Siukum Balala Siukum Balala
1666
BLOG

Też się tak żyło i się umiało. Słowo@echo24 bez consortes

Siukum Balala Siukum Balala Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 130

image

Szanowny Panie Doktorze, bardzo przepraszam za tak poźną replikę do pańskiej notki z soboty.

https://www.salon24.pl/u/salonowcy/966441,tez-sie-tak-zyc-moglo-tylko-sie-nie-umialo-slowo-do-siukum-balali-et-consortes

Wcześniej jednak nie mogłem z uwagi na pozostawanie w pełnym biegu. Od kiedy wsiadłem do samolotu do Brukseli, to i wysiąść nie mogę. Sam pan widzi co się tam dzieje. Na salon naprawdę mam mało czasu, bo i w tzw. międzyczasie byłem w Gdańsku na Westerplatte. Tam też gorąco. Wiem, że bardzo pan na replikę czekał, bo to sens i istota pańskiej egzystencji na salonie. Mieć do czynienia, z nienawistnym tłumem ortodoksyjnych, kąsających pisowców. Tych prawdziwków, w ostatnim paranoidalnym stadium, zrodzonym z pisowskiej schizofrenii politycznej, podpartej nienawiścią wszystkich do wszystkiego. Tego zadżumionego roju atakującego z nieprzystojną idiosynkrazją, promieniującą atmosferą z czasów palenia czarownic.

Zatem szanowny kolego blogerze echo24, dziś coś lżejszego, by dać panu odpoczynek od tej heroicznej, pełnej poświęcenia, walki z nienawiścią, w dziele pojednania wszystkich ze wszystkimi : psa z kotem, kota z myszą, jastrzębia z pisklęciem, lisa z kurą, wilka z owcą i pisowca z peowcem, oraz sztucera z jeleniem.

Zatem chwila wspomnień, specjalnie dla pana doktora.

Otóż w latach 70-tych, kiedy byłem jeszcze podrastającym chłopcem, a w polskich sklepach były tylko herbatniki " Petit beurre " ( 2,10 zł ) oranżada (1,80 zł ) oraz oranżada w torebkach ( 0,20 gr ) Dziś powiedzielibyśmy w saszetkach, ale to jednak były torebki. Jedną z top dziewczyn w naszej szkole była Ewka, córka pana Zygmunta, szkolnego palacza. Pozwólcie tedy Szanowni Czytelnicy, że wspomnę mały fragment własnych wspomnień z " Choinki Anno Domini 1971 " dla nie kumatych, tuż po Świętach 6 - ciu Króli. Ciągnęli do naszej szkoły z każdego kierunku. Podążali w kierunku wyłaniającego się z ciemności barokowego pałacu barona von Apfelbauma z lat 20 - tych XX wieku, w którym mieściła się nasza szkoła. Nasza szkoła wyłoniła się z Ziem Odzyskanych 26 lat wcześniej. Śnieg skrzypiał, a sanki za sankami - ciągnione przez rodziców - podjeżdżały pod korytarz i co rusz wysiadały z sanek dziewczyny ustrojone w strojne stroje z bibułki. No co mam napisać ? Bieda wówczas była, nie to co w Krakowie, czy Jabłonnie. A Ewki jak nie było tak nie było. Czyżby mój wielki, misterny plan miał pozostać w sferze projektu ? Pewnie pan Zygmunt zapił - pomyślałem - jak zwykle. Pan Zygmunt dość często zachowywał się jak zwykle. Raptem zgasło światło. Oczywiście typowy psikus pana Romana, taty Doroty, z którą nic mnie nie łączyło.

- Qurwa Roman, wkręć korek rozległy się okrzyki gości zgromadzonych w westybulu klasy VIa pałacu barona Freiherra von Apfelbauma, który dość dawno wyjechał na zachód oferując nam swoją szkołę, jako pałac. A może odwrotnie ? Nie pamiętam, to było tak dawno. Stojąc na zewnątrz, marznąc, niecierpliwiłem się. Co się dzieje z Ewką ? Miałem nawet w planie przeklnąć, ale mnie nie wypadało, bo byłem zakochany, a miłość wypięknia. Nagle dał się słyszeć skrzyp botków Ewki marki Relaks z Radoskóru. To znaczy botki były z Radoskóru, a Ewka była moja z naszej szkoły. Więc to się stanie dziś, jednak się stanie ? Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Dziś zerwę z niej spódniczkę z czerwonej bibułki. Będzie moja ! moja ! - myśli biegały rozgorączkowane w tę i z poworotem. Na podjazd szkoły von Apfelbauma wjechały sanki ciągnione przez Ewkę, a na sankach siedział pan Zygmunt, tata mojej Ewki. Oparty był o oparcie z napisem " Polsport " Boszee, dobrze że nie założyłem moich trampkokorków, które trzymałem na wiosnę, wówczas z małej litery. Dopiero byłby dysonans - pomyślałem - pan Zygmunt uprawia saneczkowe sporty zimowe, a ja letni futbol w tych trampokorkach. Ewka była zdenerwowana, dziś mówi się wqurwiona. Inne to były jednak czasy.

