Ale przecież Marcin Meller ma rację. Debaty o przeszłości stały się młotkiem ideologicznym do walenia po głowie oponentów za brak "patriotyzmu". Gala za galą, pomnik za pomnikiem, capstrzyki, obchody, warty honorowe - Polska zdaje się żyć od rocznicy do rocznicy, od parady do parady, od awantury po awanturę o brak godnego uczczenia. Niczym małomiasteczkowe sąsiadki, wyglądające zza firanek na kondukt i podpatrujące kto sie pojawił, jak był ubrany i jaki wieniec zamówił. Kicz pogrzebowo-obchodowy, posypany pazłotkiem i polukrowany.
To jest owa cywilizacja śmierci, to są współczesne gusła i Dziady - wzywanie nie w pełni umarłych, by sie znowu pojawili.
Wszystko to nakłada mokrą szmatę na współczesność. Kto głośniej przyzna się do Wyklętych wygrywa.
Najgłośniej pieją tacy, jak Tarczyński, wnuk "wyklętego", stawiający dziadkowi kapliczkę internetową. Nagle okazuje się, że dziadek był szmalcownikiem i mordercą. I tylko nielicznych to oburza, nielicznych skłania do refleksji i zastanowienia.
Szmalcownik, morderca, ciągłość.