kelkeszos kelkeszos
7903
BLOG

Waldemar Łysiak. Ostatni klasyk.

kelkeszos kelkeszos Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 161

Nie ma drugiego żyjącego pisarza, którego wpływ na świadomość i postawy sporej części społeczeństwa byłby tak istotny jak Waldemara Łysiaka, nie ma też ( i nie będzie ) nikogo zdolnego stworzyć odrębny gatunek literacki, podnieść go z miejsca na wyżyny, a w działach literatury znanych od dawna osiągnąć poziom mistrzowski. To się Łysiakowi udało i z piedestału nie zostanie zepchnięty. Ten pisarz to klasyk.

Moje pierwsze zetknięcie z twórczością bohatera notki to "Szachista". Powieść o intrydze angielskiego wywiadu, zmierzającej do porwania Napoleona przy pomocy aparatu do gry w szachy. Tak o historii nikt ze znanych mi wcześniej autorów nie pisał. Znałem Kossak - Szczucką, Bunscha, Grabskiego, Mrówczyńskiego, uznawałem ich talent, ale Łysiak to była klasa sama w sobie. Niepowtarzalna dynamika języka, tempo akcji, znajomość realiów w najdrobniejszych szczegółach i  szczególny klimat, dający przeczucie tego z czym dojrzalszy czytelnik spotka się w esejach o przeżywaniu naszej cywilizacji, objawionej w sztuce. Był wirtuozem grającym solo - wytwarzał taki pejzaż, taką masę obrazów, że orkiestra była zbędna. Wszystko w tych książkach samo grało. Czarodziej. 

Nic dziwnego, że w latach osiemdziesiątych panowała już prawdziwa mania na punkcie Pisarza. Czego by nie napisał znikało z półek i pojawiało się na różnych "perskich rynkach" z wielokrotnym przebiciem. Zdarzało się, że ktoś pożyczył znajomym do przegrania na kasety jakąś płytę, nie zdarzało się aby pożyczył "Łysiaka". Jako oligarcha dysponujący "biletami pracowniczymi" do kina nie miałem trudności ze zdobywaniem tych woluminów, ale ceny były zabójcze. Zwłaszcza "Cesarskiego pokera"

Połykając powieści i eseje historyczne odczuwałem wprawdzie pewien dyskomfort, bo nie podzielałem uwielbienia Autora dla Napoleona, ale tylko do pewnego momentu. Fanem Cesarza nadal nie jestem, ale podziw rozumiem. Zwłaszcza gdy przeczytałem relację z ostatnich chwil Rzeczpospolitej, z tego najstraszniejszego polskiego listopada, gdy ponura rozpacz obozu w Radoszycach tłumiła nawet głos rozpaczy. A Łysiak pisał jakby jakimś cudem tam wcześniej był i widział te resztki wojsk Insurekcji składające broń przed Moskalami, z których jeszcze nie wyparował krew mieszkańców Pragi. Napoleon nas z tego podniósł i z tego punktu widzenia zasługuje na uwielbienie, nawet Waldemara Łysiaka. 

"Cesarski poker" wywołał dyplomatyczny skandal na linii Moskwa - Warszawa, a głucha wieść o interwencji sowieckiego ambasadora, podniosła autorytet Autora ponad wszystkich piszących. I wtedy Łysiak odkrył kolejne twarze. Tym jakim potrafi być przewodnikiem po filarach cywilizacji pokazał już we wczesnych "Wyspach zaczarowanych" z 1974r., a poprawił "Asfaltowym salonem", ale młodych oszołomił "Fletem z Mandragory". Tak nikt nie pisał, bo nie umiał. Powieść momentalnie stała się kultowa. W pierwszej klasie liceum musiałem za dwuletni już egzemplarz, delikatnie mówiąc "zaczytany" oddać miesięczny deputat biletów pracowniczych, czyli 18 sztuk, uprawniających do darmowego ( i bez kolejki ) pójścia na dowolny film. Łysiak pokazywał nieprawdopodobną skalę, z języka idealnie oddającego dialogi ze służewieckiej trybuny nie bez powodu zwanej "świniarnią" wskakiwał na "suchego przestwór oceanu" i podobną lirykę, nieznaną polskiej prozie współczesnej. Nie do podrobienia. Powtórzył to potem w "Konkwiście" i "Dobrym".

W międzyczasie zaistniał jako dramaturg, przerabiając część swoich świetnych opowiadań sensacyjnych z tomu "Perfidia" na przedstawienia Teatru Telewizji w formie trzech części kultowej "Selekcji" z genialnym Henrykiem Talarem w roli głównej. Sztuka wyprodukowana w 1984r. była bombą atomową. Do poziomu scenariusza nikt już się nigdy nawet nie zbliżył.

Wątku sensacyjnego trzymał się Łysiak jeszcze w "Dobrym" i "Najlepszym", w obu powieściach obnażając związki komunistycznych służb specjalnych z powstającą przestępczością na każdym szczeblu, od zwykłych bandziorów, po topowe postacie wczesnego polskiego "kapitalizmu". Demaskacja była celna i bezwzględna. I to zapewne miało również wpływ na anatemę jaką elity "demokratycznego" państwa obłożyły Pisarza.

Ten zaś nigdy nie dał się zwieść. Nie ten kaliber. Człowiek tak głęboko zakorzeniony w naszej cywilizacji, znający ją jak Wergiliusz dantejskie zaświaty, wiedział z kim i z czym ma do czynienia. Wyspiarz z różnych zaczarowanych wysp, miał wybitnie trzeźwe spojrzenie na to kto nam buduje "wolność" i tych konstruktorów obnażał bezwzględnie, w całym ich zakłamaniu, strachu i nikczemności. Z Geremkiem, Michnikiem, Kuroniem i Wałęsą na czele. Ojcowie założyciele zdemolowani publicystyką Łysiaka nie pozostawali dłużni, za wszelką cenę próbując zrobić z Pisarza wariata, a gdy ten jazgot okazywał się nieskuteczny - zamilczeć. Publikowano rankingi sprzedaży książek, w których dwadzieścia pierwszych miejsc okupowały pozycje razem nie osiągające poziomu sprzedaży jednej powieści, czy eseju znienawidzonego Autora. Łysiaka w tych zestawieniach nie było. A Pisarz jakby nigdy nic, jak Tom Hagen z Ojca Chrzestnego, który jak adwokat miał "tylko jednego klienta" sam sobie sterował w dowolnym kierunku, bo lepiej było każdemu wydawnictwu mieć "jednego Pana Waldemara, niż tysiąc Ketlingów".

Wprawdzie powieści wydawane w późnych latach dziewięćdziesiątych nie miały już takiego ładunku emocji i świeżości jak wcześniejsze, ale Łysiak dopiero miał się wdrapać na najwyższy szczyt wszystkich znanych wysp. Osiem tomów "Malarstwa Białego Człowieka" to w historii naszej literatury rzecz niespotykana. Autor wybiera bezbłędnie ze skarbca kilku tysięcy lat cywilizacji największe precjoza, pokazuje oniemiałym czytelnikom skąd są, kim są i co muszą wiedzieć aby nie zatracić siebie i potomnych. Z lekkością buduje swoje muzeum, w którym nikt nie śmie głośno oddychać, a po wyjściu nie jest już tym samym człowiekiem. Tego nikt wcześniej nie potrafił, może poza Sienkiewiczem, który namalował polskość tak, że każdy ( poza Gombrowiczem ) czytelnik koniecznie chciał być Polakiem i to tym najodważniejszym i najszlachetniejszym.

A to  nie koniec, bo jest jeszcze "Empireum". Dla mnie najbardziej osobista z książek Pisarza, bo mocno wpłynęła na moje życiowe wybory. Łysiak otworzył swój prywatny skarbiec, a zrobił to tak, że o ile w przypadku większości kolekcjonerów chwalących się swoimi zbiorami, po pewnym czasie czujemy dyskomfort, o tyle w przypadku Wyspiarza z Saskiej Kępy, mamy ochotę zakrzyknąć - jak to dobrze, że to znalazło się u Pana. Nawet jedyny znany egzemplarz pierwodruku "Trenów" Jana Kochanowskiego.

Mistrz z Czarnolasu wstąpił na skałę Kaliopy, gdzie przed nim nie było śladu polskiej stopy. Łysiak też polską stopę odcisnął na dziewiczych terenach i to od razu jako zwycięską. W dziale "esej kulturalny" nie ma sobie równych i to się nie zmieni. To jeszcze człowiek "old fashion" jak sam o sobie pisał. Czuje wszystko i umie to przekazać innym, nawet za pomocą magii. Klasyk.

Takiego gościa nie da się oszukać i dlatego stał się też mistrzem publicystki politycznej i społecznej. Sam przeciw wszystkim, ale z wielkim gronem czytelników za plecami, zwłaszcza tych, którzy dzięki tej publicystyce zrozumieli o co idzie gra i kto w niej jest szulerem. Nie Korwin formował konserwatystów i patriotów w czasach przełomu, ale Łysiak właśnie. Jeśli ktoś szuka w sobie pierwiastków , które pozwoliły mu na uniknięcie wstąpienia do chóru lewicowych gęgaczy, bezmyślnie podążających na rzeź w rytm czerskich melodyjek, to z pewnością przypomni sobie spotkane po drodze teksty bohatera tej notki.



kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura