w kruchcie szkolnej ciemnoty forsowanej przez PiS.

„Tolerancja i akceptacja faktu, że ludzie są różnorodni, to jest coś, co powinno się wynosić i z domu i ze szkoły” – uświadamia ciemnocie Małgorzata Trzaskowska, odwołując się do przykładu własnej rodziny. Oczywiście nie tolerancja i akceptacja dla różnorodności, w której mieści się PiS. Co to, to nie. Bez przesady. Pani Trzaskowska najwidoczniej uznała, że musi wytłumaczyć kontekst tego, co się działo w związku z wyborami samorządowymi i kampanią jej męża. Jako osoba wykształcona (ma i czyta książki) oraz wybitny fachowiec w ratuszu Hanny Gronkiewicz-Waltz ma taki obowiązek. Ciemne, a czasem tylko otumanione masy potrzebują bowiem przykładu i wzorca. A Małgorzata Trzaskowska bezpretensjonalnie go dostarcza. Byłoby grzechem ukrywać taki skarb jak pani Trzaskowska. Dlatego słusznie przerwała ona milczenie i mogliśmy się przekonać, jakie wątpliwości rozwiała – żeby się odwołać do słów Marka Twaina. A dzięki temu nie musimy już chodzić jak porąbani.


PS. Widzimy, że państwo Trzaskowscy dobrali się idealnie. On - zaradny mąż "złota rączka" mocujący szybę plastrem (dobrze że nie przybił jej gwoździem do ramy), ona - troskliwa i zapobiegliwa matka dzieląca się publicznie swoimi mądrościami. Jak to dobrze, że tacy ludzie będą sprawować władzę w stolicy.

piko
O mnie piko

Jaki jestem? Normalny - tak sądzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka