Kiedy w Argentynie wybory prezydenckie wygrał Javier Milei w "NCz" zapanowała swego rodzaju euforia. Ostatecznie wygrał przecież liberał gospodarczy pełną gębą. Argentyński socjalizm zatrząsł się dzięki temu w posadach.
Przyznam szczerze, z umiarkowanym jednak zapałem czytałem wieści dochodzące z Argentyny, o zmianach jakie tam zachodzą, o przypominaniu argentyńskiej potęgi gospodarczej, która na początku XX wieku wywindowała ten kraj do grona najbogatszych państw świata. Czytałem o tym trzymając nieustannie przysłowiowy palec na spuście. Miałem rację. Milei tuż po swoim zwycięstwie i wprowadzeniu drakońskich reform zaczął być jednak widywany w towarzystwie rabina, co zaowocowało jego późniejszą oficjalną deklaracją już jako prezydenta, że przejdzie on na judaizm. Oczywiście, nic mi do tego w co chce wierzyć prezydent Argentyny do niedawna odwołujący się do swoich chrześcijańskich korzeni.
Bardziej interesuje mnie co innego, z jakiego powodu zamierza tak postąpić? Żeby zyskać? Co zyskać? Dobrobyt z pomocą obcych? Tak jak kiedyś Juan Peron, tylko w nieco inny sposób? Wiadomo nie od dzisiaj, że w roku 1944 Peron był wiceprezydentem Argentyny, i że miał on ogromny wpływ na los niemieckich zbrodniarzy i dygnitarzy III Rzeszy szukających w Argentynie bezpiecznego zacisza po swoich zbrodniach popełnionych w Europie. Proces asymilacji niemieckich bandytów w argentyńskim społeczeństwie przebiegał bez zakłóceń, gdyż Ameryka Południowa naszpikowana była w wielu miejscach silnymi gospodarczo kolonistami niemieckimi.
Po za tym, nowo przybyli obywatele wraz z sobą transferowali z pomocą Watykanu do południowoamerykańskich banków via Szwajcaria zawrotne sumy dolarów, złoto oraz dzieła sztuki zrabowane w Europie. Z racji tego, niemal każdy południowoamerykański dyktator chciał widzieć takich gości u siebie, nie oglądając się zbytnio na ich wcześniejsze dokonania.
I tak np. z gościny Alfredo Stroessnera prezydenta Paragwaju, z zresztą zamiłowania hitlerowca (jego ojciec pochodził z Bawarii), korzystał przez lata osławiony anioł śmierci z Auschwitz, czyli dr Josef Mengele, który ostatecznie zbiegł do Brazylii, po tym jak Mossad uprowadził z Argentyny innego niemieckiego speca od rozwiązywania problemów żydowskich, Adolfa Eichmanna.
Nie trzeba także specjalnie dodawać, że hitlerowcy ściągnęli po czasie do tych cichych południowoamerykańskich zakątków także swoich bliskich. Dzieci zbrodniarzy założyły tam z czasem własne rodziny i rozwinęły rodzinne biznesy, oczywiście na zrabowanym majątku swoich rodziców. Dlaczego o tym piszę? A jak potencjalny czytelnik sądzi? Piszę dlatego, że obecne Niemcy chcą narzucić Europie umowę Mercosour, czyli umowę z państwami, gdzie po wojnie masowo zbiegli i ukryli się po wojnie hitlerowcy wraz z rodzinami. Teraz ich potomkowie zza Atlantyku chcą wraz z niemieckimi krewnymi z nad Renu i Odry wydrenować z Europy to, czego ich dziadowie nie zdążyli: a wszystko oficjalnie i niewinnie, a więc w imię rozwoju gospodarczego: Argentyny, Paragwaju, Boliwii, Brazylii, Urugwaju i Wenezueli.
Inne tematy w dziale Gospodarka