ALEA IACTA EST
- Spójrz - powiedział do mnie kiedyś mój przyjaciel - jak dziwnie układa się nam życie w Polsce niepodległej! Ledwo ustawiono graniczne słupy, ledwo okopano jako tako ten współczesny tabor, w którym schroniło się wszystko, co chce żyć - i używać - zarówno zacni obywatele, jak i obozowe ciury (że nie powiem: szczury!) - zaledwie ugaszono groźny pożar wojny, rozwaliło się społeczeństwo w edredonowych puchach bezpieczeństwa, jak nie przymierzając, łyk obskurny, który nagle odziedziczył spadek ..
- Hm...
- Nie chrząkaj!
- Mam wrażenie, że przesadzasz. Nie wszystkim dzieje się tak aksamitnie...
- Nie przesadzam. Mimo powszechnego narzekania zarobili właściwie wszyscy. Tak jest: wszyscy! Bo jeżeli stwierdzimy nawet, że ten i ów miał przedtem więcej gotówki, że się tuczył prędzej i że ten proces życia został zatrzymany przez "wybuch niepodległości" - musimy też sobie powiedzieć, że wszystko, co się działo dawniej, działo się pod batem!
- No, z tego punktu widzenia...
- A jakiż może być inny punkt widzenia?
(...)
Mój przyjaciel już nie żyje. Umarł nagle, piękną śmiercią Cyrana, rycerza z Bergeraku.
Nie wyjaśniło się dotychczas - i pewno już nigdy się nie wyjaśni - czyja zbrodnicza ręka przyśpieszyła jego zgon... Zresztą, czy koniecznie potrzebne jest fizyczne pchnięcie?
(...)
Przyjaciel mój pisywał wiersze i dramaty. Gdy jednak przyszło pamiętne lato 1920 roku, nie pojechał za granicę robić propagandy, ani nie przystał do żadnego biura prasowego czy sztabowego - tylko poszedł na front i w dodatku - z lancą.
Z tych czasów zachowały się jego arcywesołe, a zarazem nieco zgryźliwe zapiski, w których szydzi z siebie i ze swych znajomych, parska śmiechem wręcz serdecznym i bluźni patosowi zdarzeń, traktując wojnę jak najgorszy teatr.
Owszem, jest jeden przedmiot, o którym mówi szeptem; jest jedno słowo, które wymawia blednąc: Ojczyzna. Ale szepce rzadko i rzadko blednie. Zaiste, podobny był do owego gaskończyka, który jeszcze w agonii układał o sobie ucieszne wiersze...
(Słowo od wydawcy i przyjaciela)
Czerwony teatr
(Literatura z lancą)
15 sierpnia.
- Więc z kim my naprawdę walczymy, polscy żołnierze? Z najeźdźcą, ze śmiertelnym odwiecznym wrogiem naszego kraju - czy też...?
Wczoraj jeszcze, przejeżdżając przez jakąś wieś, której nazwy już nie pamiętam, byliśmy odprowadzani łzami i błogosławieństwami; tłoczyli się ludzie między trójki naszego szwadronu... Prosili o coś, szlochając... Załamywali ręce...
Wieczorem, na krótkim postoju, w jakimś dworze, przy księżycu, aż białym z egzaltacji i srebrnym, jak sen Grottgera - mówiono nam słowa niezapomniane... Młoda, śliczna panienka grała preludium Chopina... (...)
A dzisiaj, o trzeźwym, przeraźliwie trzeźwym dniu, wszedłszy do innego folwarku, gdzie przed paru godzinami był podobno oddział bolszewicki - pod bramą przejeżdżaliśmy, pod tryumfalną bramą, dla tychże bolszewików przez fornali onegdaj wystawioną...
Któryś krewki wachmistrz kazał sprawić tym ludziom lanie. Czy słusznie? Rozwój wypadków powinien być logiczny... Jeśli brama tryumfalna miała swoją logikę, to należy zauważyć, że wachmistrzowe mordobicie było jej pozbawione. Całkowicie! Ale to całkowicie!
Dla zdrajców ojczyzny dobra jest w takich terminach kula. Siniak to nie dosyć. Siniak to stanowczo za mało...
- A może... Może należało całkiem zamknąć oczy i nie dostrzec tej haniebnej bramy?
Zdzisław Kleszczyński
(fragmenty dziennika pisanego od 10 lipca do listopada 1920 roku)
ciąg dalszy nastąpi
Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre”
w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015
Kategoria - Poezja
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura