Piwo Guinness to dzieło sztuki. Człowiek powinien obcować ze sztuką. Ja obcuję. Zawsze z lekceważeniem odnosiłem się do ludzi, którzy twierdzili, że po wizycie w teatrze, galerii czy operze doświadczają metafizycznych przeżyć, a czasem są wstrząśnięci. Tak było do czasu, kiedy małżonka moja Zofia - w ramach kulturalnego ociosywania - zabrała mnie do madryckiej galerii Prado. Chodziłem za nią, robiłem miny jak prof. Estreicher i nic nie przeżywałem. W przeciwieństwie do mojej małżonki, która naprawdę zna się na sztuce, ponieważ pochodzi z rodziny artystycznej, jako że nasza córka ukończyła studia plastyczne we Francji. Nudziłem się, aż stanąłem przed obrazem Goi " Maja naga " ten obraz naprawdę mną wstrząsnął, może ta Maria del Pilar Teresa Cayetana de Silva y Albarez de Toledo nie była piękna według współczesnych kanonów, jednak cała reszta była bez zarzutu, łącznie z zieloną otomaną i poduszeczkami. Stałem tak wstrząśnięty i wprost oczu nie mogłem oderwać od tych kształtów, żona widząc co się dzieje wypchnęła mnie z ram tego obrazu i przestawiła do nastepnej ramy, na której rozpięta już była " Maja ubrana " trochę się uspokoiłem, jednak dalej byłem wstrząśnięty i postanowiłem opuścić galerię. Minąłem obraz " Ogród ziemskich rozkoszy " Boscha, już sam tytuł obrazu był podpadający, więc się nie zatrzymywałem, uznając z resztą - z powodu rozbuchanej kolorystyki - że jest to plakat reklamowy fabryki landrynek. Żona próbowała mnie zatrzymać, pytając czy nie chcę obejrzeć obrazów Goi z okresu głuchnięcia. Odpowiedziałem, że nie chcę bo skoro on malował takie obrazy będac przy wszystkich zmysłach, to jak on musiał malować będąc kompletnie głuchym. Powiedziałem żonie, że będę czekał na ławeczce pod pomnikiem Velasqueza i wyszedłem, żona odniosła się do mojej decyzji z wyrozumiałością bo widziała, że jestem wstrząśniety. Naprzeciwko galerii Prado była symptyczna bodega, taka na 20 krzeseł, z fajną artystyczną atmosferą, z landszafcikami na ścianach, upatrzylem ją sobie wcześniej. Hiszpańskiego nie znam, wiem jedynie co znaczy " una cerveza " w tym przypadku nieznajomość hiszpańskich liczebników wcale nie jest przeszkodą, można sześć razy pod rząd powtórzyć " una cerveza " i tak czy siak będziemy usatysfakcjonowani. Kiedy żona opuściła Prado, zastała mnie zgodnie z umową - leżącego na ławeczce - pod pomnikiem Velasqueza. Byłem uspokojony, bo San Miguel to naprawdę dobry uspokajający napój. Zimny idealnie pasuje do iberyjskiego klimatu. Od tego czasu wiem, że sztuka potrafi człowiekiem wstrząsnąć, ale nie eksperymentuje za bardzo, nie podejmuję ryzyka. Inny zapamiętany obrazek odnoszący się do sztuki jest następujący i to od tej sytuacji wszystko się zaczęło. Wyjeżdżam na stałe z Polski, najlepszy przyjaciel odwozi mnie na dworzec, puszcza co chwila z kasety Poloneza Ogińskiego, nie było wówczas smartfonów, ja siedzę z tyłu kołyszę się na tylnym siedzeniu jak ten Czesław Wołłejko przebrany za Chopina... i zatopiony jestem w myślach, głównie myślach dotyczących mojej marnej egzystencji. Kolega zaś trajluje cały czas - nie bacząc na moją melancholię.
- Jednego ci zazdroszczę, tylko jednego. Zazdroszczę ci, że będziesz mógł codziennie napić się Guinnessa. Byłem w Londynie, piłem, jakie to cudowne piwo, jaki smak, jaki kolor. To piwo to dzieło sztuki, to prawdziwe dzieło sztuki.
Nie zwaracałem na to większej uwagi ponieważ byłem wówczas zwolennikiem Millera. Mam na myśli piwo, a nie Leszka Millera, ostatniego sekretarza KC PZPR. Różnica między " moim " Millerem, a Leszkiem Millerem jest mniej więcej taka jak różnica między Planem Marshalla, a moskiewską pożyczką. Piwo Miller trafiało w mój smak.
Po rozpakowaniu się, po rozgoszczeniu ruszyłem na poszukiwanie pubu, ponieważ przyjaciel zobowiązał mnie do tego bym napił się Guinnessa już pierwszego dnia, żebyn popróbował prawdziwej sztuki piwowarskiej. Pub był zielony i nazywał się " Wellington " piwo Guinness było oczywiście ciemne i smakowało tak sobie. Nie zaczarowało mnie... i tak już zostało. Tak zostało dopóki nie polecialem do Dublina i nie odwiedziłem największego w Europie browaru, rozpostartego na 36 hektarach, to spory kawałek tej niewielkiej irlandzkiej stolicy. CDN
Inne tematy w dziale Rozmaitości