Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński
517
BLOG

Krajobraz po wyborach

Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Sytuacja po wyborach w Niemczech jest tak zagmatwana, że nawet wróżbita Maciej nie oferuje wskazania składu przyszłego rządu w zamian za drobną opłatę. Można jedynie opisywać możliwe rozwiązania i na tym musimy poprzestać.

Krótko po ogłoszeniu wyników, przedstawiciele partii, które przekroczyły próg wyborczy, spotkali się w studiu wyborczym ZDF. Powody do zadowolenie mieli jedynie szef liberałów (FDP), powracających po przerwie do Bundestagu, i oczywiście przedstawiciel Alternatywy dla Niemiec (AfD). Uśmiechał się ciągle Marcin Schulz, ale on już tak ma. Pozostali miny mieli nietęgie. Najbardziej kwaśną miała pani kanclerz, bo też miała po temu powody.

Partia Anieli Merkel straciła 8% wyborców i uzyskała najgorszy wynik od roku 1949. Jej socjalistyczny koalicjant - SPD uzyskał najgorszy wynik w historii Republiki Federalnej. Jak trudna jest teraz sytuacja kanclerki, świadczy fragment dyskusji w studio wyborczym po ogłoszeniu wstępnych wyborów. Na pytanie prowadzącego, czy może zapewnić widzów, że do Świąt Bożego Narodzenia (tak, to nie pomyłka!) zdoła utworzyć rząd koalicyjny, nie była w stanie udzielić twierdzącej odpowiedzi. Wynik wyborów, w którym rządząca koalicja straciła razem 15% głosów jest łagodną oceną dotychczasowej polityki. Nic dziwnego, że Bild na pierwszej stronie wielkimi literami ogłosił „Koszmarne zwycięstwo”.

Dlaczego jednak CDU wygrała te wybory? A na kogo mieli Niemcy głosować? Jaka była (i jest) alternatywa? Partia mająca alternatywę w nazwie, stanowi dla większości wyborców alternatywę bardzo wątpliwą z powodu coraz silniej ujawniających się w niej narodowosocjalistycznych sentymentów. Nie tylko nie ma alternatywnej partii, ale nawet w samej CDU nie ma polityka mogącego zastąpić Merkel. Tak skutecznie wykosiła wszystkich, którzy coś sobą reprezentowali. Pozostali tylko starzy klakierzy lub młodzi, nabierający dopiero doświadczenia.

Zaraz po wyborach rozpoczęły się rozmowy koalicyjne. Wskutek zdecydowanego przejścia SPD do opozycji i odrzucenia przez CDU koalicji zarówno z AfD jak i Lewicą, pozostaje tworzenie rządu z egzotycznie nazywanej koalicji jamajskiej, od kolorów tworzących je partii, układających się w flagę Jamajki. Egzotyka polega też na łączeniu partii od prawa (FDP) do lewa (Zieloni). Z tą egzotyką to tak nie do końca, bo takie lub podobne koalicje rządziły lub rządzą w parlamentach landów i na niższych szczeblach samorządów.

Sklejenie jakiejkolwiek koalicji w Bundestagu może być znacznie trudniejsze niż na niższych szczeblach. O ile partie nominalnie chadeckie (CDU/CSU) realizują politykę skłaniania się w kierunku, gdzie odnieść można największe polityczne korzyści, o tyle liberałowie i zieloni lewacy mają jasno określone, a sprzeczne z sobą stanowiska, których zapowiedzieli bronić z determinacją. A że skłanianie się jednocześnie w przeciwnych kierunkach jest trudne do wyobrażenia, termin zakończenia negocjacji jest równie trudny do określenia.

FDP i Zielonych dzieli prawie wszystko: od energetyki jądrowej, którą liberałowie chcą rozwijać a Zieloni zlikwidować, po imigrantów, których Zieloni chcą przyjmować bez żadnych ograniczeń a FDP żąda radykalnego ograniczenia ich do liczby niezbędnej dla niemieckiej gospodarki. W tej sytuacji trudno dziwić się kwaśnej minie kanclerki.

Maraton negocjacyjny ruszył z miejsca w tempie raczej żółwim. Piszę te słowa miesiąc po wyborach i, jak na razie, efektem tych negocjacji jest uzgodnienie wspólnego wyjściowego stanowiska CDU i jej bawarskiej odpowiedniczki CSU. Najważniejszym z ustaleń jest określenie górnej granicy imigrantów na dwieście tysięcy rocznie. Choć nie było szczególnie trudne, bo CSU głośno domagała się takiego ograniczenia a CDU dojrzewała do niego, zajęło to siostrzanym partiom ponad dwa tygodnie. Pod koniec powyborczego miesiąca przeprowadzono sondażowe rozmowy z FDP i Zielonymi. Prawdziwe schody zaczną się w czasie ustalania z nimi szczegółów. A jeśli FDP zrealizuje przedwyborcze zapowiedzi i wystąpi, tak jak i AfD, z wnioskiem o powołanie komisji śledczej w sprawie „zaproszenia” imigrantów, będziemy obserwować ostrą jazdę bez trzymanki.

Nominalnych chadeków czeka więc droga przez mękę, ale nie mają wyboru. Alternatywna wielka koalicja z SPD zmusiłaby CDU do przyjęcia warunków socjalistów a przegrany Schulz, choć nie byłby kanclerzem, wymusiłby realizację jego paranoicznych pomysłów ku utrapieniu Niemiec i Europy. Poza tym AfD stałaby się wtedy największą partią opozycyjną z należnymi jej z rozdzielnika znaczącymi stanowiskami w Bundestagu i zwielokrotnioną możliwością prezentowania się w mediach. A to byłby niewyobrażalny horror dla obecnego establishmentu.

Jakakolwiek koalicja z AfD nie wchodzi w grę, gdyż wszystkie partie traktują ją jak trędowatą i, jak na razie, czynią to konsekwentnie. Zostają jedynie nowe wybory a to oznaczać może dalsze straty nominalnych chadeków. Można więc być pewnym, że determinacji do sklejenia jamajskiej koalicji pani kanclerz nie zabraknie.

I może jej się udać, bo w niemieckiej polityce nie ma nic świętszego od kompromisu. Dążenie do niego usprawiedliwia mniej lub – częściej – bardziej karkołomne odejście od wyznawanych przez partie zasad. Zupełnie prawdopodobne jest, że w imię tegoż kompromisu uzgodnione zostanie wspólne stanowisko FDP i Zielonych i po negocjacyjnym maratonie Niemcy dowiedzą się, że przyszły rząd gwarantować będzie przyjęcie nieograniczonej liczby imigrantów w ilości niezbędnej dla gospodarki fachowców a elektrownie jądrowe będą likwidowane drogą ich rozwoju lub rozwijane poprzez likwidację, w zależności od tego, z ust rzecznika której partii usłyszą ten komunikat.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka