Siukum Balala Siukum Balala
2262
BLOG

Jak pomagam imigrantom

Siukum Balala Siukum Balala Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 180

Nie nazywam się Jacek Hugo - Bader, nie pomalowałem buzi szuwaksem, nie postawiłem żadnej tezy w żadnej sprawie. Nie wygenerowałem, ani nie sprowokowałem sytuacji, która dowodziłaby prawdziwości lub nieprawdziwości jakiejkolwiek tezy. Nie pracuję w Gazecie Wyborczej.


Ta historia wydarzyła się naprawdę i to całkiem niedawno, bo w ostatni piątek. Nie jest moim celem ukazywanie imigrantów w złym świetle, niniejsza notka w najmniejszym stopniu nie narusza ich dóbr osobistych, ani nie jest próbą wywołania  negatywnego nastawienia do imigrantów. Sytuacja jest absolutnie humorystyczna i uważam, że czytelnicy odwiedzający ten  blog mają prawo do niewielkiej porcji humoru w niedzielny poranek.


W piątek jak zwykle udałem się z małżonką moją Zofią oraz z najulubieńszą sąsiadką Mariolcią na weekendowe zakupy. Oczywiście do polskiego sklepu po polskie produkty, bo kapitał ma narodowość. 


image


Po zakupach uruchomiłem plan B, czyli zaproponowałem zakupy w supermarkecie Morrison z uwagi na promocję " Leffe " cena którego spadła z 3,20 na 2,80. Skoro człowiek musi już pić to dobrze jeśli może na tym trochę zaoszczędzić. Kobiety wystrzeliły z samochodu pierwsze, bo jednak " market slalom " to dość atrakcyjne zajęcie. Ja niespiesznie wyciągnąłem jutową torbę z bagażnika, bo takie zalecenie dał mi pośrednio rząd JKM.


Sprawa toreb jest niezwykła, mnie bardzo się spodobała, bo dowiodła jak działa mądrze stanowione prawo. Dwa lata temu rząd JKM ustanowił prawo, które nakłada na supermarkety obowiązek pobierania od klientów opłat w wysokości 5 pensów, za każdą wydaną klientowi foliowa  torbę. Małe sklepy takiego obowiązku nie mają. Sukces i pochwała działań rządu przyszła po roku, kiedy roczne sprawozdanie  Great British Beach Clean wykazało, że po roku działania nowego prawa na  100mb plaży znajdują obecnie 7 foliowych toreb zamiast 11. 40 %  spadek zaśmiecenia plaż, najniższy od 10 lat. Teraz  każdy wozi w bagażniku torbę na zakupy.


Kiedy zatrzasnąłem bagażnik, jak spod ziemi wyrósł przede mną człowiek o złotym uśmiechu. Co drugi ząb złoty. Trzymał zalaminowaną kartkę z tekstem. " Nie mam pracy, jestem głodny. Mówię po hiszpańsku. Proszę pomóż " 
- Hola ! Como esta ? spytałem. Nie drgnęła mu nawet powieka. Nie zareagował, pierwszy test niezaliczony. Nie był Hiszpanem, pewnie kartkę odziedziczył po jakimś Hiszpanie. Mówił cały czas w języku, którego kompletnie nie rozumiałem. Myślałem, że to Cygan z Rumunii, ale to nie był rumuński, ani tym bardziej hiszpański. Podejrzewałem albański, do dziś nie wiem kim był mój imigrant. 
Cały czas powtarzał - bejbi i pokazywał 5 palców. To zrozumiałby każdy, nawet osoba nieznająca albańskiego ( ? )  ma piątkę dzieci. Obmacałem kieszenie, ale nie znalazłem bilonu, którego z uwagi na niezwykłą praktyczność karty contactless, w zasadzie nie używam.


Wówczas  przypomniałem sobie zasadę małżonki mojej Zofii : nie dawaj pieniędzy, kup im jedzenie. Racja. Siedzący przed marketami ludzie z kubeczkami po uzbieraniu 2,5 funta od razu schodzą ze stanowiska i kupują w markecie 2 l " sajderka " Dlatego pomysł z kupowaniem tacki z jedzeniem jest na pewno lepszy. Mój imigrant nie wyglądał jednak na pijaka. Skinąłem żeby poszedł za mną do marketu, zrozumiał. Język gestów to przydatna rzecz i zrozumiała przez wszystkich, prawie wszędzie. Oprócz Bułgarii : tam kręcąc głową w prawo i w lewo zgadzamy się z czymś, a kiwając - z aprobatą po europejsku - zaprzeczamy. Ten nie był Bułgarem bo kręcenie głową w prawo i w lewo zrozumiał jak należy - nie mam drobnych. Nie był Bułgarem, to pewne. Przed sklepem od razu chwycił za wózek, niestety spięty, trzeba żeton lub funta żeby rozpiąć. Nie rozpędzaj się tak. W sklepie poprosiłem żeby poczekał, kupię mu jedzenie i zaraz przyjdę. Nie chciał nawet słyszeć. Pokazał mi, że leci po koszyk i ruszamy na zakupy. 
- Spokojnie mój imigrancie, bez galopu. Będzie jak w bajce, żadnych koszyków. Wyniesiesz z tego sezamu tyle ile pomieścisz w rękach, nie więcej. Nadaktywny jesteś w tych zakupach, jeszcze bardziej niż moja małżonka Zofia i Mariolcia. 
- Chodź idziemy na pieczywo. Jest po 16:00, więc poranny wypiek zaczynają sprzedawać w obniżonej cenie. Rzeczywiście, sześć bułek na hamburgery w wersji big  za jedyne 65 pensów. No proszę, za jak niewielkie pieniądze można już pomóc imigrantom. Pięć bułek dla bejbi, a jedna dla ciebie. Jeżeli masz żonę, to już sam musisz o nią zadbać, albo się podziel bułką. 
- Teraz chodźmy na nabiał. 
Jakiś brykiet taniego sera i masz kolację jaką ja tu futrowałem 11 lat temu. Super, jest Cheddar w plastrach - 250g za 2,5 funta. 
- Bierz, kolację masz z bani. 
A on kręci głową, że nie lubi sera Cheddar. 
- Dlaczego ? Przecież jest napisane " matured " Dobra masz rację, ja też za nim nie przepadam, choć jest " matured " ale on ma tyle z maturowaniem wspólnego co i Lech Wałęsa ma wspólnego z maturą. Nie jest dobry, ale przecież Gruyera ci nie kupię. Sam kupuję tylko jeżeli potrzebuję go użyć do jakiejś potrawy. Za szkoda Gruyera do takich buł. Manchego też szkoda. Z angielskich serów lubię tylko Blue Stilton, ale tobie i dzieciom może nie smakować, bo to ser pleśniowy. Sam widzisz, że Francja to nie jest jeśli chodzi o sery. Ale  ty chyba mięsny jesteś, jak ja. Chodźmy na wędliny. 
- To ci kupię. Pieczeń wołowa w plastrach - 150 g/ 1,5 funta. To jest smaczne, ja to lubię, choć mam po tym zgagę. Albo nie, bo może przy kasie zażądasz żeby ci kupić Ranigast. Wezmę ci to. Szynka konserwowa, najtańsza w mieście. 250g / 1,5 funta. To podstawowy budulec szkolnych kanapek. Dwa tosty i plaster szynki. Potem cięte w trójkąt i włożone w śniadaniówkę w kształcie trójkąta. Wszystkie dzieci angielskie idą tak wyposażone do szkoły. Twoim dzieciom też powinno smakować. Kręci głową, że nie chce tej szynki. 
- Czemu ? Dzieci pewnie z apetytem zjadłyby takiego sandwicza. Dobra wezmę ci " sosidżki " Jadłem to zanim przybyła na Wyspę małżonka moja Zofia. To dobre " sosidżki " mają 100 % zawartość  tłuszczu w tłuszczu. Tłuszcz jest ważnym składnikiem naszej diety, a ten tłuszcz jest zdrowy bo jest barwiony na różowo, jak mięso. Bardzo je lubię, ale małżonka zabroniła mi je kupować. Kilka dni po jej przyjeździe do UK ugotowałem sobie moje " sosidżki " a garnek z wodą  zostawiłem na kuchence. Małżonka moja zeszła rano do kuchni i stwierdziła, że musiała być mroźna noc, bo woda w garnku zamarzła, a to tylko tafla tłuszczu zastygła. A nie mówiłem, że zdrowe i mają dużą zawartość tłuszczu w tłuszczu. Ten znowu kręci głową, że tych kiełbasek to on jadł nie będzie. No patrzcie go, ja mogłem jeść, a ten mi tu uskutecznia zdrowe odżywianie.
- No to co chcesz ? może samo nadzienie do " sosidżków " Dużo tego i tanie. Sam sobie zrobisz w domu kiełbasę, albo usmażysz hamburgery. Nie, nie, to zły pomysł, bo każe sobie dokupić Kitchen Aida z przystawką do produkcji kiełbas. 
- Wezmę ci to. Szyneczka 100g / 2,5 funta. O, to już musi być jakość. Mam nadzieję, że to ciebie zadowoli. Tymczasem mój imigrant wybiera lepszy rarytas. Bierze z górnej półki ozorki wędzone 100g / 3,5 funta. Wiesz ty co dobre. Nie bądź taki rozrzutny, tym bardziej, że to ja płacę. 
- Kochany my to z małżonką kupujemy od wielkiego dzwonu i nigdy nie paczkowane tylko idziemy na dział wędliniarski i pan nam kroi z metra. Tak jest o połowę taniej. 
Dobra bez dyskusji, biorę ci tę szyneczkę wybraną na początku 100 g / 2,5 funta... i nie marudź już. Masz bułki, masz szynkę, idziemy do kasy. Niestety nie. Ja zakończyłem zakupy, a mój imigrant jeszcze nie. Wchodzi między regały z olejami. Jeszcze olej jest mu potrzebny. Biorę z najniższej półki litrową butelkę oleju słonecznikowego za 1 funta. Nie, on nie chce takiego oleju. Bierze 5 l za 3,80. To olej dla rodzin pakistańskich, które smażą frytki na obiad dla 16 członków rodziny. 
- Po co ci tyle oleju ? litr wystarczy. Ty, żona i piątka dzieci. Litr jest w sam raz. Mój imigrant się nadyma, jest rozzłoszczony. Odstawia butlę 5 l i daje do zrozumienia, że jak nie " piątka " to on nie chce oleju wcale. 
- No i masz. Obraził się. Ależ ty jesteś obrażalski. Dobra weź tę butlę oleju i spadamy do kasy. Ja wiem po co ci ten olej. Pewnie zaraz nim zalejesz starego Volkswagena  dieselka, zadekowanego za marketem, i sobie odjedziesz zostawiając tylko zapach racuchów. Widziałem ja takie akcje nie raz. Bierz i idziemy do kasy. Wychodzimy z olejów, to jednak nie koniec zakupów. Imigrant ciągnie mnie w stronę chemii gospodarczej. 
-Lavade ! lavade ! - wypowiada głośno. 
To przynajmniej zrozumiałem, słowo znajome i kontekst sytuacyjny. Proszek  do prania jeszcze potrzebny, jakże mogłem zapomnieć o tak podstawowym zakupie.
To już przegięcie. Proszek do prania ? a może jeszcze pojedziemy po pralkę ? i to nie jakieś " Beko "  tylko pewnie niemieckie " Miele " odpalane i zdalnie obsługiwane smartfonem. Smartfon też będzie potrzebny ? 
- Imigrancie, stop ! stop ! Przecież ty ze mnie zaczynasz robić durnia. Żadnych proszków. W tył zwrot i do kasy. Po drodze wziąłem jeszcze jakieś ciastka " digestive " z dolnej półki i 5 bananów żeby bejbi nie dostały awitaminozy. Ruszyliśmy do kas samoobsługowych. W kasach mój imigrant od razu łapie za lnianą torbę za 1 funta. 
- Dobra, daj spokój oddam ci moją. Zaczynamy kasować, kasa co chwila się blokuje, bo mój imigrant po każdorazowym włożeniu produktu podnosi torbę, pewnie sprawdza czy ciężkie. Kasa wariuje bo nie może zweryfikować wagi produktu. To jest tak pomyślane, żeby sędziowie nie zmieniali kodów kreskowych na produktach. Kod kreskowy zawsze skorelowany z dokładną wagą. Kupisz colę, wypijesz łyka i już musisz iść do normalnej kasy. Wreszcie dobijamy do końca. Kasa zablokowana " aproval needed " się wyświetla. To przez tą ciągłą weryfikację wagi przez imigranta. 
Lampa nad kasą mruga na czerwono i buczy. Cofam się i staję obok drugiej kasy. Podchodzi facet obsługujący kasy samoobsługowe. Główne jego zadanie to zatwierdzanie wieku kupujących alkohol. My alkoholu nie mamy. Zachowuje się dość obcesowo widząc nieogolonego, źle odzianego imigranta. Choć sam jest imigrantem z Pendżabu w sikhijakim turbanie, to opieprza mojego imigranta na czym świat stoi, za to że nie umie robić zakupów w kasie samoobsługowej. Nieładnie, nieładnie. Odwal się od mojego imigranta. Musimy wszystko wyjąć z torby. Sikh sprawdza zgodność. Wreszcie lampka nad kasą  błyska na zielono, można płacić. Wyszło 8,85. Niedrogo, ale to tylko dlatego, że nie utraciłem kontroli nad zakupami. Przyłożyłem kartę do czytnika, a mój imigrant już przebiera nogami, do dzieci pewnie spieszno. Paragon włożyłem do torby, żeby nikt  się go nie czepiał. Coś tam po swojemu odpowiedział, pewnie podziękował, machnął ręką i już kręcił się w drzwiach obrotowych. Wróciłem na " piwa świata " wziąłem te moje " Leffe " jedną butelkę " blonde " i drugą " nectar " Pokosztuje sobie wieczorem, potem zdecyduję co robić dalej z weekendem. Zapłaciłem 5,60. Okazja, za takie piwo, w takiej butli z korkiem jak szampan. No muszą jakoś panować nad wtórną fermentacją. Ja też jakoś zapanowałem na konsumpcyjnym rozpasaniem mojego imigranta. Nie będę więcej pomagał w ten sposób. Będę płacił podatki i niech rząd pomaga imigrantom w sposób profesjonalny, przez swoje agendy i przez swoich profesjonalistów. Przecież ja się dopuściłem przestępstwa skarbowego. Jeżeli on ten olej wlał do baku, to doszło do uszczuplenia królewskiego skarbca na wpływach z VAT i na wpływach z akcyzy. VAT na olej spożywczy jest chyba zerowy, akcyzy tym bardziej nie ma. Ja za litr paliwa płace 1,17 funta, on odjechał za 76 pensów zostawiając pod marketem jedynie zapach frytek. Pomysł z pomocą dla imigrantów nie był dobrym pomysłem, muszę zacząć nosić 1 funta w specjalnej przegródce.


image

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo