Syn zajrzał do magicznej kuli - smartfona - i oznajmił, że jutro będzie tak ładna pogoda, jak dziś, a nawet o pół piętra lepsza, więc on mi zrobi przysługę (i przerwę w nieustannej nauce na studiach) i może przypilnować rusztu. Takie poświęcenie nie mogło pójść na marne, zrobiłam więc sobie nadprogramową, ale miłą, wycieczkę do sklepu mięsnego (zakupy tygodniowe zrobione wczoraj, ale skoro syn się poświęca, to i ja mogę – nieprawdaż? …) i w drodze umowy kupna-sprzedaży nabyłam za papiery wartościowe naszego banku narodowego: kurę rosołową sztuk 1 (a co – u mnie w mięsnym nie takie cuda są dostępne!), cienkie plastry cudownie chudego surowego boczku (kroją, nie marudzą, i nawet się uśmiechają), 6 plastrów schabu (najwyżej centymetr grubości, a schab z młodej świnki), a do tego ze 20 skrzydełek kurczęcych. Z kury wykroiłam piersi bez kości, a skórę zdjęłam (będzie do rosołu). Odcięłam uda i wytrybowałam – nie będę udawać, że jest to moje ulubione zajęcie i że idzie mi to jak po maśle, ale jakoś ostatecznie się udało …. a jestem wnuczką i córką masarzy .... Pierś pokroiłam w dużą kostkę – naprawdę dużą, jak w Bułgarii do szaszłyków - a mięso z ud zmieliłam, bo tylko do tego się nadawało po moim „profesjonalnym” trybowaniu :((( Razem z mięsem zmieliłam 1 niedużą cebulę i 2 ząbki czosnku oraz jedną dużą marchew.Mięso się chłodzi w lodówce - jutro z tego uformuję kotlety z dodatkiem przypraw i jajka.
Marynatę przygotowałam z litra kefitu, dwóch łyżek miodu, trzech ząbków drobniutko posiekanych i jednej cebuli, też drobno posiekanej. Do tego dodałam sporą garść świeżo zerwanych liści laurowych, drobniutko pokrojonych (mam w doniczce, łatwo się to-to uprawia) i wielką wiąchę pietruszki (ostatnie, co mi rośnie na grządkach). Wróć - ostatatnie były trzy malusieńkie i niekształtne, ale diablo pikantne, strączki ostrej papryki!). Do marynaty dodałam też trzy czubate łyżeczki dobrej musztardy – i to wszystko.
Schab, oczywiście, też wylądował w marynacie. Podobnie, jak skrzydełka, które potraktowałam w ten sposób, że każde podzieliłam na trzy części, a tę najmniejszą dodałam do rosołu. Podobnie, jak korpus kury.
Plastry boczku marynuję na sucho: sól, pieprz i wędzona mielona słodka papryka, czosnek i sól.
Jeśli chodzi o grilmistrza, to syn jest naprawdę niezły. Lubi gotować i bywa zaskakująco dobry, choć często maszeruje w poprzek moich wskazówek. Cóż – liczę na to, że z czasem zacznie mnie bardziej słuchać:)
P.S. Impreza może być ostatnia, bo grilowanie zostanie zakazane - w przeciwieństwie do palenia papierosów, co daje nielichą korzyść skarbowi państwa ...
Inne tematy w dziale Rozmaitości