echo24 echo24
2128
BLOG

„Ostatni dzwonek. Utopia”

echo24 echo24 Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Ilustracja słowno muzyczna:
https://www.youtube.com/watch?v=ZOkhslPrNPs 
https://www.youtube.com/watch?v=DmXKas7TJbE  

Tę notkę przeczytacie Państwo dopiero jutro, ale piszę ją już teraz na gorąco, bo właśnie wróciłem ze spektaklu dyplomowego studentów IV roku Wydziału Aktorskiego Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, gdzie studenci tej szacownej Wszechnicy wystawili reżyserowany przez Piotra Ratajczaka spektakl pt. „Ostatni dzwonek. Utopia” – vide: http://krakow.ast.krakow.pl/ostatni-dzwonek-utopia-rez-piotr-ratajczak

Spektakl był na tyle zajebisty, że postanowiłem go zrecenzować, choć teatralnym krytykiem bynajmniej nie jestem, - a słowa „zajebisty” użyłem celowo, gdyż scenariusz jest napisany w genialnie podsłuchanym języku młodzieżowym.

Ale najpierw coś Państwu opowiem. Zaś tym, którzy już znają tę opowieść, jeśli nie chcą jej przeczytać w nowym kontekście, proponuję przełączyć się na inne blogi.

Otóż, z początkiem lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku przyjęto mnie w poczet uczniów elitarnej szkoły średniej nazywanej „Trzecim Zakładem im. Jana Kochanowskiego w Krakowie”. Piszę „zakładem”, gdyż słowo „liceum” było zakazane, a nazwa „zakład” była zastrzeżona dla elitarnej szkoły męskiej o delikatnie mówiąc kagańcowym drylu wychowawczym. W tym katorżniczym zakładzie słowo „koedukacja” miało wzbudzać w uczniach, jeśli nie obrzydzenie to w najlepszym razie politowanie, a w szkole panował terror oparty o kodeks niezliczonych nakazów, zakazów, kar oraz restrykcji. Z tej drakońskiej sztuby omal nie wyleciałem z hukiem za, Sic! – pornografię.  Już śpieszę z wyjaśnieniem. Pod koniec listopada roku 1960 w Krakowie spadły pierwsze śniegi i wracając ze szkoły wpadliśmy z kolegami na pomysł by w Parku Krakowskim miast bałwana ulepić posąg Wenus z Milo. Rzeźbił wybitnie uzdolniony artystycznie kolega o nazwisku Swałtek, a reszta dostarczała śnieg sprawdzając proporcje rodzącego się arcydzieła – patrz Fot.2 i Fot.3. Zaaferowani pracą twórczą licealiści zdjęli nierozważnie szkolne czapki, co jak starsi może jeszcze pamiętają, w tamtych ponurych czasach było bezwzględnie zakazane. Narodzinom boskiej Wenus przyglądał się bacznie nieznany jegomość, jak się miało okazać kapuś dzielnicowy, który do dzisiaj nie wiem, jak to zdołał zrobić, bo przecież wtedy nie było komórek, dał cynk na milicję, a dowódca przybyłego patrolu MO w związku z wykroczeniem z paragrafu, jak to nazwał w notatce służbowej „siania pornografii w terenie publicznym” spisał wszystkich na miejscu, po czym zapuszkowano nas do gazika i na sygnale przewieziono do szkoły. W kancelarii dyrektora odbyło się w trybie doraźnym przesłuchanie obwinionych i jako krzewiących zgorszenie bezwstydnych deprawatorów zawieszono nas w prawach uczniowskich, łącznie z natychmiastowym wezwaniem rodziców do szkoły. Do dziś mam w oczach scenę, jak moja kochana Mama, która musiała się zwolnić z pracy, z rozwianymi przez śnieżną zawieruchę włosami wpadła do kancelarii jak bomba i wygarnęła mi z wyrzutem: - "Synu! Na litość boską! Jak już musiałeś rzeźbić w parku gołą babę to, dlaczego kretynie zdjąłeś szkolną czapkę???!!!"  Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, co to znaczy władza hołdująca manierze mędliwej upierdliwości nieprzyjaznej ludziom.

Niezapomnianą postacią tej dziwacznej szkoły był profesor Pietras, - przezacny człowiek, który prócz biologii uczył nas również życia i manier. Ten zakręcony belfer cierpiał na manię skrótów. Polegało to na tym, że jeśli normalny pedagog mówi do swych uczniów: - Dzień dobry, proszę się przygotować, będziemy teraz pisali ćwiczenie sprawdzające, - pan profesor Pietras wyrażał to samo mniej więcej w ten sposób: - Stop! Błysk! Cwicz! Sprawdz! Pisz!”, - i wszyscy musieli wiedzieć, o co mu chodziło.
Pamiętam jak kiedyś nasz wychowawca klasowy zobaczył w dzienniku przy nazwisku Mamcarczyk uwagę profesora Pietrasa, zapisaną skrótowo: „Oł./Pisz.”. Rzeczony wychowawca rozszyfrował ten skrót metodą dedukcji i zapytał wójta, który musiał wiedzieć wszystko, co się dzieje w klasie, dlaczego uczeń Mamcarczyk pisze na biologii ołówkiem. Na co wójt stanął na baczność, bo tak było nakazane, i wyrecytował: - To nie tak jak pan myśli panie profesorze, bo „Oł.” - to brak ołówka, a „Pisz.” - to panie profesorze - koszula jak pidżama. Tu muszę Państwu wyjaśnić, że w moich licealnych czasach do szkolnych mundurków trzeba było nosić wyłącznie koszule gładkie, a Mamcarczyk dostał w paczce z Ameryki koszulę w chabrowe palmy, w jakiej wtedy Elvis Presley śpiewał swoje słynne Blue Hawai – vide: https://www.youtube.com/watch?v=cyIJ2vMIuDg 

Pewnego roku, nakazem Ministra Oświaty, poszerzono szkolny program o nowofalowy przedmiot nazwany „Higieną”, którego miał nauczać profesor biologii. Przenigdy nie zapomnę jak poczciwy Pietras rozpoczął pierwszą lekcję higieny w taki oto sposób: - "Stop! Batiarygi! Moja mama - twoja mama; moja siostra - twoja siostra; moja kuzynka – twoja kuzynka; - regularnie, co dwadzieścia osiem dni – O W U L U J Ą - Pisz!!!" - wystraszona klasa notowała wstydliwie, a Pietras grzmiał dalej: - "A jak przyjdziesz kretynie po lekcjach do domu i zobaczysz tłumoku, że twoja mamusia właśnie zaniemogła, to nie drzyj się chamie od progu, co jest do jedzenia, tylko przyłóż mamusi na czoło kompresik i weź sam sobie obiad! – Zrozumiano?" – TAAAK! – beczała skrzekliwie klasa, bo wszyscy byli właśnie świeżo po mutacji. W ten właśnie sposób pan profesor Pietras już na przełomie lat 50./60. ubiegłego wieku wprowadzał swoich uczniów do Europy próbując nas nauczyć szacunku dla kobiet. 
Inną manią Pietrasa było obsesyjne sprawdzanie szkolnych czapek. Pewnego dnia nasz zbuntowany kolega Mamcarczyk przyszedł do szkoły z gołą głową. Ponieważ profesor Piertas od samego rana czatował przy bramie, ktoś rzucił Mamcarczykowi czapkę przez okno. Niestety, czujne oko Pietrasa dostrzegło, że czapka jest za mała, co się skończyło wezwaniem mamusi do szkoły. Gdy pani Mamcarczykowa przyszła na biologię w wyznaczonym terminie, Pietras przegadał z nią całe czterdzieści pięć minut, po czym tuż przed dzwonkiem powrócił do klasy i odezwał się do nas tymi oto słowy: - "Panowie! Po prostu nie wytrzymam! Chyba mnie szlag trafi! Widzieliście sami! Pani Mamcarczykowa, przeurocza kobieta ciężko harująca od świtu do zmroku musi przyjść do szkoły. - A czemu? Bo ten fasoniarz Mamcarczyk, co ma łeb jak ceber, sprawił sobie czapkę jak na krasnoludka. - A po co? Żeby kusić dziewczyny plerezą!" – Tu młodszym z Państwa wyjaśniam, że plereza była to modna fryzura „na Elvisa Presleya”, w kształcie fali z utwardzanym na żelu z zagęszczonej brylantyny grzywaczem łamiącym się dziesięć centymetrów przed czołem.

W naszej niesfornej klasie od samego początku zaznaczył się podział na małą grupkę prymusów, kujonów, fajtłap i lizusów i znacznie liczniejszą ferajnę z natury inteligentnych leni i nieuków. A jak później życie pokazało, ci pierwsi przeżyli w cieniu, a z grupy „czarnych owiec” wyrosła plejada błyskotliwych karier. 

A wszystko to wirowało w tragikomicznie desperackim tańcu pawi doby peerelu w rytmie rock-end-rolla, który po falach radia z Luksemburga przebijał się z trudem przez brzęk zagłuszarek – vide: https://www.youtube.com/watch?v=cQGCWf6azHY

I przyznam się Państwu, że kiedyś uciekłem z domu, jak mi moja kochana Mama zabroniła słuchać Beatlesów, gdyż uważała, że to są niemające Boga w sercu zdziczałe i nieostrzyżone wyjce rude, a ja zamiast słuchać tego kociokwiku powinienem z nią częściej śpiewać ułańskie piosenki do muzyki granej na cztery ręce na naszym Steinwayu. 

Zaś po maturze, choć od dziecka marzyłem o humanistyce, Mama skutecznie rozwiała te pragnienia, bo po śmierci Taty kategorycznie orzekła, iż jako mężczyzna i przyszła głowa rodziny nie mogę być jakimś „srakotłuką” i muszę mieć zawód konkretny, czyli, tak jak Tata, mam być inżynierem. A jakim? Wszystko jedno! Więc by jej nie robić przykrości, wybrałem Akademię Górniczo Hutniczą, ponieważ miałem do niej stosunkowo blisko, a na geologię poszedłem, dlatego, że było tam mało matmy, której nie znosiłem. Szczęśliwym trafem , wpadłem na rocznik iście wyjątkowy, gdzie rej wodziły dwie grupy urodzonych wagantów. Pierwszą z nich była kompania zwana bankietową, złożona w zasadzie z samych wybitnych sztabowców, którzy na studia na AGH zjechali z całej Polski, drugą zaś tworzyła niestrudzona, doborowa ferajna gorących miłośników wód wyskokowych uformowana w całości z kolegów ze Śląska - vide: https://m.salon24.pl/fd23e90a639c08c2e634799481990d1b,750,0,0,0.jpg. Tu muszę z żalem wyznać, że tym zawodowcom, jako amator z Galicji, choć robiłem, co mogłem, nie dorównałem ni razu przez dziesięć semestrów. Zaś o tym, że właściwie pojęta balanga w niczym nauce nie szkodzi, a wręcz przeciwnie wyzwala w ludziach ochotę do życia i działania najlepiej świadczy to, iż z tego wydawać by się mogło straconego roku, zostało na uczelni aż trzynaście osób, z których wyrosło grono wybitnych i lubianych przez studentów profesorów…

A gdzie ta recenzja? Pytacie Państwo.

Właśnie ją napisałem, bo w polskim szkolnictwie od pięćdziesięciu lat nic się nie zmieniło, no może poza tym, iż w moich czasach ministrem oświaty był Henryk Jabłoński, a ministrem kultury niejaki Lucjan Motyka, - zaś obecnie na tych stanowiskach podobnie zapalczywie pracują ministrowie: Anna Zalewska i Piotr Gliński.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum
Obejrzyjcie Państwo koniecznie ten spektakl! Wszyscy, bez wyjątku zagrali wspaniale, a mnie ręce same się składały do oklasków. Wyluzowani, radośni, pełni życia i energii młodzi ludzie. Lekka, barwna, wartka, dowcipna, a zarazem mądra akcja. A wszystko okraszone zadziwiająco dojrzałym aktorstwem. I powiem Państwu w tajemnicy, że wczoraj wieczorem dane mi było przeżyć po stokroć więcej niż na wszystkich, z nielicznymi wyjątkami, - udziwnionych sztukach wystawianych ostatnimi laty przez zawodowe teatry.

Czytaj także: K.Pasierbiewicz, 2015, "Spokój orkiestra! Pani Andziu! Kocham Panią!" - vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/657599,spokoj-orkiestra-pani-andziu-kocham-pania

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo