Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński
201
BLOG

Wątpliwa niezależność sądów

Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

Kilkuletnia już dyskusja o stopniu niezależności polskich sądów lub, jak chcą inni, stopniu ich podporządkowania władzy wykonawczej w osobie ministra sprawiedliwości, może przybrać nieoczekiwany obrót. A to za sprawą pytania, jakie wystosował do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej jeden z sędziów Sądu Administracyjnego w Wiesbaden, stolicy niemieckiego landu Hesja. Składające z 25 punktów pytanie można streścić krótko: „Czy jestem niezależnym sędzią i czy pracuję w niezależnym sądzie?” Powody, jakie spowodowały jego wątpliwości, sprawiają, że na upolitycznienie sądów w Polsce trzeba będzie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Jest oczywiste, że odpowiadając na to pytanie, TSUE wyda opinię nie tylko o niezależności Sądu Administracyjnego w Wiesbaden, lecz wszystkich sądów w Republice Federalnej. Orzeczenie to obowiązywać będzie również przy ocenie niezależności sądów w całej Unii Europejskiej, w tym oczywiście w naszym kraju.

Zgodnie z prawem europejskim, sądami mogą być uznane tylko te instytucje, które posiadają odpowiedni stopień niezależności, zapewniający im autonomię i niezależność hierarchiczną oraz apartyjność i bezstronność.

Autor zapytania uważa, że niemiecki ład konstytucyjny zapewnia jedynie funkcjonalną niezależność sędziowską, ale nie instytucjonalną niezależność sądów. Trudno mówić o niezależności, gdy sędziowie są mianowani przez ministrów sprawiedliwości poszczególnych landów, a ci ministrowie decydują również o sędziowskich awansach. Praca sędziów oceniana jest przez ministerstwa, a sami sędziowie podlegają regulacjom prawnym dotyczącym urzędników.

Pytający stwierdza jednak, że sędziowie sami są niezależni i podlegają tylko ustawom. Jednak ta czysto funkcjonalna niezależność nie wystarcza, by chronić sądy przed wpływami z zewnątrz. Nie chodzi tu bezpośrednie nakazy, lecz o pośrednie wpływanie na orzeczenia sądów. Ostatecznie to ministerstwa sprawiedliwości decydują o zatrudnieniu i ilości sędziów w danym sądzie, jak i o jego wyposażeniu.

Już samo niebezpieczeństwo politycznego wpływu na sąd (poprzez ministerialne decyzje o ich bazie materialnej i politykę personalną) może zagrozić wpływem na orzeczenia sądów i osłabić ich obiektywizm. Taki sam efekt przynieść może możliwy nacisk na efektywność sądów wskutek prowadzonych przez ministerstwa statystyk obciążeń i pracy sądów. Podsumowując, autor dochodzi do wniosku, że wymienione czynniki powodują, iż jego sąd nie spełnia europejskich wymagań co do niezależności i bezstronności.

Z polskiego punktu widzenia najciekawsze będzie odniesienie się TSUE do mianowania sędziów przez ministra sprawiedliwości i jego wpływu na sędziowską karierę. Mianowanie sędziów przez władzę wykonawczą, czasem we współdziałaniu z prawodawczą, jest dzisiaj standardem wśród państw powszechnie uważanych za cywilizowane i praworządne. W końcu jakoś tych sędziów trzeba ustanowić. Inną kwestią jest czy i, jeśli tak, to jaki jest wpływ polityków na dalsze losy sędziów, bo to stanowi o ich rzeczywistej lub tylko pozornej niezależności.

Uznanie przez TSEU, że mianowanie sędziego przez polityka nie stanowi naruszenia niezależności tego ostatniego, spowoduje, że bardzo zbledną tak głośno podnoszone zarzuty wobec polskich reform sądownictwa. Totalna opozycja będzie musiała wtedy przyznać, że Polska spełnia standardy europejskie i to z nawiązką, albo podważać orzeczenie TSUE i ogólnie prawo europejskie.

Znacznie poważniejsze konsekwencje może mieć przeciwne orzeczenie Trybunału. Uznanie, że mianowanie sędziów przez ministrów, czy ogólnie polityków, podważa niezależność sądów, zdemontowałoby systemy prawne większości państw Unii i zakwestionowałoby niezależność ich sądów, łącznie z niezależnością samego Trybunału, którego sędziowie pochodzą tylko i wyłącznie z politycznego nadania. Już to ostatnie sprawia, że taki wyrok jest mało prawdopodobny.

Mało prawdopodobny ale nie niemożliwy. Jak zaradzić sytuacji, gdy TSUE wykluczy wpływ polityków na powoływanie sędziów? Na zdrowy rozum rozwiązania są dwa. Pierwszy to pozostawienie powoływania sędziów sędziom. Doprowadzi to do powstania rzeczywistej, uprzywilejowanej kasty, samej dobierającej sobie członków, samej się sądzącej, o nieograniczonej w praktyce władzy nad resztą współobywateli. Po pewnym, niezbyt długim czasie, spowoduje to dziedziczenie członkostwa w tej kaście, wzorem średniowiecznych cechów.

Innym rozwiązaniem jest oddanie mianowania sędziów w ręce obywateli, którzy wybierać ich będą tak jak członków innych władz. Jest to model najbardziej demokratyczny ale też najtrudniejszy do wprowadzenia. Bardziej niż pewny będzie zdeterminowany opór demokratycznych, a jakże, elit, by nie oddawać tak ważnych decyzji gawiedzi, która raz po raz pokazuje, że nie potrafi głosować jak należy.

Bez względu na to, jak TSUE rozstrzygnie kwestie zawarte w przesłanym pytaniu, jego orzeczenie będzie mieć istotne konsekwencje dla systemów sądownictwa w krajach członkowskich. Stąd pełne napięcia oczekiwanie zainteresowanych. Jedni oczekują z nadzieją, drudzy z trwogą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo