Wkurzyła mnie blogerka Kataryna w tygodniku “Do Rzeczy”. Wkurzyła mnie swoją krótką, żabią perspektywą, która sprawia, że problem wyrwany jest z kontekstu i wyolbrzymiony tak, że zasłania prespektywę właśnie. Najpierw więc pozwolę sobie na parę uwag ogólniych, które pozwolą mi wyjasnić błędny model rozumowania nie tylko Kataryny.
Otóż jest rok 2017 i znajdujemy się, jako państwo, w momencie zmagania się z rozmaitymi problemami. Zamiast rozwiązywać pewne, właściwe problemy zmagamy się z problemami spowodowanymi błędami z zaszlości. Otóż błędna była ścieżka transformacji w efekcie czego zamiast rozwiązywać naturalne problemy, musimy najpierw pousuwać błędy będące skutkami wcześniejszych błędów. Mamy tu do czynienia z tzw. propagancją błędów, które w międzyczasie się rozmnożyły i nie wiadomo, za które chwycić się najpierw.
Optymalna sytuacja była na początku transformacji, a teraz nie znajdujemy się w sytuacji optymalnej, lecz w sytuacji nawarstwionych błędów i zanim uda się nam przejść do normalnych działań musimy sie uporać z będami będącymi efektami wczesniejszych błędów systemowych. Do optymalnej sytuacji wcześniejszej nie da się wrócić bez maszyny czasu i o tym nie ma pojęcia Kataryna.
Żeby przejść do szczegółów, to Kataryna występuje przeciwko zakazowi handlu w niedzielę, czyli popełnia błędy wskazane powyżej. Dodam więć jeszcze jeden argument. Otóż, w życiu społecznym najpierw występuje moralność, potem obyczaj a dopiero na końcy prawo i w tej materii wypowiedział się kiedyś znany prawnik-karnista, Marian Filar, wskazując, że najważniejszy jest dobry obyczaj a nie prawo. No teraz mam pełny zestaw narzędzi do rozumowania, o których zapomniała Kataryna.
Wprowadzenie handlu w niedzielę było błędem, a teraz zmagamy się z efektami tego błędu, więc nie popełniajmy błędów dodatkowych. Pani Kataryna też ze swego umysłu ten błąd powinna usunąć jak najszybciej. Warto więc pamiętać, gdzie tkwi źródło większości naszych obecnych problemów.