Polski Kościół katolicki od 25 lat sytematycznie, metodycznie, konsekwentnie i skutecznie niszczy olbrzymi kapitał zaufania. Z przyczyny pazerności, pychy, arogancji. To nie są tylko problemy wizerunkowe, to nie są wcale problemy wizerunkowe, bo za każdym razem, gdy któryś z hierarchów chce dać wyraz swoim najgłębszym przekonaniom wywołuje zgorszenie i odrazę. Nieważny sposób przekazu, to zawartość jest odstręczająca.
Jeszcze nie zamilkły echa pełnych pogardy wypowiedzi kościelnego intelektualisty księdza Longchampsa de Berier gdy w świetle reflektorów postanowił zabłyszczeć biskup Hoser, w pełni biskupiej pychy i pogardy.
Teraz moralne samobójstwo w trzech odsłonach postanowił popełnić biskup Michalik. Pierwsza wypowiedź mogła być usprawiedliona czym? Brakiem doświadczenia w komunikacji? Ksiądz, biskup, którego narzędziem pracy jest słowo nagle popełnia lapsus? Potem przyszło częściowe wycofanie się, częściowe i jak wkrótce się okazało, nieszczere. Bo już w kolejnej wypowiedzi biskup Michalik wrócił do motywu przewodniego. Tym motywem jest, bezpośrednie lub pośrednie, obwinianie za czyn pedofilny ofiary.
W pierwszej wypowiedzi było to "wciąganie" przez dziecko pedofila do popełniania czynów lubieżnych, w "przeprosinach" wina leżała wciąż po stronie bliskich ofiary, rodziców, w kolejnej znów pozbawione wstydu, czy nauczone bezwstydu dzieci, w domyśle były prowokatorami.
Ja przepraszam, ale podobny tok rozumowania spotyka się jedynie u pedofili, którzy usprawiedliwiają swoje postępki uwiedzeniem przez siedmioletnie lolitki lub sześcioletnich efebów.
Wyciągnięto biskupowi obronę i ochronę pedofila z Tylawy - i wszystko to układa się w bardzo niepokojący obraz. Lepiej chyba nie podążać tokiem rozumowania biskupa i dochodzić skąd wziął swoje idee.
Kościół zdaje się nie rozumieć, w jakiej sytuacji znalazł się po wypowiedziach biskupa MIchalika. Solidarność grupowa nie pozwoliła hierarchom na dogłębne przeanalizowanie skutków wypowiedzi Michalika, nie potrafili zrozumieć powagi sytuacji, ogólnikowe potępienie pedofilii szło w parze z jakimś dziwacznym zrozumieniem dla biskupiego wyskoku. Można w jakiś sposób i to zrozumieć, grupa starszych panów, bez bliskich osób, bez wspierających ich rodzin (choćby rozwiedzionych), samotnych i zdanych tylko na siebie, tracących kontakt z rzeczywistością musiała zewrzeć szeregi - no bo co innego mogli zrobić?
Kościół przyzwyczajony do posłuchu i pokory wiernych nagle musi wysłuchiwać oskarżeń - mniej lub bardziej sprawiedliwych, mniej lub bardziej zasłużonych. Ale Kościół nie potrafi słuchać.
Czytam o "bezprzykładnych, zmasowanych, zorkiestrowanych atakach na Kościól", o "prześladowaniach gorszych niż za Stalina". Doprawdy gorszych?
Nie ma prześladowań, nie ma zmasowanych ataków - jest z jednej strony pycha, arogancja i pogarda, z drugiej oburzenie niegodnymi słowami i postępkami.
Nic więcej.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo