Leszek Koltunski Leszek Koltunski
1108
BLOG

Argentyna: stracone szanse. Część szósta: 1999-2003

Leszek Koltunski Leszek Koltunski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

W 1912 roku Argentyna była bardzo bogatym krajem. Pod względem PKB per capita zajmowała siódme miejsce na świecie; poziom życia był podobny do USA czy czołowych krajów europejskich. Sto lat pózniej PKB per capita, wg. The World Factbook sytuuje Argentynę na miejscu 89, nieco tylko powyżej poziomu Białorusi.  

Przyczyną tego upadku było multum błędów politycznych i ekonomicznych i ostrych konfliktów wewnątrz społeczeństwa. Skutkiem tego był cały szereg bankructw i ostrych kryzysów ekonomicznych. Kolejna odsłona tego dramatu toczy się teraz na naszych oczach: od początku roku 2018 wartość peso spadła o ok. 45%, inflacja wystrzeliła, kraj musiał się zwrócić o kolejną pożyczkę do MFW i jest na krawędzi kolejnego bankructwa.


W serii notek przedstawię pokrótce XX wieczne losy Argentyny.


Część pierwszą, opisującą początki państwa argentyńskiego (1816-1912), i rządy Partii Radykałów (1916-1930) można znaleźć tutaj.

Część drugą, opisującą rządy Concordancii (1932-1943) i Juana Domingo Perona (1943-1955) można znaleźć tutaj.

Część trzecią, opisującą próby powrotu do demokracji (1955-1966) i tzw. Onganiato (1966-1973) można znaleźć tutaj.

Część czwartą, opisującą powrót Perona (1973-1976) i dyktaturę wojskową (1976-1983) można znaleźć tutaj.

Część piątą, opisującą rządy Raula Alfonsina (1983-1989) i Carlosa Menema (1989-1999) można znaleźć tutaj.


**********// BANKRUCTWO (1999-2003) \\**********


Pod koniec lat 90-tych narastał w Argentynie kryzys. Na skutek problemów w światowej ekonomii (kryzys azjatycki, kryzys w Rosji - lat 1997-1998) USA podniosło stopy procentowe, co wywołało ucieczkę kapitału z rynków wschodzących. Żeby z tym walczyć, banki centralne Meksyku, Peru czy Brazylii znacząco podniosły swoje stopy procentowe; Argentyna jednak - mając peso na sztywno powiązane z dolarem - nie mogła tego zrobić. Rezultatem była gwałtowna ucieczka kapitału z kraju i argentyńska specjalność - narastający (ponad 5% w 1999) deficyt.

Nowo wybrany w 1999 prezydent Fernando de la Rua, działając pod presją deficytu i ucieczki kapitału, musiał pójść w ślady Raula Alfonsina i szukać pomocy w MFW. W roku 2000, Argentyna dostała kredyt stabilizacyjny 7.2 miliardów dolarów pod warunkiem osiągnięcia nadwyżki budżetowej na koniec roku, co możliwe było tylko pod warunkiem osiągnięcia wysokiego, zupełnie nierealistycznego wzrostu PKB rzędu 3.5 - 4%. Kiedy pod koniec 2000 stało się jasne, że PKB ledwo drgnął, a deficyt się pogłębia, oprocentowanie argentyńskich papierów dłużnych na rynku finansowym wystrzeliło, tak naprawdę odcinając rząd od krótkoterminowych pożyczek. W grudniu 2000 de la Rua wynegocjował następną pożyczkę 40 miliardów dolarów na MFW - pod warunkiem wprowadzenia polityki 'zerowego deficytu'. Jednak pogarszający się stan gospodarki światowej (bańka 'dot-comów' w 2001), pogłębiający się chaos polityczny i nade wszystko widoczny brak determinacji rządu, który nie wydawał się traktować poważnie swojej obietnicy 'zerowych deficytów', doprowadziły w połowie roku do kompletnej utraty dostępu Argentyny do rynków finansowych.    

Rząd dryfował. W grudniu zaufanie do systemu finansowego upadło całkowicie: Argentyńczycy rzucili się wycofywać pieniądze z banków i zamieniać ja na dolary, żeby zdążyć przed nieuchronną dewaluacją. Rząd, jak można się było spodziewać, zareagował wprowadzeniem (bardzo niskich) dziennych limitów sum, które można było legalnie wypłacić a banku (tzw. corralito) , co oczywiście tylko wzmogło panikę. Cały grudzień trwał chaos; kiedy 19-tego prezydent de la Rua ogłosił wprowadzenie stanu wyjątkowego, zaczęły się uliczne zamieszki na masową skalę, które tym razem przybrały formę uderzania w puste garnki przez odciętych od swoich oszczędności obywateli. Ta forma protestu nazwana została cacerolazo. Nocą z 19-tego na 20-tego grudnia, po przemówieniu prezydenta, w masowych cacelorazos w kraju zginęło 27 ludzi. Następnego dnia największe związki zawodowe urządziły masowe protesty przed gmachami rządowymi. Przygnieciony sytuacją prezydent de la Rua wieczorem abdykował; a jako że już wcześniej abdykował również wiceprezydent Alvarez, następcą ogłoszono gubernatora prowincji San Luis, Adolfo Rodriguez Saa. 

MFW, nie widząc 'zerowych deficytów' ani nawet widoków na nie,  zawiesiło wypłacanie kolejnych transz z 40 miliardów kredytu. Nowy prezydent w pierwszym dniu urzędowania ogłosił zawieszenie obsługi zadłużenia zagranicznego. Było to największe bankructwo w dziejach - Argentyna odmówiła spłaty prawie 100 miliardów dolarów. Kiedy codzienne w zasadzie protesty uwięzionych w corralito ludzi przybrały jeszcze na sile, Saa abdykował ogłaszając przedtem termin wyborów prezydenckich na początek marca. Jego rezygnacja została przyjęta 1 stycznia 2002. Saa był prezydentem dziesięć dni. Tymczasowym (do terminu wyborów w marcu) prezydentem ogłoszono jednego z gubernatorów, politycznego protegowanego byłego prezydenta Raula Alfonsina, Eduardo Duhalde. I tą decyzję szybko zmieniono, odwołując marcowe wybory i dając Duhalde mandat na pozostałą część urzędowania de la Ruy, tzn. do połowy 2003.

Było jasne dla wszystkich, że sztywne powiązanie peso do dolara jest niemożliwe do utrzymania. Formalnie zerwano z tym mechanizmem w styczniu 2002. Oszczędności obywateli były uwięzione w (obleganych codziennie przez setki cacelorazos) bankach; najważniejszym problemem było ustalenie, na jakich warunkach odbędzie się de-dolaryzacja gospodarki. Było jasne, że nie można po prostu odwiązać peso od dolara i rzucić wszystkiego na pastwę kursu czarnorynkowego: wymiana na takich zasadach spowodowałaby natychmiastowe bankructwo znakomitej większości zadłużonych w dolarach firm i obywateli. 

Duhalde w mowie w czasie zaprzysiężenia obiecywał wymianę starych peso po kursie 40% niższym od oficjalnego i zasadę, że kto swego czasu wpłacił do banku dolary, ten otrzyma z powrotem dolary po kursie 1:1. Szybko jednak się okazało, że nawet całe rezerwy walutowe kraju nie wystarczyłyby na to; po dwóch tygodniach prezydent musiał wycofać się z tego pomysłu.  Przy akompaniamencie kakofonii cacelorazos ogłoszono pesyfikację rachunków dolarowych po kursie 40% niższym od oficjalnego (tylko do sumy 100 tysięcy dolarów), natomiast rachunki bankowe i podatki denominowane w starych 'peso' (i wszystkie dolary powyżej kwoty 100 tysięcy) zostały wymienione na nowe peso po kursie 3:1, tzn. tracąc 2/3 swojej oficjalnej wartości sprzed denominacji.  

Sytuacja ekonomiczna była dramatyczna, gorsza jeszcze niż podczas ostatniego wielkiego załamania w roku 1989: bezrobocie przekroczyło 25%, procent ludności żyjącej poniżej progu ubóstwa zwiększył się z 35% w 2001 do 55% na koniec 2002; setki tysięcy, straciwszy całe swoje oszczędności, koczowało na ulicach Buenos Aires i wszystkich innych większych miast Argentyny: Cordoby, Rosario, Mar Del Plata. 

Denominacja (a także zwyżka cen produktów rolnych na rynkach światowych - zwłaszcza soi, nowej specjalności jak zawsze bardzo konkurencyjnego na świecie argentyńskiego rolnictwa) pomogła jednak eksportowi który zaczął gwałtownie rosnąć. Trzykrotne podrożenie importu, uciążliwe dla ludności, pozwoliło jednak szybko postawić na nogi wiele dziedzin przemysłu. Zaczął się typowy dla Argentyny nagły zwrot: po łącznym spadku PKB o ponad 14% w latach 2000 i 2001, w 2002 PKB wzrosło o prawie 8%. 

W wyborach na początku 2003 roku główny front walki przebiegał pomiędzy kandydatami z różnych nurtów partii peronistów: startującym po swoją trzecią kadencję Carlosem Menemem (prawe skrzydło) i zaciekle zwalczającym go lewym skrzydłem  partii, reprezentowanym przez Duhalde i jego politycznego protegowanego, Nestora Kirchnera. W wyborach w maju 2003 ostatecznie zwyciężył ten ostatni.


 

Po katastrofalnych latach 70-tych i 80-tych i mozolnej odbudowie lat 90-tych przyszło bankructwo na przełomie 2001 i 2002. Argentyna ponownie opanowała czołówki światowych gazet: zdjęcia z cacelorazos, opisy największego bankructwa w historii, pięciu prezydentów w latach 1999-2003 ( Menem - de la Rua - Saa - Duhalde - Kirchner ), tłumy bezdomnych pokotem leżących pod ścianami eleganckich, neoklasycystycznych, przypominających najlepsze czasy z historii kraju gmachów z początku XX wieku zdominowały wyobraźnię światowych mediów. Ekonomista Simon Kuzniets, laureat Nagrody Nobla, ukuł swoje słynne powiedzenie: "Są cztery typy krajów na świecie: kraje rozwinięte, kraje rozwijające się, Japonia i Argentyna".

I jak kilku innym krajom udało się powtórzyć sukces Japonii, nikomu jeszcze nie udało się powtórzyć upadku Argentyny: z siódmego miejsca na świecie i poziomu 92% PKB per capita USA w roku 1912 do bankruta z 55% ludności żyjącej poniżej progu ubóstwa i milionami bezdomnych na ulicach 90 lat później. 

W 2003 Argentyna nie była już nawet najbogatszym państwem Ameryki Południowej: wyprzedziły ją Chile, Urugwaj, Panama, a także (chociaż to z zupełnie innych powodów i, jak się miało okazać, na krótko) - Wenezuela. 



CDN

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura