Pogodny Pogodny
363
BLOG

Generał Segur i kanclerz Hitler wspominają

Pogodny Pogodny Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Jako że cały Salon ostatnimi czasy opycha się polityką, przez co zewsząd słychać jeno zgrzyt zębów i klekot klawiatury doszedłem do wniosku, idąc śladem czcigodnych blogerów, że warto by było wrzucić coś historycznego. Jako że zima w pełni, dość powiedzmy sroga i obfita w śniegi, przyszła mi na myśl wojna prowadzona w Rosji. Z tego powodu nie ma nic lepszego jak wspomnienia jej uczestników. Zacznę tedy od opisu wojny slynnej na cały wiek XIX, bo od wojny napoleońskiej, a właściwie jej smutnego końca, życząc w tym miejscu mimo wszystko choć tylko w lichym fragmencie miłej literatury czytelnikowi. Lecz nim się to stanie  wyobraźmy sobie wprzódy niebo blado błękitne, które przecinają ciemnymi smugami dalekie dymy pożarów i odgłosy walki. Wejdźmy też w głęboki po kolana śnieg i wyobraźmy sobie, że jesteśmy oto w lichym, letnim szynelu, dziurawych, wytartych od wielomiesięcznych marszów butach,  wokół zaś panuje trzaskający mróz, palce mamy boleśnie sztywne, niektórych już nie czuć, a tu pada nagle rozkaz oficerów: Ładuj broń! Spoglądamy przed się i wiemy skąd ten rozkaz. Oto nieprzyjaciel nasz, z którym toczymy od wielu tygodni tę okrutną wojnę, niczym złowroga wilcza wataha, w milczeniu wychłynął właśnie szeroką zbrojną ławą pieszych i konnych zza ośnieżonych wzgórz... Tak to widział adiutant Napoleona generał Segur.

Z innej perspektywy o wojnie opowie nam też Adolf Hitler.

"Opodal Korytni inna droga - wiodąca z Jelni do Krasnego - zbliża się do traktu. Drogą tą nadciągnął tegoż dnia Kutuzow na czele dziewięćdziesięciu tysięcy ludzi; otoczył i wyprzedził Napoleona, bocznymi drożynami, którę łaczą drogę z traktem, liczne wysyłał forpoczty.

Sam zaś z resztą wojska stanął poza forpocztami, radując się niepomiernie z wyniku dotychczasowych manewrórw, które byłyby zresztą chybiły celu, na skutek jego opieszałości, gdyby nie nasza nieopatrzność. Był to bowiem dzień obustronnych pomyłek, jeno że nasze większymi były i dlatego zostaliśmy pobici. Wódz rosyjski miemał tedy, że ma w ręku całą armię francuską i że nikt mu nie ujdzie. Stało się jednak inaczej. Podeszły wiek Kutuzowa upomniał się o swoje prawa. Połowicznie tylko i źle wykonane zostały mądre jego plany.

Podczas kiedy nas zewsząd otaczały groźne pułki nieprzyjacielskie, w nędznej chłopskiej chacie, ostatnim domostwie, jakie pozostało z całej Korytni, Napoleon wypoczywał spokojnie, jak gdyby ignorując lub lekceważąc ową ruchomą falę ludzi, koni, dział. Tak przynajmniej sądzić należy wobec faktu, iż żaden z trzech korpusów, przebywających jeszcze w Smoleńsku, nie otrzymał nowych wskazówek ani instrukcji. O świcie wyruszył cesarz w dalszą drogę.

Na przedzie kolumny cesarskiej szły luźne bandy maruderów, chcąc jak najszybciej dotrzeć do Krasnego, a tak dalece żadnych nie zachowywano ostrożności, że gdy o dwie mile od miasta, po naszej lewicy, od pobliskich wzgórz aż w poprzek traktu ukazały się szeregi kozackie, żołnierze nasi stanęli zdumieni. Zdawało im się w pierwszej chwili, że na śnieżnym tle dalekich pól zawistna jakaś, a przemożna dłoń skreśliła tę długą, czarną linię, która na zawsze odgrodzić ich miała od Europy, niwecząc wszelkie złudzenia i wszelką nadzieję.

Niektórzy zapatrzeni w jeden jedyny cel, z wzrokiem utkwionym w dal, głusi już i obojętni na wszystko, zarówno na rozkazy, jak na przestrogi, mimo nawoływań poszli prosto na koazaków. Inni zbili się w gromadki. Francuzi i Rosjanie obserwowali się wzajemnie. Niebawem jednak nadciągnęło kilku oficerów, którzy jako tako uszykowali strwożony tłum i odpowiednie wydali dyspozycje. Kilkunastu strzelców rozsypanych w tyralierkę zmusiło kozaków do odwrotu.

Uśmiechami skwitowali Francuzi zuchalstwo nieprzyjaciela, gdy wtem ryknęły działa, zadymiły się przydrożne wzgórza. Równocześnie spoza lewego naszego skrzydła wysunęła się jazda nieprzyjacielska, trzydzieści sprawnych szwadronów, zagrażając korpusowi Westfalczyków. Junot przerażony, stracił najzupełniej głowę.

Komendę objął wowczas ranny, nie znany tym Niemcom oficer, przypadkiem znajdujący się na polu walki. Zarówno Junot, jak i Westfalczycy ślepo poddali się jego rozkazom. Wobec niebezpieczeństwa znikły wszelkie względy. Na czele stanęła jednostka istotnie wyższa i bardziej wartościowa. Za jej głosem poszedł tłum, a wśród tego tłumu właściwy wódz - niemy, osłupiały - potulnie uznał wyższość, której wprawdzie zaprzeczył później, ale nie usiłował mścić się, jak to niestety nieraz bywa.

Ów ranny oficer nazywał się Exelmans. Podczas tej bitwy był on wszystkim: generałem, oficerem, żołnierzem, nawet artylerzystą, własnoręcznie bowiem nabił porzuconą armatę, wycelował i wystrzelił. Co się zaś tyczy Junota, to smutny, a przedwczesny jego zgon wkrótce po ukończeniu kampanii zdaje się przemawiać za tym, iż wówczas już nadmierne trudy i ciężkie rany dokonały dzieła, podkopując nieodwołalnie wyczerpany i zniszczony organizm.

Zdumiony sprawnością Westfalczyków, nieprzyjaciel nie śmiał atakować z bliska. Jeno z hukiem i warkotem sypały się kartacze. Lecz i te niebawem przestały. Z kolei szła teraz stara gwardia. Dumni z tego, iż własną piersią zasłaniać mieli cesarza, grenadierzy na kształt ruchomej fortecy otoczyli go zewsząd. Hardo i buńczucznie grzmiała kapela. W chwili największego niebezpieczeństwa kotły i trąby zawiodły znaną, sercom żołnierskim pieśń: "Gdzie nam lepiej być może niż w rodzinnym gronie?" Lecz cesarz, baczny na wszystko, zawołał wówczas: "Śpiewajcie raczej: Czuwajmy nad losami państwa!" W rzeczy samej, wobec niezmiernej grozy położenia słowa te właściwsze były i bardziej odpowiednie."


Adolf Hitler wspomina: 

"Nie wiedzieliśmy jak silnie ZSSR jest uzbrojony. Jeśli ktoś powiedziałby mi że kraj może mieć 35 tysięcy czołgów, powiedziałbym mu, że jest szalony. (...) W życiu bym nie pomyślał, że to jest możliwe. Mówiłem o tym wcześniej. Trafiliśmy na fabryki, jedna z nich Kramatorskaja dla przykładu. Dwa lata temu była budowana. Nic o niej nie wiedzieliśmy. dzisiaj jest to fabryka czołgów, gdzie podczas pierwszej zmiany, trochę więcej niż 30 tysięcy pracuje, a jak będzie skończona będzie tam pracować 60 tysięcy ludzi. Jedna fabryka czołgów! Zdobyliśmy ją. Gigantyczna fabryka. Ci robotnicy pracują tam w warunkach jak dla zwierząt..(...)

Cóż, jak powiedziałem waszemu prezydentowi wcześniej. Nie miałem pojęcia o tym. Gdybym wiedział to decyzja byłaby jeszcze trudniejsza dla mnie, ale podjąłbym taką samą decyzję, bo nie było innej możliwości. To było oczywiste jeszcze zimą 1939/1940, że wojna z nimi jest nieunikniona. Miałem tylko ten koszmar  zachodnich krajów. Wojna na dwa fronty byłaby naszym upadkiem. Dzisiaj widzimy to jeszcze dokładniej, że wojna na dwa fronty by nas zniszczyła. Z początku chciałem prowadzić kampanię na zachodzie zimą 1939. No, ale powstrzymała nas zła pogoda. Nasz sprzęt wojskowy - jak wiesz był, jest sprzętem na dobrą pogodę. To bardzo dobry sprzęt, z wielkimi możliwościami, ale niestety przeznaczony dla dobrej pogody. Zauważyliśmy to w tej wojnie. Nasz broń była konstruowana na zachodnie tereny. I wszyscy myśleliśmy i taka była prawda. Zresztą, tak zawsze myślano, że nie możesz prowadzić wojny zimą. Więc my też. Dajmy na to mamy nasze czołgi, one nie były testowane jak poradzą sobie zimą. Zamiast tego robiliśmy testy mające udowodnić, że nie da się zimą prowadzić wojny. To zupełnie inny punkt startowy. Jesienią 1939 zastanawialiśmy się nad tym. Ja chciałem atakować za wszelką cenę. Byłem przekonany że pokonamy Francję w 6 tygodni. No niestety pojawiła się kwestia pogody. Cały czas padało tej jesieni 1939. Ja osobiście znam region Francji i nie mogłem zignorować opinii wielu, wielu generałów, że prawdopodobnie nie będziemy mogli...że nasze czołgi nie będą efektywne po prostu. Nasze lotnictwo nie byłoby efektywne startując z naszych lotnisk. Wszystko przez deszcz.

Ja znam północną Francję. Wiesz, że służyłem podczas I wojny przez cztery lata, więc...przełożyliśmy atak. gdybym jesienią 1939 roku pokonał Francję, wtedy historia byłaby inna. Ale musiałem czekać do 1940 roku i nieszczęśliwie atak nie był możliwy wcześniej niż w maju. Dopiero 10 maja był pierwszy dzień z dobrą pogodą. I dziesiątego maja zaatakowałem bez wahania. 8 maja dałem rozkaz zaatakowania dwa dni później. No a później musieliśmy wykonać ogromną operację przeniesienia naszych wojsk z zachodu na wschód. Na początek okupacja, później mieliśmy zadanie w Norwegii. W tym samym czasie spotkało nas - mogę to teraz szczerze powiedzieć - ogromne nieszczęście, dosłownie słabość Włoch. Najpierw sytuacja w północnej Afryce, potem sytuacja w Albanii i Grecji - ogromne nieszczęście. Musieliśmy pomóc. To oznaczało dla nas mały problem. Musieliśmy podzielić nasze lotnictwo, nasze czołgi. Wszystko to w czasie kiedy szykowaliśmy armię czołgów do ataku na wschód. Musieliśmy przekazać od razu dwie dywizje. Dwie pełne dywizje, a potem jeszcze trzecią. Musieliśmy je jeszcze dodatkowo uzupełniać, bo ponosiły straty. To była krwawa jatka na tej pustyni.

Widzisz, to wszystko było nieuniknione. Miałem rozmowę z Mołotowem w tym czasie. To było  jasne że Mołotow wrócił do siebie myśląc że jest decyzja o wojnie, a ja później ją odłożyłem. Chciałem ich jednak uprzedzić. Żądania jakie on mi przedstawił...to było oczywiste, że na samym końcu oni chcą rządzić Europą. (...) No i oczywiście z naszym sprzętem wojskowym nie mogłem ich zaatakować we wrześniu czy październiku. To nie podlegało dyskusji. dodatkowo pzreniesienie wojsk z zachodu na wschód jeszcze nie było zakończone. Musieliśmy je najpierw przeorganizować na zachodzie. Sprzęt wojskowy musiał być wpierw wymieniony, bo my przecież też mieliśmy straty podczas kampanii na zachodzie. Niemożliwe było zaatakować (Rosję) przed wiosną 1941. No i gdyby Rosjanie wtedy na jesieni 1940 zajęli Rumunię, wzięli szyby naftowe, to w 1941 bylibyśmy bezradni. (...) Dlatego dążyłem do przedłużenia negocjacji dopóki nie będziemy silni na tyle, by odbić te wymuszone na nas wyłudzenia, bo... te żądania to były po prostu wyłudzenia. Rosjanie wiedzieli, że mamy ręce związane na zachodzie. Mogli wyłudzić wszystko od nas. Dopiero gdy Mołotow nas odwiedził, wtedy powiedziałem mu szczerze, że te żądania, niezliczone żądania są nieakceptowalne dla nas. No i w ten sposób przerwaliśmy rozmowy tego poranka. (...)


źródło


"Pamiętniki generała Segura adiutanta Napoleona "Kampania w Rosji" 1912

Czerwiec 1942 roku.  Nagranie z ukrycia. Hitler rozmawia prywatnie z Emilem Mannerheimem marszałkiem Finlandii o swoich kampaniach wojennych. Spotkanie odbyło się z okazji 75 urodzin Emila Mannerheima

całość tutaj  https://www.youtube.com/watch?v=QNCJuReSs2Q

Pogodny
O mnie Pogodny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura