Portal internetowy Salon24 opublikował dziś tekst autorstwa Marcina Dobskiego pt. „Rekonstrukcja rządu. Kulisy twardych negocjacji ”, - vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1170939,rekonstrukcja-rzadu-kulisy-twardych-negocjacji , w którym Autor pisze między innymi:
„Miało być łatwo i przyjemnie, ale Republikanie mający zastąpić w Zjednoczonej Prawicy Porozumienie, zdenerwowali się wejściem do gry Marcina Ociepy i jego środowiska. Z naszych ustaleń wynika, że gra o stołki była twarda, a politycy skupieni wokół Adama Bielana grozili nawet blokowaniem Polskiego Ładu (…) Stanowiska już rozdane. Wiadomo już prawie na pewno, że nowym ministrem sportu zostanie Kamil Bortniczuk...”.
Komentarz:
Moim zdaniem nad wyraz trafnym komentarzem zaistniałej sytuacji w partii Jarosława Kaczyńskiego może być esej młodego historyka Michała Augustyna pt. „Bolszewicy polskiej prawicy ” – vide: http://liberte.pl/bolszewicy-polskiej-prawicy/ , którego fragmenty teraz Państwu zacytuję:
„Zanim jeszcze bolszewicy pokonali „białych”, maszyna terroru dotknęła tych, z którymi wydawałoby się, było, czy być powinno bolszewikom po drodze. Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich były wszak spontanicznie powołaną do życia reprezentacją wszystkich, którzy odrzucali nie tylko carską Rosję, ale i wizję Rosji wprawdzie demokratycznej, ale wciąż kapitalistycznej (czyli plan rządu, który był nie tylko tymczasowy z racji okoliczności, ale i kompletnego braku popularności w masach). Bolszewicy od samego początku z wielką zaciekłością rozprawiali się z polityczną konkurencją, która z racji wpływów w społeczeństwie i popularności swoich programów, mogła pozbawić bolszewików, tego, o czym Lenin i jego towarzysze myśleli od zawsze: totalnego monopolu władzy (...)
Bolszewicy konsekwentnie zadekretowali monopol na wiedzę o tym, czego Naprawdę chce większość społeczeństwa; ta większość, która miała ocaleć z rzezi rewolucji. Bolszewicy od samego początku, do samego końca siedem dekad później, „wiedzieli lepiej”. (...)
Bałagan pojęć i trudność z odszukaniem desygnatów, musiały raz jeszcze oddać władzę w ręce nie tego, który byłby najinteligentniejszy, najbardziej wyrafinowany i obeznany z „pismami świętymi”, ale w ręce najbardziej sprawne, potrafiące przejąć władzę praktyczną, czyli tę trzymającą i cugle i bat (powtórzmy-władzę robiącą na wszystkich dookoła wrażenie) (...)
Krótko: niezadowolonych tak, czy siak, z tego, czy owego powodu było na tyle wielu i na tyle mocno zakorzenionych w społeczeństwie i jego tęsknotach, lękach, ale i nadziejach, że możliwe stało się powołanie do życia Rad Delegatów IV RP i odsunięcie od władzy elity, która okazała się z zaskoczeniem dla wszystkich, w tym i siebie samej, elitą bardzo tymczasową. Właściwie w młodej, może nawet raczkującej demokracji to normalna rzecz. Jakaś koncepcja wygrywa, jakaś przegrywa. Wszystko byłoby, bez względu na ocenę programów „rewolucjonistów”, zgodne ze standardami demokracji, gdyby nie fakt, że jedna z partii przejęła metody, język, strukturę, styl, zachowania w prostej linii od WKPb (...)
Logika bolszewickiego zamachu na ideę IV RP, pozwalała Jarosławowi Kaczyńskiemu dowolnie manipulować miejscem, gdzie mają stać „zomowcy” i ich poplecznicy i tym, gdzie tkwi nietknięta przez różnorakie „odchylenia”, najbardziej wartościowa część społeczeństwa (...)
Jarosław Kaczyński oczywiście wie, czego naród chce (ta część społeczeństwa, która zasługuje na to miano). A naród chce przede wszystkim jego i z nim się zgadza, nawet jeśli jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, bo znajduje się pod wpływem obcej propagandy. Jeżeli udało się osłabić wpływy „Gazety Wyborczej” i przejąć telewizję publiczną, używając do dawnego eselowskiego układu („cara”), to i tak pozostaje jeszcze wyzwanie w postaci grupy ITI. Wiadomo: walka klas musi się nasilać wraz z rozwojem rewolucji, a na miejsce jednej odciętej głowy kontrrewolucji, odrastają dwie. Dlatego szybko trzeba piętnować tych, którzy na chwilę zasilili szeregi bolszewickie, ale okazali się „wtyczką kontrrewolucjonistów” (...)
Jarosław Kaczyński wie również, co jest zgodne z „rewolucyjną” moralnością, a co nie. Wystawianie na pokuszenie jest godne, jeżeli tylko ma pomóc w udowodnieniu tezy o układzie. Każda prowokacja, manipulacja, każdy sojusz, każda anatema niczym nie różni się w tym zakresie pisowskich „rewolucjonistów” od bolszewików. Wroga nie wystarczy bowiem naznaczyć piętnem kontrrewolucji. Wróg musi być również amoralny! (...)
Prawo i Sprawiedliwość zawarło wiele lat temu sojusz z polskim chamem. Nie z przedstawicielem polskiego ludu, który ma określone aspiracje i tak samo, jak za Kościuszki, jak w czasie powstania styczniowego, czy w międzywojennej Polsce, łaknie modernizacji, oświaty dla swoich dzieci-po prostu zasobniejszego bytu, ale sojusz właśnie z polskim chamem. Cham, czyli prymityw niezdolny do rozumienia czegokolwiek i dlatego zawsze łaknący prostych, często spiskowych wyjaśnień swojej nędzy, sfrustrowany sobą samym i tym, jak traktują go inni (…)
Cham nienawidzący wszystkich elit i spragniony przynależności do jakiejś wspólnoty, bez zaangażowania w to osobistego wysiłku, niejako z klasowego, czy rasowego automatycznego przydziału. Ten cham stanowi właśnie o sile bolszewików polskiej prawicy. Wszystko jedno, czy rzeczywistość wyjaśni mu Ojciec Dyrektor Rewolucjonista razem z Robesspierem Pospieszalskim, czy zrobi to sam Jarosław Kaczyński, cham jest gotowy na uwiedzenie. On chce bezpieczeństwa z daleka od odpowiedzialności i wolności, od debat, również tych toczonych przez „rewolucjonistów”. Wizja świata musi być prosta i zawsze zawierać element tłumaczący status chama: jego nieudaczność i biedę. Polski cham nie zna historii Polski. Nie zna, bo nigdy się jej nie nauczył, nawet jeżeli ktoś nauczyć go jej próbował (...)
Cham, choć historii nie zna, czuje się jednak patriotą. Bolszewickim patriotą. I Jarosław Kaczyński to wie. Dlatego tego chama dopieszcza, kokietuje, schlebia mu, stawia wyżej od niedawnych towarzyszy broni i wykreowanych w opozycji do łżeelit, służalczych wobec wodza i rewolucji, elit „patriotycznych”. Tak samo chama kokietowali pierwsi sekretarze PZPR…”, koniec cytatu.
Ktoś zaprzeczy?
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Post Scriptum
Mniej więcej po godzinie o czasu opublikowania tej notki pisowski plankton Salonu24 się skrzyknął.
Ponieważ są zbyt mało lotni, by zrozumieć przekaz notki i dodać merytoryczny komentarz, stawiają na oślep jej autorowi czerwone łapki. Jak zawsze zresztą.
I tylko pomyśleć, że tacy... (proszę sobie wstawić stosowny określnik) tworzą elektorat partii rządzącej.
Drodzy Rodacy! To wcześniej, bądź później musi się skończyć taką katastrofą państwa, - vide: https://www.youtube.com/watch?v=6-wI4C2erOU (polecam dźwięk na full i wersję pełnoekranową)
Inne tematy w dziale Polityka