Świat się zmienia...
Dedykowane politykom polskiej prawicy, którzy po wyborze Donalda Trumpa po raz drugi prezydentem USA urządzili na jego cześć w Sejmie RP spontaniczną owację na stojąco skandując zapamiętale: DONALD! DONALD!! DONALD!!!
Portal internetowy Onet.pl – vide: https://wiadomosci.onet.pl/.../donald-tusk.../w4wnlhb informuje:
„Donald Tusk napisał kilka zdań. Jego wpis bije rekordy popularności na świecie. Sobotni wpis premiera Donalda Tuska na platformie X stał się w ciągu ostatniej doby najczęściej wyświetlanym postem na świecie związanym z tematem społeczno-politycznym. Dotyczył relacji europejsko-amerykańskich…”
Mój komentarz:
Najpierw coś Państwu opowiem, a puenta będzie na końcu.
W roku 1967 jako student IV roku Geologii Akademii Górniczo-Hutniczej, -wyjechałem do Chicago celem zarobienia na dokończenie studiów w Polsce.
Lecz jak najszybciej uciekłem wtedy z Ameryki, która kaleczyła moją europejską wrażliwość i wartości, które są Amerykanom kompletnie obce.
W Chicago dostałem pracę na obrzeżu miasta, gdzie pewien Żyd polskiego pochodzenia zatrudniał rodaków „od ręki”. O piątej rano zatłoczonym trolejbusem jechałem ponad godzinę do pracy w fabryce, gdzie produkowano części do lodówek. Na miejscu przekonałem się, że haruje tam od świtu do zmroku rój niemówiących po angielsku Polaków. Na hali panował nerwowy pośpiech charakterystyczny dla robotników bojących się utraty pracy. Uderzył mnie zaduch i nieznośny hałas klekoczących maszyn.
Jak mówił szef objąłem jedno jedyne wolne stanowisko. Moim zadaniem był montaż chłodnic lodówkowych. Siedząc na metalowym stołku miałem przed sobą prowadnice, w które w stosownym momencie trzeba było wsadzić wygiętą spiralnie miedzianą rurkę. Tuż nad moją głową wirowało huczące złowieszczo koło zamachowe. Po lewej zwisała na łańcuchach szpula aluminiowej blachy ciętej z przeraźliwym zgrzytem na paski, które plująca parą pneumatyczna łapa przesuwała z łoskotem nad wspomnianą rurkę. Wtedy tuż przed moim nosem spod sufitu spadała z potwornym łomotem dwutonowa prasa. Uformowaną chłodnicę musiałem szybko wyjąć, bo za parę sekund miał w nią znowu rąbnąć ten upiorny kafar. A jeśli nie zdążyłem, jak spod ziemi wyrastał zmianowy i skreślał mu godzinę z przerobionej dniówki.
Tyrając jak mrówka w tej manufakturze często myślałem o kultowym filmie Chaplina, genialnie wyszydzającym dumę Ameryki, jaką była produkcja w systemie taśmowym.
Już wtedy zrozumiałem na czym polega tajemnica sukcesu gospodarki Stanów Zjednoczonych! Przypomniałem sobie walającą się po domu w Krakowie książeczkę ze wskazówkami niejakiego Okołowicza, jakie Autor dawał Polakom w poradniku pt. „Wskazówki dla wychodźców jadących do Ameryki”, wydanym w Krakowie na początku wieku, w którym Autor przestrzegał:
„Kto ma zamiar udać się za morze w celach zarobkowych powinien się przede wszystkim dobrze zastanowić, czy mu się opłaci kraj rodzinny opuszczać i szukać szczęścia wśród obcych. Nie powinien też wybierać się w podróż zamorską, kto obawia się ciężkich trudów i chciałby mieć w swym życiu lekki kawałek chleba. Za morzem można bowiem dojść do czegoś tylko przy nadzwyczaj ciężkiej pracy fizycznej, a każdy cent, jaki się tam odkłada okupiony bywa nadludzkim wysiłkiem ochrzczonym krwawym potem…”.
Z każdym dniem coraz lepiej rozumiałem przekaz tego poradnika i coraz częściej zadawałem sobie pytanie, jak to jest, że odczłowieczeni robotnicy tej fabryki tyrając, jak zwierzęta zaprzęgnięte do kieratu za kilka dolarów - są przeszczęśliwi, że mają tę pracę.
Zrozumiałem, że ów czczony w Polsce złoty cielec nazywany amerykańskim etosem dochodzenia do szczęścia mozolną, mrówczą pracą to po prostu jedna wielka ściema dla frajerów, albo jak ktoś woli biedaków tyrających na bogaczy. I wtedy podjąłem decyzję, że ja się na ten etos nie dam nabrać.
Harowałem w tym piekle po dwanaście godzin dziennie, bo za overtime płacono podwójnie i z pewnością rzuciłbym tę pracę, gdyby nie nadzieja, że zarobię na tyle by dokończyć studia w Polsce. Tą nadludzką orką zarabiałem tygodniowo sześćdziesiąt dolarów, co przy ówczesnym kursie, kiedy za dolara płacono sto czterdzieści złotych, było sumą zawrotną, - patrz galeria fotografii pod tekstem.
O czwartej trzydzieści nad ranem skonany, niewyspany, bez chęci do życia zwlekałem się do pracy.
To właśnie na takich nieszczęśnikach dorabiały się wtedy ogromnych fortun słynne amerykańskie rody Forsyte'ów, a obecnie Trumpów.
Nie dziwicie się Państwo chyba, że wyjeżdżałem wtedy z USA bez żalu.
Za moimi plecami, John Lennon wykrzykiwał: ALL WE ARE SAYING IS GIVE PEACE A CHANCE! - proszę posłuchać w wolnej chwili:
https://www.youtube.com/watch?v=C3_0GqPvr4U
Lecz w trakcie ostatnich dekad kurs dolara spadł tak nisko, że obecnie nawet szeregowym Polakom już się nie opłaca ciężko tyrać w USA, bo tyle samo, jak nie więcej zarobią w Polsce lub w krajach Unii Europejskiej . Zmieniły się także polityczno społeczne relacje europejsko – amerykańskie.
Zaś dzisiejsza Ameryka mnie po prostu przeraża i za chiny nie chciałbym tam mieszkać.
Podzielona, skłócona, rozbita, na granicy finansowego krachu, - gdzie chamstwo i przemoc urosły do rangi cnoty, - patrz dwie kampanie prezydenckie Donalda Trumpa.
W tej sytuacji obecny prezydent USA, a po prawdzie urodzony i bezwzględny biznesmen zaczął kombinować, jak innymi sposobami zarobić na Polsce i Polakach.
Resztę sami sobie Państwo dopowiedzcie,
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Inne tematy w dziale Polityka