- Wszędzie pachnie powstaniem - powiedział Czarny - Teraz nie wolno się martwić, Irka. Ten dzień będzie narodowym świętem.
Te prorocze słowa włożył w usta bohatera swojej pierwszej powstaniowej noweli wspaniały popularyzator tego największego wolnościowego zrywu w XX-wiecznej Europie Jerzy Stefan Stawiński już w 1955 roku. Wtedy w całym bloku sowieckim za pozytywne wspomnienie o Powstaniu Warszawskim można było trafić do więzienia. Teraz od 2010 roku, z inicjatywy Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, rocznica rozpoczęcia Powstania jest takim właśnie świętem. Narodowym i prawdziwie oddolnym, szczerym, spontanicznym. Pokazującym żyjący wciąż w nas jego Mit.
Doskonałą ekranizację "Godziny W" Janusza Morgensterna na pewno przypomni jeden z programów TVP. Niezapomniana rola młodziutkiej Ewy Błaszczyk i doskonała Jerzego Gudejki - "Miał w oczach ten ogień, który cechował jego rówieśników, ten błysk inteligencji i entuzjazmu".
Jeszcze tylko kilka, góra kilkanaście lat będziemy czcić tę świętą dla wielu nas rocznicę razem z żyjącymi Powstańcami. Dlatego wyjątkowo obrzydliwe wydają mi się coroczne okołorocznicowe wystąpienia niektórych polityków i publicystów potępiających w czambuł Powstanie jako bezsensowną rzeź, a biorących w nim udział Bohaterów jako nieodpowiedzialnych szaleńców bez wyobraźni. Bo tak nie było...
Jeden ze świadków i wyjątkowo dobrze poinformowany uczestnik tego zrywu, kurier z Londynu utrwalił tamtejszy nastrój tak:
„Konspiracja już się skończyła. Wydaje się, że jestem przybyłym dopiero co z Londynu. Wywołuje to sensację, patrzą na mnie jak na nadprzyrodzone zjawisko. Zostaję zasypany pytaniami kiedy przyjdą Anglicy i Amerykanie, czy będzie desant w Warszawie. Kłamię jak z nut. W tym momencie i nastroju za żadne skarby świata nie zdobyłbym się na słowa prawdy.”
(...)
„ Oglądamy scenę, której nie zapomnę póki żyję.
Mieszkańcy pobliskich domów bez żadnego rozkazu z góry budują barykadę. Jedni kopią rów, drudzy wyrzucają przez okna co im pod rękę popadnie. Za mało jest łopat i kilofów, więc niektórzy wyrywają bruk gołymi rękoma, ale robią to w z takim niebywałym zapałem i poświęceniem, że w kilkanaście minut powstaje głęboki rów.
Wtem z dala ukazuje się niemiecki samochód pancerny!
Nasz zdobyty z wymalowaną kotwicą ‘PW’. Następuje wybuch szalonego entuzjazmu. Ludzie odrzucają kilofy i - jak na komendę – zaczynają śpiewać „Warszawiankę”. Śpiewa cała ulica od Placu Napoleona po Marszałkowską. Niskim, potężnym basem śpiewa stary Pełczyński, wychowanek Apuchtinowskiej szkoły:
Oto dzień krwi i chwały,
Oby dniem wskrzeszenia był…
Ogarnia mnie uniesienie, jakiego nie doznałem i nigdy później. Za tę jedną scenę oddałbym całe życie.
Czuję obecność tych spod Belwederu i Arsenału. Niewidoczni, są teraz z nami, wmieszani w ten radosny tłum.”
Z drugiej, niemieckiej strony warszawskiej barykady te postawy zapamiętano na przykład tak:
„Wspomniałem o pewnej dziewczynie, o której mówiło się w naszej kompanii. (…) gdy inni ludzie pełzli po ziemi wśród gwizdu granatów nad ich głowami, błysku strzałów i huku działek szturmowych, skamląc jak opętani, ta dziewczyna stała wyprostowana ze spokojnym, poważnym wyrazem twarzy, lekko tylko kiwając głową nad tym szalonym zachowaniem wywołanym strachem o życie. Stała w ogniu, w obłąkaniu, nietknięta”. (por. Stoelten, List do narzeczonej, 28.IX.1944)
„… Jeszcze inny, trochę pijany, usiadł na mojej pryczy i powiedział:
- Schade, schade ich bin nicht Pole, ich waere auch Partisan.
[= Szkoda, jaka szkoda, że nie jestem Polakiem, też byłbym partyzantem].
Oczywiście zaprotestowałem gwałtownie: „Nigdy nie byłem partyzantem”.
Poklepał mnie po ramieniu i wyszedł”.
(wspomnienia Stanisława Likiernika, pierwowzoru „Kolumba rocznik 20-ty” Romana Bratnego)
"Walki w Warszawie należą do najbardziej zaciętych w tej wojnie i mogą być porównywane tylko z walkami o Stalingrad.
[= „Der Kampf in Warshau ist der haerteste in dieser Zeit und er ist vergleichbar mit Kampf in Stalingrad, so schwerigste“ ]
.... walkę w Warszawie pod dowództwem Polaka Bora, której przykładem moglibyśmy się umocnić i w tej postawie niezłomnej wiary w zwycięstwo, nieulegania nigdy, powinniśmy wychować naszą młodzież".
Heinrich Himmler, druga osoba w państwie Hitlera, w przemowie do oficerów SS, 21.09.1944 r.
1944-09-21-heinrich-himmler-rede-vor-wehrkreisbefehlshabern-und-schulkommandeuren-in-jaegerhoehe.html
W 2009 r. opublikowałem post-apel pt.
1-szy sierpnia uczyńmy Dniem Chwały i Hołdu dla Bohaterów
Wspaniale, że spełniło się. Pod linkiem m.in.:
Wśród żołnierzy AK, NSZ i AL za godnych największego uznania i hołdu uważam powstańcze dziewczęta: niezawodnie docierające wszędzie i w każdych warunkach łączniczki, padające jak muchy, aby wykonać zadanie oraz bezgranicznie ofiarne sanitariuszki – nie słyszałem o żadnym przypadku w tych 63 dniach „krwi i chwały”, aby te heroski opuściły rannych nawet narażając się na niechybną okrutną śmierć od zwyrodnialców Dirlewangera i Kamińskiego lub nie starały się udzieli pomocy pod zabójczym ostrzałem.
Kto z nas chwyciłby za broń nawet niedoskonała, nieliczną ze śladową ilością amunicji, aby walczyć ze śmiertelnym, znienawidzonym wrogiem. Przypuszczam, że większość z wyjątkiem kilku nadambitnych krzykaczy, karierowiczów i pacyfistów.
A Kto mógłby w chwili gdy każdy ruch grozi śmiercią lub kalectwem BEZ WAHANIA poderwać się, przebiec kilka metrów, aby udzielić pomocy bliźniemu, często nieznajomej osobie ???
„...strzelanina przechodzi w ostrą kanonadę. Przylegamy na ziemi, kurczymy się w sobie. Widzę jak kule uderzają przede mną. Przewraca się Kieros. Krzyczę odruchowo „Ranny!”. Słyszę jak ktoś biegnie za mną i Hanka klęka obok pytając gdzie jestem ranny? Pokazuję na Kierosa, on tylko machnął ręką, na znak, że wszystko z nim w porządku.
Zaimponowała mi odwaga i poświęcenie Hani. Czy też ja bym się na to zdobył ? Podbiec, ratować kogoś TERAZ !”
(Leszczyc T.Sumiński „Przez Kampinos na Starówkę”)
Komentarze