Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
2959
BLOG

Amantadyna we wczesnym stadium COVID-19 ma szansę powodzenia

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 91

Moim zdaniem amantadyna ma szansę powodzenia w zwalczaniu COVID-19, ale we wczesnym stadium. Nie spotkałem jeszcze pacjenta, który by twierdził, że zmagał się z ciężką niewydolnością oddechową albo trafił pod respirator i ten lek okazał się skuteczny. Pamiętajmy, że tylko lekarz może decydować o jego stosowaniu. Nie wolno leczyć się samemu. A doszukiwanie się spisków w sprawie amantadyny to oczywista bzdura – mówi prof. Konrad Rejdak, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Neurologicznego.


Prowadzi Pan badania nad skutecznością amantadyny w leczeniu COVID-19. Jakie są efekty pracy konsorcjum naukowego? Czy możemy spodziewać się pozytywnych informacji w najbliższym czasie?

Część administracyjna, niestety, jeszcze trwa. W tej chwili jesteśmy na etapie finalizowania umowy z Agencją Badań Medycznych (ABM). Liczymy na to, że kwestią tygodni jest uzyskanie stosownych zgód i rejestracji. Dodatkowo trzeba przygotować lek badany oraz placebo. Spodziewamy się, że badanie kliniczne nad amantadyną wystartuje z końcem lutego.

W jakich schorzeniach amantadyna jest skuteczna?

Jest to stary lek, wprowadzany we wskazaniu na grypę typu A. Przypadkowo zauważono, że pomagał osobie z chorobą Parkinsona, co przyczyniło się do kolejnych badań i wprowadzenia nowego wskazania dla preparatu. Wirus grypy, jak wiadomo, szybko mutuje, zatem podawanie amantadyny w tym przypadku uległo ograniczeniu. Jednakże w charakterystyce wybranych preparatów generycznych takie wskazanie nadal jest. Dodatkowo amantadynę stosuje się w schorzeniach neurologicznych, na przykład w zespole zmęczenia u pacjentów z SM. Pobudza się dzięki niej stan przytomności u chorych z uszkodzeniem mózgu. Amantadyna poprawia również efekty rehabilitacji u tej grupy pacjentów.

Jest Pan autorem pierwszego raportu klinicznego w literaturze światowej o potencjalnym efekcie ochronnym amantadyny u osób zakażonych SARS-CoV-2. Potem pojawiły się kolejne doniesienia. Włodzimierz Bodnar, specjalista od chorób płuc w Przemyślu, twierdził, że u 90 proc. pacjentów stan kliniczny poprawił się po podaniu amantadyny w ciągu zaledwie 48 godzin. Nie przedstawił jednak szczegółowych danych o grupie leczonych i charakterystyce objawów.

Kiedy wybuchła pandemia, opisaliśmy z prof. Griebem, jak chorzy, którzy brali lek we wskazaniach neurologicznych, mimo zakażenia wirusem SARS-CoV-2, mieli bardzo łagodne objawy albo wręcz bezobjawowy przebieg COVID-19. Dotyczyło to 15 pacjentów z chorobą Parkinsona i SM, przyjmujących amantadynę. Z biegiem czasu pojawiły się kolejne informacje, które znamy głównie z doniesień medialnych. Z jednej strony cieszę się, że te wyniki są spójne z moimi doświadczeniami, ale jedyną możliwością weryfikacji danych jest szczegółowa publikacja. Na dobrą sprawę nic nie wiemy o charakterystyce tych pacjentów, których leczono amantadyną. W medycynie wyniki kliniczne należy opublikować z dokładną charakterystyką chorych i stopniem zaawansowania choroby. Moim zdaniem amantadyna ma szansę powodzenia w zwalczaniu COVID-19, ale we wczesnym stadium. Nie spotkałem jeszcze pacjenta, który by twierdził, że zmagał się z ciężką niewydolnością oddechową albo trafił pod respirator i ten lek okazał się skuteczny. Wszystkie relacje, o jakich słyszałem, pochodzą od osób, które przyjmowały lek we wczesnych fazach choroby, najczęściej w warunkach domowych, co prowadziło do szybkiej poprawy stanu zdrowia. I jest to spójne z moimi obserwacjami klinicznymi wśród pacjentów, których znam.

Czyli podanie amantadyny na przykład po 10 dniach od pierwszych objawów mija się z celem?

Pamiętajmy, że choroba przebiega bardzo różnie, bowiem koronawirus może inkubować w organizmie do dwóch tygodni. Albo się nie ma objawów, czasem są one lekkie, a potem dochodzi do eskalacji. Dlatego najczęściej nie jesteśmy w stanie określić, kiedy doszło do zakażenia. Dopiero wystąpienie objawów klinicznych oraz wykonanie testów potwierdza rozpoznanie. No chyba że są to osoby z kontaktu z osobą zakażoną. Istotne jest określenie faz klinicznych choroby w szczególności w oparciu o poziom saturacji, czyli wysycenia krwi tlenem. Badanie pulsoksymetrem jest niezwykle ważne, by ocenić, czy doszło do niewydolności oddechowej. Po inwazji wirusa na układ oddechowy dochodzi do zapalenia płuc oraz burzy cytokinowej i wielu wtórych objawów z dysfunkcją różnych organów. Niezwykle ważnym komponentem choroby jest inwazja do układu nerwowego. Musimy robić wszystko, by temu zapobiec – w innym przypadku wszystkie rejestrowane leki wykazują bardzo słabą skuteczność.

Część zakaźników krytykuje stosowanie amantadyny przed finalizacją badań klinicznych, stwierdzających, jaka jest skuteczność leku. Czy można mówić o ryzykownym eksperymencie w takim przypadku?

Wiele leków zarejestrowanych w medycynie jest używanych poza wskazaniem opisanym w charakterystyce produktu leczniczego. Dzieje się tak w oparciu o skumulowane dowody naukowe i doświadczenie kliniczne. W takich sytuacjach lekarz, kierując się posiadaną wiedzą, proponuje leczenie pacjentowi za jego świadomą zgodą. Gromadzenie dowodów naukowych i klinicznych – gdy testujemy nowe wskazania – jest traktowane jako eksperyment medyczny i wymaga uzyskania zgody komisji bioetycznej. Aby dostarczyć dowodów naukowych o wysokiej sile, konieczne jest wykonanie formalnych badań klinicznych, a złotym standardem jest badanie randomizowane, podwójnie zaślepione i kontrolowane placebo. I na tym etapie właśnie jesteśmy.

Jakie mogą być skutki uboczne po przyjęciu amantadyny?

Generalnie jest to lek dobrze tolerowany, stosowany od wielu lat, przyjmują go osoby w podeszłym wieku oraz obarczone różnymi chorobami neurologicznymi. Oczywiście opisano szereg działań niepożądanych, dzielących się na częstsze, rzadkie i bardzo rzadkie. Do tej pierwszej grupy zaliczamy bezsenność albo stan pobudzenia – często jak po mocnej kawie. U osób z predyspozycją – na przykład chorobą psychiczną – amantadyna może wyzwalać objawy psychotyczne, albo drgawki – u osób z padaczką. Z niezwykłą ostrożnością z leku powinni korzystać pacjenci z niewydolnością serca oraz niewydolnością nerek. Pamiętajmy, że każdy lek wydawany na receptę ma opisaną długą listę potencjalnych działań niepożądanych i dlatego tylko lekarz może decydować o jego stosowaniu. Nie wolno leczyć się samemu.

Dlaczego nie stosuje się powszechnie tego środka w profilaktyce antywirusowej?

Wirus SARS-CoV-2 jest po prostu zupełnie innym wirusem od grypy, która co roku mutuje. Amantadyna ma wykazany stosunkowo słaby efekt przeciwwirusowy, ale to niejedyny mechanizm, który może być ważny. Lek wchłania się do układu nerwowego i pobudza różne układy neuroprzekaźnikowe w mózgu, co może być ważne w stymulowaniu organizmu w walce z ogólnoustrojową infekcją. Może zapobiegać uszkodzeniu struktur układu nerwowego. Trzeba pamiętać, że powikłania na tym tle należą do najpoważniejszych, począwszy od utraty węchu i smaku, zespołu zmęczenia, ale również ostrej niewydolności oddechowej na tle uszkodzenia pnia mózgu.

Niestety, lekarstwo stało się też orężem grup antyszczepionkowych. Doszukują się one spisku: specjalnie wycofano amantadynę z aptek bez recepty, by dać zarobić koncernom farmaceutycznym przy sprowadzeniu szczepionek.

To oczywista bzdura, trudno się z tym w jakimkolwiek aspekcie zgodzić. Każdy lek musi przejść taką samą procedurę i nie jest tak, że amantadynę stosuje się na całym świecie. Trzeba przyznać, że pojawia się zainteresowanie w innych krajach tym środkiem. Sam się zaszczepiłem, uważając, że to jedyna droga skutecznej walki. Zanim jednak wszyscy przyjmiemy szczepionkę, nabędziemy odporność populacyjną, trzeba szukać leków powstrzymujących chorobę. I taki jest cel naszego badania prowadzonego nad amantadyną.

Świat mierzy się z wariantem brytyjskim wirusa, co chwilę pojawiają się nowe odmiany. W tle dochodzi stopniowe poluzowanie obostrzeń w Polsce i wielki projekt szczepień.

Właśnie, bo nikt nie wytrzyma zbyt długo w głębokim reżimie sanitarnym, z jakim mamy do czynienia. Oby odporność po szczepionce była jak najdłuższa, choć pojawiają się doniesienia o 8–9 miesiącach, zatem wszystko wskazuje na coroczną akcję szczepień. Wielu się nie zaszczepi z różnych powodów: chorób współistniejących czy poważnych dolegliwości alergicznych. Tej grupie należy zaoferować coś, co działa w przypadku zakażenia SARS-CoV-2. Traktujmy jednak amantadynę jako lek wspomagający, a nie cudowny środek, który w 100 proc. zwalczy koronawirusa.

Jest Pan Profesor uznanym neurologiem. Korzystając z okazji, zapytam o dramatyczną sytuację Polaka, który w szpitalu w Plymouth był odłączany od aparatury, pozbawiony nawodnienia i pokarmów. Rząd zaangażował się w pomoc rodakowi, ale było już za późno. Czy lekarze brytyjscy postąpili etycznie?

Muszę przyznać, że była to przedziwna sytuacja. W Polsce nie stosujemy takich zasad. Należy zastrzec, że nie mamy wglądu w dokumentację medyczną i opieramy swoje spostrzeżenia tylko na krótkim materiale wideo. Widać było, że mężczyzna zachowywał przytomność, był wydolny oddechowo. Trudno powiedzieć, czy zachowywał kontakt z otoczeniem, ale nie da się tego zweryfikować w pełni. Zapewniam, iż w Polsce nie zostałby odłączony od aparatury, nadal byłby leczony. Był to okres dość krótki od zachorowania, więc trudno przesądzić jednoznacznie, jaki byłby przebieg jego stanu klinicznego – tym bardziej że dość szybko wybudził się ze śpiączki. Często następstwem jakiegoś uszkodzenia mózgu jest stan wegetatywny, w którym zachowana jest przytomność, ale nie ma stanu świadomości zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Celem leczenia i rehabilitacji jest uzyskanie stanu minimalnej świadomości, w której pacjent w szczątkowej formie odzyskuje kontakt z otoczeniem, a to otwiera mu szanse na dalszą rehabilitację i powrót do funkcjonowania. W mojej opinii był to zbyt wczesny okres, by przesądzić o losach pacjenta – tym bardziej że miał zachowane funkcje życiowe i był przytomny.

Na udostępnionym przez rodzinę filmie widzimy płacz pacjenta. O czymś to świadczy?

Mogła to być mimo wszystko reakcja odruchowa, a trudno ocenić, czy miał na tym etapie choroby zachowaną świadomość. Reakcje bada się za pomocą specjalistycznej aparatury i analizy psychologicznej. Nie da się ocenić na podstawie filmu, czy w pełni reagował na bodźce z otoczenia.

Pytam o to także dlatego, że od lat trwa spór na temat pojęcia „uporczywej terapii” i okresu, kiedy ona się rozpoczyna. Lekarze z Wielkiej Brytanii twierdzili, że doszło do nieodwracalnych uszkodzeń w mózgu polskiego pacjenta, a przedłużanie leczenia byłoby niewskazane, podobnie jak transport chorego do Polski.

Z pewnością mowa o krótkim okresie leczenia – Polak trafił do placówki w listopadzie. Z powodu braku na przykład badania rezonansem magnetycznym i ze względu na ten błyskawiczny czas z podjęciem decyzji o odstąpieniu od terapii, trudno jest nam pogodzić się z dramatem rodaka oraz jego rodziny. Uporczywa terapia oznacza sztuczne podtrzymywanie funkcji życiowych za pomocą aparatury i leków, szczególnie przy niewydolności wielonarządowej. Wtedy trzeba się zastanowić, czy nie jest to działanie wbrew interesowi pacjenta, wbrew mechanizmom naturalnym. Żadna z tych przesłanek nie wystąpiła w przypadku Polaka w Plymouth.

Wywiad z prof. Rejdakiem ukazał się w najnowszej "Gazecie Polskiej"

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości