kelkeszos kelkeszos
3677
BLOG

Jak przeczekać potop. Co nam czynić wypada

kelkeszos kelkeszos PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 230
Sytuacja w jakiej się społecznie znaleźliśmy przypomina mi dwa zdarzenia z dzieciństwa, które wywarły na mnie silne wrażenie, daleko większe niż mógłbym się spodziewać , będąc podówczas ich uczestnikiem. Pierwsze to lekcja wychowania fizycznego, w rozemocjonowanym roku 1981, gdy z jakiegoś bzdurnego powodu odmówiliśmy ćwiczeń wdając się w awanturę z nauczycielem. Ten spokojnie przeczekawszy wybuch furii trzynastolatków, założył się z nami, czy siedząc w sześciu na gimnastycznym materacu, damy radę go poruszyć. Sprawa wydawała się dziecinnie prosta, ale po kilku bezskutecznych próbach, gdy grupka rozwydrzonych gówniarzy miotała się bezradnie po owym prostokącie, uznaliśmy się za pokonanych, twierdząc z przekonaniem, że się nie da. Wtedy wuefista kazał nam usiąść w dwóch rzędach po trzech, na brzegach materaca i na komendę, równo odpychać się rękoma od podłogi. Materac z trudem, ale ruszył, a my, w komunistycznej szkole, dowiedzieliśmy się co to jest zespół, współpraca i nauczyciel. Radzę każdemu  poważne zastanowienie się nad znaczeniem i pochodzeniem tych słów.
Druga przygoda mogła się zakończyć tragicznie. W niedużej odległości od szkoły stała stara kotłownia, miejsce peregrynacji różnych okolicznych grup, zazwyczaj poszukujących ustronia dla spożycia, albo surowców wtórnych. Komin kotłowni stanowił wyzwanie dla śmiałków i prowokował do bicia rekordów wysokości wchodzenia. Siódmy stopień to był punkt selekcyjny, kto wszedł wyżej, ten był gość. I oto pewnego wczesnowiosennego dnia jeden z naszych niedocenianych kolegów, pchany jakąś niezrozumiałą energią, momentalnie wspiął się na stopień dwunasty, czy trzynasty , ale wtedy spojrzał w dół. Zamarł i widzieliśmy jak cały się trzęsie, bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Nie miał rękawiczek, a na tej wysokości było bardzo zimno, więc czas jaki mu pozostał nie był zbyt długi. Na całe szczęście miał do czynienia z ludźmi przez lata zaangażowanymi w harcerstwo. Po pierwszym szoku ruszył po niego "wąż" złożony z kilku trzymających się za kostki chłopaków. Gdy głowa "węża" dotarła do nieszczęśnika i chwyciła go za stopę, wiadomo było, że zostanie sprowadzony na ziemię. Drużyna, druhowie, droga, zastęp, sprawność - tego nas uczono szczęśliwie odwołując się do dawnych słowiańskich znaczeń, których na określenie tego co nas łączyć powinno, znamy bardzo dużo, ze "społem" na czele. A od "społem" mamy społeczność i społeczeństwo, co pozwala nam już i poruszać materac, i ratować ludzi w niebezpieczeństwie. O ile miał nas kto tego nauczyć, a fundamentalna relacja nauczyciel - uczeń nie była zaburzona i wóz nie stał przed koniem.
Starając się zatem zdiagnozować przyczyny cywilizacyjnego kryzysu w jakim się znajdujemy, a co gorsza dalej w niego brniemy, a przy tym nie porzucając nadziei na jakieś pozytywne rozwiązanie, osoby szczerze zainteresowane losem Kraju, powinny skupić się na sprawach i znaczeniach podstawowych, odrzucając cały ten sztuczny azjatycki zgiełk, jaki nas aktualnie otumania. Dlaczego azjatycki? Bo pierwsze nasze poważne zetknięcie się z Azją, okupione katastrofą na legnickim polu, miało taki właśnie punkt kulminacyjny, gdy nie mogący przełamać polskich szyków Tatarzy, wypuścili śmierdzący dym, a w szeregach zdezorientowanego rycerstwa pojawili się ludzie wołający "bieżajcie, bieżajcie". Tak wywołany chaos ściągnął klęskę, a nieszczęsny wódz mógł tylko powiedzieć "gorze nam się stało".
Od lat mamy do czynienia ze wzbieraniem tej azjatyckiej fali , generowanej przy tym paradoksalnie w samym sercu Europy, która 15 października 2023r. miała swoją kulminację i przelała się przez Polskę. I choć na jej energię złożyło się wiele czynników, z tymi zewnętrznymi na pierwszym miejscu, to owa fala powodziowa była o wiele mniej destrukcyjna od spodziewanej, a niesieni nią niszczyciele i analfabeci, zaskakująco słabsi niż można się było obawiać. Nie oznacza to oczywiście, że zjawisko groźne nie jest i doniosłych skutków społecznych nie wywoła, ale..... Strachy, na Lachy. Kto ma słuch społeczny, na tyle wyczulony, aby rejestrować piski w trawie, ten wie, że energia, która wyniosła do władzy Tuska i jego zbieraninę, bardzo szybko się wyczerpie, a pierwsze symptomy widać po kilku tygodniach jego rządów. Ludzi wprawdzie mrowie, ale wojowników mało, że zacytuję wielkiego naszego wodza, lustrującego inną azjatycką watahę idącą całą potęgą ku Rzeczpospolitej. 
Nieusuwalnym problemem Tuska jest brak zasilania. Robi dużo huku i dymu, aby podtrzymać wrażenie wielkiej energii z jaką wziął się za rządzenie Polską, ale w istocie to zniechęcony dziad, z wielkim telewizorem jako pierwszą pozycją na liście życzeń. Kolejne to pewnie fotel, albo szezlong, kapcie dobre wino i cygara. Koniec rewolucji, bo fala opada, podtrzymywana przez wyciągnięte z lamusa miernoty robiące dużo hałasu i dziwnych widowisk, ale w istocie niezdolne do zrozumienia, jak trzeba poruszyć materac. 
W tej sytuacji opozycja, ma łatwo. Falę powodziową należy przeczekać bez nerwowych ruchów, zwłaszcza, że już opada. Trzeba usadowić ludzi przy burtach, dać im wiosła, kogoś do podawania rytmu i niech wiosłują. Nie utoną, ani oni, ani łódka, bo to nie ta siła nam zagraża, która zsyła prawdziwe Potopy, tylko jakaś banda niespełnionych czarodziei, posługujących się karykaturą mocy.
A zatem wystarczy nadać treść tym słowom, które znamy od tysiącleci i nigdy nie zawodzą. Droga, druh, drużyna, podróż, zastęp. Społem. 
kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka