Billet de l'Estat na 200 liwrów
Billet de l'Estat na 200 liwrów
Republikaniec Republikaniec
1068
BLOG

System, czyli wielkie oszustwo

Republikaniec Republikaniec Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Parę dni temu pojawiła się notka, przypominająca pokrótce kwestię wojny sukcesyjnej hiszpańskiej. Ów wielkim trudem osiągnięty sukces Ludwika XIV, oznaczający wyjście Francji z dwuwiekowego habsburskiego okrążenia, był ostatecznie trochę dziełem przypadku. W trakcie militarnych zmagań zgon cesarza Józefa I pozostawił przy życiu jednego już tylko Habsburga, jego młodszego brata, dotychczasowego pretendenta do tronu Hiszpanii - Karola, który po objęciu cesarskiej posady stracił część sojuszników. Niemniej jednak jakiś dworak mógł swemu monarsze przypochlebnie powiedzieć, że nie ma już Pirenejów.

Ale tak naprawdę przestała istnieć inna ważna rzecz – skarb państwowy Francji. Liczne wojny tej epoki rozszerzyły granice i znaczenie Królestwa, jednak ich koszty były niemałe. W dwudziestomilionowym państwie, jak wyliczył w swojej klasycznej pracy Louis XIV et vingt millions de Français Pierre Goubert, głodowało stale około miliona ludzi. A reszta? Przed niedożywieniem następne 15 milionów, przyciśnięte brzemieniem podatków, broniło po kilka kur, jedna lub dwie kozy i małe poletko. Można tu więc śmiało posłużyć się bon mot Maurice Druona odnoszącym się co prawda do innego władcy, że za jego czasów Francja była wielka, a Francuzi nieszczęśliwi. Król Słońce umierając 1 września 1715 roku pozostawił po sobie około 2.382 milionów liwrów długu, przy spadku dochodów do ok. 50 mln liwrów rocznie (tak, to nie pomyłka – dług wynosił prawie 50 rocznych dochodów państwa). Jego prawnuk i następca, Ludwik XV obejmując zgodnie z zasadami francuskiej monarchii tron liczył sobie zaledwie pięć lat. Rzeczywistą władzę objął jako regent królewski kuzyn, czterdziestoletni wówczas książę Filip Orleański. Współcześni nazywali go cynikiem bez jakichkolwiek zasad. Otwarcie przyznawał się do ateizmu i z wyraźną przyjemnością łamał wszelkie konwenanse. W niezwykle trudnej sytuacji, zagrożony na swoim stanowisku przez innych pretendentów do rządzenia krajem i nękany przez wierzycieli, zastanawiał się nad ogłoszeniem bankructwa Francji.

I tu jak raz, z ratunkowym pomysłem pojawił się „cudotwórca”. Urodzony 1671 roku w rodzinie bankierów w Fife John Law, bon vivant, błyskotliwy  hazardzista umiejący przy karcianym stoliku błyskawiczne obliczać w pamięci prawdopodobieństwa wygranej i – ekonomista, teoretyk.
Po zabiciu w pojedynku o damę niejakiego Wilsona, w latach 90. XVII w., zbiegł z rodzinnej Szkocji na kontynent.
Na wygnaniu, oprócz hazardu trudnił się pisarstwem – jego interesująca praca: Money and Trade Considered: With a Proposal for Supplying the Nation with Money z 1705 roku, postulująca rozwój bankowości kredytowej i pieniądza papierowego została przetłumaczona na francuski.

Wprowadzony na dwór księcia regenta zdołał przekonać go do swoich umiejętności finansisty, i latem 1716 roku,  został mianowany generalnym dzierżawcą mennic oraz generalnym poborcą podatków Francji. Szybko zorientował się, że z tradycyjnych źródeł w tych kryzysowych warunkach za wiele grosza nie wyciśnie. Zaproponował więc zupełnie nietradycyjne podejście do problemu, zresztą dość ciekawe i nie pozbawione widoków na sukces, a niedawno opracowane przez siebie teoretycznie. To jest emisję pieniądza papierowego. Jednak pieniądz papierowy wymagał albo wymienialności na błyszczący kruszec, albo przynajmniej zaufania do jego emitenta. A tego francuskiemu państwu także brakowało. W drugiej połowie swojego panowania Ludwik XIV czterokrotnie  podwyższał stopę (zmniejszał wartość) wybijanych we Francji monet srebrnych, co w ogóle podważyło zaufanie do pieniądza francuskiego. W Niemczech i innych krajach nie chciano przyjmować francuskich talarów (écu blanc) wybijanych po 1679 roku, jako niepełnowartościowych. Jeszcze bardziej kiepsko przedstawiało się zaufanie do emitowanych w od 1701 r. papierowych billets de monnoyes.

Toteż wyjściem miała stać się  prorozwojowa inwestycja. Motorem gospodarki jest wymiana handlowa. Naówczas największe zyski, jak wskazywał przykład holenderskich i brytyjskich sąsiadów, przynosił zamorski handel z koloniami i terytoriami zależnymi, obwarowany systemem zezwoleń i monopoli. Law zaczął od propozycji utworzenia w wzorowanej na Kompaniach Indyjskich z Anglii i Niderlandów organizacji handlowo-transportowej, posiadającej wyłączność handlu z francuskimi koloniami w Ameryce. Następnym krokiem było uzyskanie  przywileju na założenie Prywatnego Banku Generalnego, z uprawnieniami do emisji nowych banknotów ( billets de l'Estat). 3/4 jego kapitału stanowiły rządowe obligacje.  W sierpniu 1717 bank przejął powstałą dwa lata wcześniej Kompanię Missisipi, powstałą w celu rozwoju kolonii Luizjana. Zreorganizowana przez Lawa, weszła na giełdę jako Kompania Zachodnia, której rząd przyznał monopol na handel z Indiami Zachodnimi i Ameryką Północną. Niezłe początki i dobry pi-ar rozbudziły powszechne zainteresowanie inicjatywą, o której przyszłych zyskach opowiadano cuda. Wtedy Law spłacił prywatnych akcjonariuszy i na mocy kolejnego przywileju przemianował swój bank na  Bank Królewski, co miało sugerować państwowe gwarancje dla tej inicjatywy. Bank przyjmował w depozyt od osób fizycznych brzęczącą monetę, wydając w zamian emitowane przez siebie banknoty. Ogłoszono następnie emisję i sprzedaż wszystkim chętnym  nowych akcji Kompanii Zachodniej, ustalając, że nabyć je można wyłącznie płacąc banknotami Banku Królewskiego.
Popyt na akcje Kompanii był nadspodziewanie duży, Francję ogarnął istny szał nabywania banknotów (ich cena zaczęła na rynku przekraczać wartość nominalną) za które można było owe akcje kupić. Jak odnotowali kronikarze, w dniach sprzedaży akcji pod paryskim biurem Kompanii zbierał się ogromny tłum chętnych z całego kraju, a ścisk był tak wielki, że dochodziło do przypadków zadeptywania ludzi na śmierć. Cieszące się ogromnym popytem akcje zwyżkowały na giełdach, znacznie przekraczając poziom cen emisyjnych. Po pewnym czasie Bank Królewski zaczął wypuszczać banknoty ponad posiadane pokrycie w kruszcach, i regulować nimi przeróżne królewskie płatności, w tym obsługę długów. Wobec szaleńczego popytu na akcje nikt na to uwagi nie zwracał. Kurs akcji przy wzrastającej podaży pieniądza nadal rósł, używano ich jako formy pieniądza w transakcjach prywatnych. Kompania wchłonęła inne firmy - Kompanię Indii Wschodnich i Kompanię Chińską. Z dniem 23 maja 1719 r. otrzymała monopol francuskiego handlu na wszystkich morzach. Ta hossa trwała trzy lata. Pod koniec 1719 roku bank Bank Królewski przekazał większość posiadanych zasobów kruszców do skarbu państwa w formie pożyczki, a sam Law został mianowany Generalnym Kontrolerem Finansów. Na początku 1720 roku kurs akcji Kompanii (wypuszczono 600 000 akcji po 500 liwrów, czyli na 300 mln. liwrów) na paryskiej giełdzie wynosił 2000% ceny emisyjnej. Kilka miesięcy później za jedną 500-liwrową akcję płacono aż 15000 liwrów. Jednak latem tego roku upływał termin pierwszej wypłaty dywidendy Kompanii. Była ona całkiem niezła, wynosząc  niemal 70% ceny emisyjnej akcji, jednak nie tego oczekiwali ich posiadacze. Zwłaszcza ci, którzy kupili je ostatnio na giełdzie. Rozpoczęła się masowa wyprzedaż, ceny poleciały na łeb, a na domiar złego przerażeni inwestorzy ruszyli do banku, by wymienić swoje banknoty, do których też tracili zaufanie, na złoto.

W październiku i Bank, i Kompania ogłosiły niewypłacalność, a rząd, jak to rząd, umył ręce. Dziesiątki tysięcy inwestorów zostały z bezwartościowymi kawałkami papieru w rękach. Trauma była tak wielka, że kolejny raz rząd francuski zdecydował się na eksperymentowanie z pieniądzem papierowym dopiero po rewolucji, w roku 1789. Jednak w wyniku tej inflacyjnej operacji rządowe długi zmalały o połowę. Ład na rynku pieniężnym przywróciła dopiero reforma z 1726 roku, przywracająca w zasadzie system walutowy z I połowy XVII wieku.

Sam Law, po cichu zwolniony przez regenta z funkcji, zdołał w przebraniu zwiać cało z Francji. Po odsiedzeniu pewnego czasu w szkockiej głuszy, wrócił do ulubionego hazardu w kasynach Londynu i Wenecji, do której często podróżując,  zawsze jednak skrupulatnie omijał francuskie terytorium.

image

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura