Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
4477
BLOG

Jeszcze jest czas, by ukraińscy politycy się ocknęli. Zegar tyka

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 181
Dla Polski priorytetem powinno być narodowe bezpieczeństwo rozumiane jako osłabianie w każdej sferze Rosjan i ograniczanie ich potencjału wojskowego. Tak by jak najbardziej w czasie odsunąć albo uczynić niemożliwą inwazję na nasz kraj. Nie można przy tym zapominać o swoich interesach. Polskie władze, nie mówiąc już o społeczeństwie, zrobiły dla sąsiada bardzo dużo, może nawet więcej, niż powinny. Czas na grę w otwarte karty. – Polski rząd powinien wziąć przykład z amerykańskiego i twardo rozmawiać – przekonuje dr Jan Matkowski z Narodowego Uniwersytetu Politechniki Lwowskiej.

Gdy prezydent Wołodymyr Zełenski w kwietniu przybywał z wizytą do Warszawy, witano go jak męża stanu. Wzorowe stosunki polsko-ukraińskie od lutego 2022 r. do wiosny tego roku wydawały się niezachwiane, bo Polskę i Ukrainę łączył wspólny interes ponad podziałami: niszczenie wroga, jakim jest rosyjski oprawca. Nawet ws. ekshumacji na Wołyniu pojawiały się sygnały, które można było odczytać jako wstęp do ułożenia na nowo polityki historycznej. Władze ukraińskie zezwoliły na prace ekspertom w Puźnikach na Podolu, gdzie UPA wymordowała co najmniej 100 Polaków. W styczniu prezydenci Wołodymyr Zełenski i Andrzej Duda oddali wspólnie hołd Orlętom Lwowskim. Kamienne lwy – symbol polskiego bohaterstwa – zostały wreszcie, po kilkuletnim banie, odsłonięte, a przecież przed dojściem Zełenskiego do władzy ocenzurowano je kamiennymi płytami. Z administracji ukraińskiej docierały sygnały o zrozumieniu dla polskiego bólu i niezagojonych, historycznych ran.

Nie tylko tranzyt zboża

Wiele zniweczył spór o zboże – polskie władze zostały postawione pod ścianą. Z jednej strony musiały zareagować w związku z niezadowoleniem rolników i zasypaniem rynku ukraińskim zbożem, a z drugiej liczyć się z niezadowoleniem sąsiada i podsycaniem nastrojów przez rosyjską propagandę. Niezależnie od tego, kto i w jaki sposób komunikował swoje zamiary, Polska ma obowiązek ułatwić tranzyt ukraińskich płodów rolnych. I to robi. Nie ma natomiast interesu w tym, by wykańczać rodzimą produkcję, idąc na rękę oligarchom skupiającym w swych rękach pokaźną część sektora ukraińskiego. I o ile w tej sprawie Ukraińcy mogą odwoływać się do trudności, z jakimi zmagają się rolnicy w trakcie wojny, o tyle już późniejsze napięcie jest wywołane wyłącznie z winy przyjaciół, którym pomagamy.

– Nie da się ukryć, że rolnictwo jest skupione w rękach 50 rodzin, oligarchii dysponującej kontaktami na całym świecie. Trudno nawet mówić o „ukraińskim zbożu”, bo co należy do ukraińskiego chłopa? – zastanawia się Jan Matkowski, wykładowca akademicki na Ukrainie.

Niebezpieczną – i oby chwilową – zmianę w stosunku do Polski pokazuje choćby zachowanie Michajło Fedorowa, wicepremiera Ukrainy odpowiedzialnego za transformację cyfrową. W filmiku opublikowanym w mediach społecznościowych podziękował Elonowi Muskowi za to, że obrońcy swojej ziemi otrzymali ponad 40 tys. starlinków. Ani słowem nie wspomniał, że to Polska ze swoich środków sfinansowała zakup systemów satelitarnych pomocnych na froncie. Trudno zakładać, by nie wiedział o tym tak ważny gracz w ukraińskim rządzie. Zresztą Fedorow wystosował podziękowania dla Muska, który jeszcze niedawno zachęcał Ukraińców do poddania okupowanych ziem pod głosowanie w referendum i odstąpienia Krymu. Jak zareagowałby wicepremier, gdyby coś takiego padło z ust przedstawiciela polskiego rządu?

Wallace nie był zaproszony

Marcin Przydacz w wywiadzie dla TVP powiedział: „Jeśli chodzi o Ukrainę, Ukraina naprawdę otrzymała dużo wsparcia od Polski. Myślę, że warto by było, żeby zaczęła doceniać to, jaką rolę przez ostatnie miesiące i lata dla Ukrainy pełniła Polska. Stąd też takie, a nie inne decyzje, jeśli chodzi o ochronę granic”. Czy jest w tym coś niestosownego? Nawet jeśli szef Biura Polityki Międzynarodowej KPRP zasugerował, że Ukraińcy powinni w pewnych tematach odpuścić lub dogadać się z Warszawą z powodu udzielonej pomocy, to miał w 100 proc. rację. W odpowiedzi ambasador Polski w Ukrainie Bartosz Cichocki został wezwany na rozmowy, a tak naprawdę na dywanik do MSZ.

– Nie ma nic gorszego, niż gdy twój wybawca żąda od ciebie opłaty za ratunek, nawet gdy krwawisz – komentował Andrij Sibiga, wiceszef kancelarii Zełenskiego. Był to styl, którym uraczył nas wcześniej były wiceszef MSZ Andrij Melnyk – jesienią ubiegłego roku w wywiadzie dla niemieckich mediów dyplomata kwestionował ludobójstwo na Wołyniu. Władze Ukrainy potrafiły się od niego publicznie odciąć.

Teraz, gdy Cichockiego – który jako jedyny dyplomata został w placówce w dniu ataku rosyjskich wojsk – de facto przeczołgał Kijów, takiej reakcji i wyraźnego powiedzenia „stop” brakuje. Żeby nie być gołosłownym: Ben Wallace, brytyjski sekretarz ds. obrony, wypalił w trakcie szczytu NATO w Wilnie, że jego kraj „nie jest Amazonem”, czyli sklepem internetowym dla walczącej Ukrainy. Chodziło mu o to, że kiedyś świat przestanie dostarczać broń na front, a ze strony administracji ukraińskiej brakuje wdzięczności. Owszem, ta wypowiedź spotkała się z krytyką ze strony dyplomacji czy Zełenskiego, ale nikt nie wpadł na pomysł wezwania brytyjskiego ambasadora na rozmowę w związku z aktywnością Wallace’a. W przypadku Polski było inaczej.

Na tym tle też zarysowują się nam podziały. Premier Denis Szmyhal zarzucał Warszawie „populistyczne działania” ws. wwozu zboża. Tego typu wypowiedzi natychmiast rezonują w kremlowskich tubach propagandowych, co ma przełożenie też na szum informacyjny w mediach społecznościowych i wpływ na ludzi, którzy nie śledzą wszystkiego na bieżąco. Z kolei Zełenski – a zatem najważniejsza persona w ukraińskiej polityce – ocenił, że stosunki polsko-ukraińskie są jak tarcza, w której nie może pojawić się ani jedna szczelina. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksij Daniłow pisał natomiast: „Jesteśmy wdzięczni za każdą złotówkę, pocisk czy życzliwe słowo, za każdą kobietę i dziecko, które Polacy schronili w swoich domach”. To też trzeba odnotować. Podobne w przesłaniu opinie dobiegają z wojska obrońców kraju.

– To trochę jak zabawa w dobrego i złego policjanta. Jeśli miałbym doradzić coś polskiemu rządowi, to niech wezmą przykład z Amerykanów. Rozmawiają twardo, stawiają warunki stronie ukraińskiej. W USA wiedzą, jak z nimi dyskutować i rozliczać z konkretnych celów – mówi Jan Matkowski w rozmowie z „Codzienną”. – Musimy zrozumieć, że Polskę i Ukrainę łączą partnerskie relacje, a nie braterstwo i tym podobne mity. A one polegają na wypracowaniu obopólnych korzyści. Polacy uważają, że pomagają wydatnie odeprzeć inwazję, i mają rację. Z kolei Ukraińcy są przekonani o walce prowadzonej w imieniu całego Zachodu. I też odnoszą wrażenie, że ich sąsiad powinien być wdzięczny za przelewaną krew na froncie – dodaje. 

Ostatni dzwonek. Dalsza eskalacja jest dla Ukrainy groźna

Warto więc zwrócić uwagę, że są też głosy odmienne wśród ukraińskich polityków – i to tych bardziej decyzyjnych. Ważne jednak, by wpływały one bezpośrednio na relacje z Polską. Aktywność Szmyhala i części ukraińskiego establishmentu być może jest związana z jesiennymi wyborami albo (i) podatnością na podszepty jednego z zachodnich mocarstw, które ciągle chce wrócić na pozycję zajmowaną w polityce międzynarodowej przed wybuchem wojny.

Tyle że każda partia dostrzega pęknięcie w relacjach z Ukrainą i ktokolwiek wygra głosowanie w Polsce, będzie pamiętał o wezwaniu ambasadora Cichockiego. Sam Borys Budka, tradycyjnie krytykujący rząd, podkreślił, że to Kijów popełnia w tej sprawie zasadniczy błąd. Bardzo też wątpliwe, by Ukraińcy dostali od Donalda Tuska i ewentualnej egzotycznej koalicji od Sasa do lasa więcej sprzętu wojskowego niż na skutek decyzji gabinetu Zjednoczonej Prawicy.

Jeszcze nie jest za późno na refleksję i przyjęcie linii Zełenskiego i Daniłowa w polityce naszego sąsiada. Ukraina, która nie tylko pragnie odeprzeć Rosję, lecz także zamierza dołączyć do Unii Europejskiej i NATO, musi liczyć się i współpracować z Polską. Niemcy przy pierwszej dogodnej okazji znowu porzucą Europę Środkowo-Wschodnią na rzecz interesów z krwawym niedźwiedziem. Najwyraźniej nie do wszystkich to dociera w kraju naszego bliskiego partnera, z którym łączy nas walka z Władimirem Putinem. 

Fot. Premierzy Polski i Ukrainy: Mateusz Morawiecki i Denys Szmyhal/KPRM

Tekst został opublikowany w "Gazecie Polskiej Codziennie" 

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka