kelkeszos kelkeszos
1070
BLOG

Porzućmy wszelkie złudzenia, czyli gaśnica posła Brauna

kelkeszos kelkeszos Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 92

Mimo wszelkich prób reżyserskich marszałka Hołowni, nikt śledzący polski parlamentaryzm nie spodziewał się żadnych zaskoczeń po pierwszych posiedzeniach nowego Sejmu. Miało być i było jak zwykle, wystarczyło spojrzeć , który garnitur, albo garsonka z wkładem rwie się na mównicę i można było bez najmniejszego ryzyka błędu przewidzieć co powie. Koncert katarynek przerywały czasami okrzyki nie wiadomo czym pobudzonych zasiadaczy ław poselskich, ale co do zasady wiał huragan frazesów  "ręce wiwat", albo wręcz przeciwnie, w zależności kto przemawiał i do kogo się zwracał. Jarosław Kaczyński wprowadził nieco ożywienia przypomnieniem oskarowych ról Tuska, ale i ten temat publiczności nie zajął na długo, jako oczywisty i dawno ograny. Jak jednak nauczał nieodżałowany Zygmunt Kałużyński, nawet najgorszy film może zaskoczyć i może mieć w sobie zalążek wielkiego wydarzenia. I tak też się stało w naszym pożal się Boże parlamencie, za sprawą zdolnego reżysera Grzegorza Brauna.

Zapewne wcześniej już nosił się z zamiarem odpalenia jakiejś hecy związanej z chanukową celebrą, ale przypuszczam, że wybór metody miał charakter impulsywny. Na drodze posła zawisła gaśnica, błysnęła w oku, a dalej już poszło, a raczej się spontanicznie posypało, a o żywiołowości, a nie umyślności działania świadczy sposób, w jaki Grzegorz Braun się owym urządzeniem posłużył. Nie tylko bowiem zasypał proszkiem jakąś nierozważną najdelikatniej mówiąc niewiastę próbującą zastawić mu drogę, ale też sam nawdychał się gaśniczej substancji, co uniemożliwiło krztuszącemu się posłowi wypowiedzenie na gorąco jakiejś zgrabnej formuły, z których przecież słynie. W każdym razie Grzegorz Braun dokonał niemożliwego - uciszył Grzegorza Brauna, co nikomu wcześniej się nie udało i oby się nie udawało także w przyszłości. Co dziwne, ta drobna kobitka okazała się odporniejsza na działanie proszku i zasłabła dopiero po udzieleniu kilkunastu wywiadów chciwym na grosz... przepraszam "news" dziennikarzom.

Umorusany poseł Braun usiłował jeszcze rozpocząć w Sejmie debatę teologiczną , mającą prawdopodobnie uzasadnić jego czyn, ale wyprowadzony z równowagi semi-marszałek ( semi to po łacinie "pół", więc proszę wadliwie nie kojarzyć ) zareagował stanowczo, choć przy tym głupio, od razu rzucając Grzegorzowi Braunowi koło ratunkowe, na którym komfortowo przepłynie wszystkie burze. Otóż Szymon Hołownia płaczliwym głosem zarzucił posłowi Braunowi przerwanie "uroczystości religijnej". W tym momencie każdy normalny człowiek zdębiał ze zdziwienia. I to był w całej historii , szybko przekształconej w histerię moment przełomowy. I dla Grzegorza Brauna, i dla szerokiej publiczności, która właśnie uświadomiona została, że w polskim parlamencie , w dniach kluczowych dla wyboru nowego rządu, odbywają się żydowskie uroczystości religijne, za zgodą, akceptacją i przy czynnym udziale notabli wszystkich największych sejmowych ugrupowań. Co więcej, ów przywilej, nie wiem jak go nazwać "warszawski", "wiejski", "kaczyński", "hołowniany" ( ? ) dotyczący marginalnej jak wykazał ostatni spis powszechny grupki religijnej, został nadany lata temu i od lat jest praktykowany. Pytanie tylko w jakim trybie i na jakiej podstawie prawnej, bo stawiając zarzuty Grzegorzowi Braunowi , semi - marszałek Hołownia, będzie musiał takie przesłanki wskazać. I tu może być problem, bo jak wiadomo Jarosław Kaczyński i jego podkomendni, lubią działać " w żadnym trybie " i w tym wypadku pewnie też tak było. Przyszli, wnieśli, zapalili i w ten sposób ulęgła się nowa "tradition" jak śpiewał Tewje Mleczarz w "Skrzypku na dachu".

Cała rzecz, mimo potężnego ładunku groteski, ma jednak bardzo poważne i praktyczne konsekwencje, bo mimo całej nieporadności i fuszerki w wykonaniu, zwłaszcza w zakresie wrażenia artystycznego, posłowi Konfederacji udało się zerwać kurtynę, zasłaniającą dotychczas kulisy sejmowego teatru. I zdumiona publiczność zobaczyła zaskakujące zjawisko, wprawiające ją w osłupienie. Tego oczywiście Grzegorzowi Braunowi mandaryni sejmowych ugrupowań nie darują, bo nikt nie lubi demaskatorów, zwłaszcza tych obnażających korzenie z jakich wyrastają najwięksi patrioci i sznurki, którymi sterowani są najwięksi zaprzańcy. Dlatego tym razem i poseł, i jego ugrupowanie staną się przedmiotem spektakularnego uboju rytualnego. Chyba, że ..... No właśnie, to co w sprawie wszystkich najbardziej zaskoczyło, to reakcja szerokiej publiczności, która komentując na wszelkich możliwych kanałach , donośnie i powszechnie krzyknęła "brawo Braun!" i to było bardzo wyraźnie słychać. Znacznie donośniej niż wrzaski Ardanowskiego, Błaszczaka, Zgorzelskiego, Dziemianowicz - Bąk, Hołowni i całej masy sprzedajnych ujadaczy zwanych "celebrytami". I ten vox populi da Grzegorzowi Braunowi jakąś formę społecznego immunitetu, w zamian za ten, który chanukowi celebransi w polskim parlamencie mu odbiorą.

A dla Konfederacji jest to wielka nauka na przyszłość. Nie lepcie się do substancji, do których zbliżać się nie należy. Dajcie sobie spokój z "prezydium sejmu" i nie pozwólcie aby pomiatano waszym ugrupowaniem. Dziś pretekstem będzie Grzegorz Braun, jutro to, że Krzysztof Bosak ochrzcił dzieci. Czasami warto poświęcić wicemarszałkowanie w nędznym towarzystwie, dla utrzymania poparcia tych, przywiązanych do zasad polskiego parlamentaryzmu.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka