"Mordowaliśmy, tylko nie zakładaliśmy obozów śmierci" powiedział Marcin Święcicki, były prezydent Warszawy. Zważywszy na fakt, że urodził się on w roku 1947, sam mordować nie miał szansy: jednak jest to data tak bliska zakończenia wojny, że facet może mieć informacje z pierwszej ręki o tym, że mordowali jego rodzice. Może np. jako dziecko podsłuchał, jak rodzice o tym rozmawiają albo rzucił mu to w twarz jakiś sąsiad - i stąd to wysoce znamienne "my", bo poczuwa się do winy rodziny? ... Nigdy w życiu np. nie słyszałam, żeby jakiś Polak - ze względu na Trynkiewicza, Belg - z uwagi na Dutroux czy Austriak - z przyczyny Fritzla - powiedział kiedykolwiek "MY, naród pedofilów, morderców i zboczeńców" ... Mam najszczerszą nadzieję, że Instytut Pamięci Narodowej zainteresuje się tą sprawą z urzędu: również dla dobra Święcickiego, który niepotrzebnie się obarcza za (prawdopodobne) zbrodnie swoich przodków. Prawda, taka czy inna, go wyzwoli!
Jeśli natomiast chodzi o Tomasza Lisa, który opublikował starą okładkę Newsweeka z napisem "Jezus Maria Żydzi" i z tradycyjnym komentarzem o polskim antysemityzmie pozwalam sobie zadedykować pewną anegdotę - a historia jest aż do bólu prawdziwa (opowiedziała mi ją w roku 1980 koleżanka Żydówka, która wkrótce, wraz z rodzicami, wyemigrowała do Izraela) :
W okresie II wojny światowej, o czym powszechnie nie wiadomo, szczególną nienawiścią i bojaźnią - tak wśród Polaków, jak i Żydów - cieszyła się żydowska policja, kolaborująca z nazistowskimi Niemcami. W jednym z gett szczególnie złą sławą okrył się pewien Żyd, którego nazwę tu X. Człowiek ten niemieckie polecenia spełniał ze zbrodniczą skwapliwością, wręcz wyprzedzając myśli swoich panów. Czy chodziło o uniemożliwienie szmuglowania jedzenia do getta, czy ucieczkę Żyda z getta, czy też o wydanie Niemcom odpowiedniej liczby współziomków, X wykazywał się niespotykaną gorliwością i pomysłowością. Trudno obliczyć, ilu Żydów wydał wprost na rozstrzelanie, ilu wysłano przez niego do obozów koncentracyjnych, ilu przez to, że nie przymknął oka na próbę ucieczki z getta, a ilu z głodu: w każdym razie, podobno, raz na jakiś czas ktoś nie wytrzymywał (zwłaszcza w obliczu nieuniknionej śmierci) i wykrzyczał głośno swoją nienawiść do X. Były też inne oznaki: z jego dziećmi nikt nie chciał się bawić, a żona cieszyła się powszechnym ostracyzmem. I to się X bardzo nie podobało. On uważał, że jest kimś lepszym od zwykłych Żydów, cuchnących, wychudzonych, obdartych, bo przecież spełniał pożyteczną rolę: pilnował prawa. Skąd te pretensje, skoro wystarczyło tego prawa przestrzegać - nie próbować ucieczki czy szmuglowania jedzenia - aby nie spotkać się z restrykcjami? ... To ONI byli winni, nie on! Gdyby nie ONI, to i on, i jego rodzina, cieszyłaby się takim szacunkiem, na jaki zasługują! ...
I tak jego zbrodnie doprowadziły go do ... najbardziej autentycznego antysemityzmu ....