- Pomóż zanieść mi go do kotłowni - rzuciła zdenerwowana - bo zepsuje mi jak zwykle choinkę. Wciągnęliśmy pana Zygmunta na pryzmę węgla, umorusałem się przy tym niemiłosiernie. W moim życiu zawsze wszystko zdarzało się nie w tej kolejności, w jakiej oczekiwałbym. Tak umorusany mógłbym zagrać Kalego w szkolnej inscenizacji " W pustyni i w puszczy " Zwykle za kulisami imitowałem ryk Kinga, bądź strzelałem z kapiszona kiedy strzelba Stasia miała wypalić. Niestety z moją aparycją o roli Stasia mogłem jedynie pomarzyć.

- Jak ty wyglądasz - Ewka parsknęła śmiechem - umyj się, nie możesz w takim stanie wejść na salę. Woda ze szlaucha była zimna, w końcu o tej porze roku inna być nie mogła. Ewka nie bacząc na mnie, bez ceregieli wyjęła ze szmacianej torby plisowaną spódniczkę z czerwonej bibułki i założyła ją przez głowę z wdziękiem królewskiej metresy. Wyglądała zjawiskowo, choć spódniczkę plisowała pani Marta, nauczycielka prac ręcznych to całość kreacji Ewki wyglądała jakby zaprojektował ją pan Jerzy Antkowiak z Mody Polskiej. Po chwili, zapatrzony w Ewkę i jej czerwoną spódniczkę stałem w westybulu klasy VIa. Ze ścian spoglądały na nas konterfekty Edwarda Gierka, Piotra Jaroszewicza i Henryka Jabłońskiego. Z cudownego barokowego plafonu, zdobionego stiukami zwisała rolująca się fantazyjnie olejna farba. Białe dymione klosze typu " bomba " łagodnie rozświetlały westybul i nasze szkolne socjety, szykujące sie do najważniejszej imprezy w roku. Pan Zdzisław, mąż woźnej, zacinał akordeonem jakieś wesołe kawałki. Atmosfera była choinkowa, ze wszechmiar. Świętym Mikołajem był jak zwykle pan Więcek, to wiedziały wszystkie dzieci. Co roku Świętym Mikołajem był pan Więcek i co roku Krzychu jego syn meldował nam o tym fakcie za " dziesiątkę " Sportów ( 1,75 zł ) Pan Więcek w pozie patriarchalnej siedział na odwróconej balii nakrytej czerwonym aksamitem, którego w szkole używano dwa razy w roku. Na akademii z okazji rocznicy rewolucji październikowej i na imprezę choinkową. Pan Zdzisław zaciął głośniejszą melodię i na salę wniesiono kosze na chleb wypożyczone z piekarni Społem. Kosze wypełnione dobrem wszelakim. Papierowymi torbami pękającymi od pomarańczy, herbatników, batoników Noemi ( 1,20 zł ) lizaków, krówek, oraz czekolady wyprodukowanej 22 Lipca w dawnym zakładzie Edwarda Wedla. Boszeee ! pomyślałem jaki ten Edward Gierek jest sprytny. W kraju zima, za oknem mróz, tata Ewki śpi w kotłowni, a piętro wyżej, w dawnej sali balowej pałacu barona Freiherra von Apfelbauma impreza jakiej nie powstydziłyby się szkoły w Paryżu, Mediolanie czy Londynie. Nagle zgasło światło. Znowu to samo, znowu głupi żart pana Romana

- Qurwa Roman ! - wkręć ten korek - ludzie krzyczeli zniecierpliwieni, bo w koszach zostało jeszcze sporo paczek i Bóg jeden wiedział jak to się wszystko po ciemku zakończy. Swoją paczkę przekazałem Bernardowi, kumplowi któremu ufałem bezgranicznie. Sam podszedłem do Ewki, której sylwetka zgrabniejąca z każdym rokiem majaczyła się w oknie, które niegdyś wypełniał witraż. Nie zorientowała się kto stoi za nią. Gwałtownym ruchem zerwałem jej czerwoną, plisowaną spodniczkę z bibułki i po krętych schodach, pośród krzyku, złorzeczeń, depcząc po paczkach, mniejszych dzieciakach i gumofilcach ich rodziców wybiegłem przed pałac barona Freiherra von Apfelbauma. Pognałem do domu, rozpięty, spocony, nie bacząc na mróz.

Miałem ją ! miałem - cieszyłem się jak dziecko, którym w istocie byłem.

Z plisowanej, czerwonej bibułki moja świętej pamięci babcia zrobiła mi pióropusz Winnetou, w którym wystąpiłem dwa tygodnie później na szkolnym balu przebierańców, na którym - przy okazji - zdobyłem I nagrodę za najbardziej fantazyjny kostium. Choinka Anno Domini 1971, obcowanie z Ewką i jej spódniczką, to była najpiękniejsza chwila mojego życia.

Się żyło panie echo24. Się z życia brało pełnymi garściami, ale to trzeba umieć. Pan nie umiał, pan uprawiał zwykłą tandetę i kicz. 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo