kelkeszos kelkeszos
1447
BLOG

Hamlet. O potędze robaka.

kelkeszos kelkeszos Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 135

W Polsce do Szekspira mamy wyjątkowe literackie szczęście, bo genialnym dramatom odpowiadają wybitne tłumaczenia. Nie inaczej jest z "Hamletem", choć pierwsza próba Wojciecha Bogusławskiego nie była zachęcająca. Twórca naszego narodowego teatru nie znał angielskiego i tłumaczył francuską transkrypcję, co nie przyniosło zadowalających efektów. Inaczej było z Józefem Paszkowskim. To właśnie jego dzieło stało się kanoniczne i to jemu właśnie zawdzięczamy całą masę cytatów z arcydramatu angielskiego mistrza, które weszły do naszych językowych i pojęciowych zasobów.

"Niech ryczy z bólu ranny łoś ......", chciałoby się napisać powołując przy tym inne, mniej znane spostrzeżenie duńskiego księcia, dotyczące wprawdzie specyficznie pojętej gastronomii, ale w dzisiejszych czasach z powodzeniem znajdujące zastosowanie do wszystkich dziedzin życia społecznego. Po zabiciu Poloniusza indagowany o jego los Hamlet odpowiada, że Poloniusz jest "nie tam gdzie on je, ale tam gdzie jego jedzą. Zebrał się właśnie koło niego kongres politycznych robaków. W gastronomii, Panie, nie ma większego potentata jak robak. Karmimy wszelkie istoty dla nakarmienia glist. Tłusty król i chudy pachołek są to tylko różne potrawy, dwa dania na jeden stół i basta". Dalsza część rozmowy księcia z królem przebiega w podobnej atmosferze 

Nie jestem chyba odosobniony w przeświadczeniu, że wskazana przez Hamleta potęga robaka, w naszej współczesności staje się nieograniczona i bezwzględna. Abstrakcyjny robak toczy wszystko, bo teraz w formie wirusa, dobrał się do podstawowych zasad i pojęć, na których oparliśmy swoją codzienność. Trudno wprawdzie orzec, czy epidemia dopadła już mocno nadgryzione społeczeństwa, wywołując tylko wzmożony objaw choroby we wcześniej mocno napoczętym organizmie, czy też uprzednio zdrowa tkanka społeczna teraz właśnie jest bezwzględnie niszczona, ale ma to mniejsze znaczenie wobec istoty rzeczy. Nowa normalność nie ma wiele wspólnego ze starą,  normalną. Boleśnie się o tym przekonujemy z każdym komunikatem o liczbie zakażonych i kolejnymi ponurymi obserwacjami dotyczącymi ludzkiej kondycji, stanu służby zdrowia, miotania się rządzących jak świat długi i szeroki w próbie poradzenia sobie z kryzysem.

Wobec "robaka" wszyscy okazujemy się bezradni i zaczynamy działać z jakimś niepojętym automatyzmem prowadzącym nieuchronnie, albo do katastrofy, albo do farsy. Bo jakie w tej chwili jest wyjście? Próba okiełznania wirusa przypomina pogoń za wiatrem z siatką na motyle i wiele wskazuje na to, że póki społeczeństwa nie nabiorą naturalnej odporności, póty wirus będzie sobie hasał to tu, to tam. Odpowiedzią będą ograniczenia, doprowadzające coraz większą ilość ludzi do bankructw, psychicznych i somatycznych kryzysów i rozkładu społecznych więzi. To wszystko prowokowane przez media działające z niepojętą automatyką skorpiona, podsycające histerię kolejnymi relacjami o brakujących łóżkach, zniszczeniach płuc u bezobjawowych pacjentów i zgonach zdrowych ludzi w stylu "jeszcze wczoraj był w dobrej kondycji, zjadł 10 pączków, wypił dwa litry wódki, a zabił go COVID". Tak jakby ci wszyscy dyspozytorzy medialnych wajch wierzyli, że wywołane przez nich załamanie systemu ich nie dotknie. Trochę jak ten czarny charakter z jednego ze słabszych "Bondów", medialny magnat, prowokujący globalny konflikt zbrojny, byle mieć o czym pisać.

Istnieje taki nieprzyjemny owad - kołatek domowy - znany  z robienia dziur we wszelkiej stolarce, od okiennej po meblową. Kołatek lubi też stare książki, te robione z papieru welinowego. Wygryza w nich swoje szlaczki, ale omija fragmenty z farbą drukarską, nie wpływając na czytelność treści. Być może do tej pory w sferze społecznej mieliśmy do czynienia z kołatkiem, teraz jednak nadszedł kryzys dużo groźniejszy, bo wirusowy robak zaczął się wgryzać w zapis. W litery i cyfry, w kod naszej cywilizacji. Bo nie jesteśmy cywilizacją dystansu, tyko bliskości. Dystans społeczny to wróg wszystkiego co znamy i jako broń powinien być używany tylko w sytuacjach ekstremalnych, a z taką nie mamy do czynienia. Jeśli zatem nie przełamiemy histerii, jeśli nie skończymy z automatyzmem, w którym media nakręcają histerię, ta nakręca polityków, ci zaś medialne korporacje, to wkrótce staniemy w obliczu sytuacji, w której dystans społeczny nie będzie zniesiony, aby sobie podawać ręce, tylko aby sobie skakać do gardeł. Poza wszelką kontrolą.

W tej sytuacji pozostaje niestety znana z dramatu greckiego interwencja "deus ex machina" - zewnętrznej siły rozwiązującej zbyt zapętloną akcję. Ale w naszych społecznych realiach wiąże się to z nieuchronną farsą, bo ktoś musi w końcu ogłosić koniec "epidemii". Im będzie miał lepsze preteksty, tym kompromitacja mniejsza. Zobaczymy kto się pierwszy odważy. Z pewnością nie Polska.

Na razie potentatem jest robak, który się zebrał wokół "starego świata" na wielkim politycznym kongresie. 

Jest jeszcze oczywiście inna możliwość, również wyrażona przez Hamleta: idzie o to aby inżyniera jego własną w powietrze wysadzić petardą. Niewykluczone, że ktoś tym robakiem realizuje jakiś chytry plan, tego nie wiem. Żeby tylko nie przechytrzył wszystkich, a na koniec siebie. Hamlet jak pamiętamy kończy się ogólnym zgonem, po którym zostaje milczenie, czyli reszta.


kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości