Jak to zwykle bywa S24 wystartował niekończącą się serią gorących apeli, koślawych analiz i nigdy niespełniających się przewidywań. Można być zupełnie bezpiecznym obstawiając u buka zakład, że kolejne, genialne profecje Eski nigdy się nie zrealizują i będzie zupełnie odwrotnie. Wśród stu wpisów o złamaniu Konstytucji przez rozmówców w dawnej PRLowskiej mordowni kat II nie ma ani jednego, który przytoczyłby choć jeden artykuł tejże, który rzekomo został złamany. Jeszcze zabawniej brzmią rwetesy o zamachu stanu. Przypominam, że pod pojęciem "zamach stanu" rozumie się faktyczną próbę obalenia istniejącej władzy. Nic jednak nie wiadomo, by lekko zawiani dyskutanci po miłym wieczorze ruszyli w Aleje Ujazdowskie zajmować urzędy państwowe i Kancelarię premiera. Marsz na Krakowskie Przedmieście do Pałacu Prezydenckiego był, ze względu na stan, w jakim się znajdowali, wykluczony.
Na tle tych wszystkich dziwadeł niczym najjaśniejszy diament lśni analiza waszego uniżonego sługi. Napisałem wręcz scenariusz przyszłych wydarzeń. Dzień przed najtęższymi polskimi konstytucjonalistami wytłumaczyłem na czym polega nielegalność nagrań opublikowanych we wprost i przytoczyłem odpowiednie przepisy kk.
I proszę, dwóch zainteresowanych złożyło wniosek o ściaganiu podsłuchiwaczy, maszyneria państwa ruszyła w ruch, zaczęło się śledztwa, przesłuchiwania i cała ta zgrzytliwa procedura, która doprowadzić ma w swoim czasie do skazania winnych przestępstwa.
Napisałem, że W nie tylko mojej opinii tego rodzaju sankcja (tzn ściganie osób bezpośrednio odpowiedzialnych za publikację) nałożona na tygodnik mogłaby zostać uznana za tłumienie wolności prasy i zagrożenie dla wolności informacji o działaniach instytucji publicznych.
I proszę, nikt nawet nie próbuje wywierać nacisku na tygodnik Wprost, nikt nie straszy, nie grozi, nie wzywa na przesłuchania, nie przeprowadza rewizji w redakcji. Oczywiście, można się spierać, czy to wynik poszanowania dla wolności prasy czy raczej świadomość, żę nie warto zadzierać z prasą, bo tylko pogorszy się sytuację. Niektórzy zresztą tej świadomości nie posiadają z wiadomym skutkiem dla kształtowania swojego image.
Ale wracając do pytania zadanego w tytule - można nań dać kilka równie uprawnionych, co nawzajem wykluczających się odpowiedzi.
1. Poszkodowani są wysokimi urzędnikami państwowymi, zobligowanymi do przestrzegania stanowionego prawa, w tym niejako zobligowani do zgłoszenia przestępstwa w myśl art 267 § 5. Ściganie przestępstwa określonego w § 1-4 następuje na wniosek pokrzywdzonego.Wyobrażącie sobie wysokiego urzędnika państwowego nie zgłaszającego ewidentnego przestępstwa?
2. Trudno wymagać, by organa prawa odstąpiły od ścigania, przecież są powołane do zwalczania przestępstw i ochrony obywateli.
Prawo nie pozostawia więc zbyt dużego pola manewru. Ale są inne okoliczności, któe przemawiają za tym, aby podobnego rodzaju czyny nie były penalizowane.
3. Nie tak wcale dawno wprowadzono do polskiego prawa prasowego zasadę ochrony źródeł dziennikarskich. Co prawda organy prawa, przynajmniej jak do tej pory, nawet nie próbowały wydobyć czy wymusić od redakcji tygodnika Wprost ujawnienia źródeł publikacji prasowej, co się chwali. Ale patrząc na całokształt sprawy widać, że jedynym - znów - o ile wiadomo - celem podsłuchów i nagrań było przekazanie ich mass mediom w celu publikacji i poinformowania opinii publicznej o pewnych aspektach sprawowania władzy. Zasada jest natomiast następująca, że władza, poza ściśle określonymi wyjątkami, sprawowana jest jawnie a obywatele mają prawo do informacji.
4. Rozmowa była co prawda prywatna, ale odbyła się pomiędzy wysokimi urzędnikami państwowymi i dotyczyła spraw publicznych. Wynik 1:2 na korzyść prawa do informacji Nie, nie domagam się aby wszystkie rozmowy wysokich urzędników państwowych były podsłuchiwane, nagrywane i publikowane, ale skoro to nastąpiło, na skutek elementarnego braku ostrożności tychże urzędników to nie widzę podstaw do penalizowania.
5. Podnoszą się głosy, że ta rozmowa powinna być, jak to się nazywa, zabezpieczana przez służby. Nie widzę powodów, dla których służby miałyby robić naloty na prywatne restauracje, poszukiwać bomb i podsłuchów, tylko dlatego, że urzędnik państwowy ma chęć spędzić czas prywatny na prywatnych odwiedzinach w lokalu z wyszynkiem kat. II i prywatnym spotkaniu z kimkolwiek. Że urzędnik państwowy trzepie jęzorem w sposób mało parlamentarny i nieco nierozważny to jedno, ale służby nie są od powstrzymywania urzędników państwowych od mówienia głupstw, tylko od zapewnienia im bezpieczeństwa. O ile wiem żadnego zagrożenia terrorystycznego, groźby porwania lub zamachu na panów Belkę i Sienkiewiczowa nie było.
6. Odczuwam po raz kolejny głęboki niesmak dla postawy polskich massmediów. Po raz kolejny ani tygodnik Wprost, ani inne media nie ujęły się za źródłem informacji prasowej. Podobnie było ostatnio przy nękaniu Piotra Mitery. Rozumiem, że polskie massmedia są mocno spolaryzowane, ale w tym przypadku powinny wykazać się minimum solidarności w imię jeśli nie prawa do informacji to przynajmniej ochrony własnych interesów. Jeśli nie będą lobbowały na rzecz skuteczniejszej ochrony źródeł informacji prasowej, to te źródła wyschną.
Tak więc wynik meczu jest jasny - 2:4 dla prawa do informacji.
Inne tematy w dziale Rozmaitości