Andrzej Sadowski. Fot.: Mirosław Stelmach/Archiwum Centrum im. Adama Smitha
Andrzej Sadowski. Fot.: Mirosław Stelmach/Archiwum Centrum im. Adama Smitha

Andrzej Sadowski dla Salon24.pl o Polskim Ładzie: Ekonomiczny apartheid

Redakcja Redakcja Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 45
- W Polsce mamy system apartheidu ekonomicznego, w którym korporacje są uprzywilejowane kosztem rodzimych przedsiębiorców - mówi portalowi Salon24.pl prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski.

Dawid Sieńkowski (Salon24.pl): Ministerstwo Finansów zaprezentowało na konferencji prasowej wyliczenia, z których wynika, że na pomysłach zawartych w „Polskim Ładzie” skorzysta nawet 90 proc. polskich emerytów. Emeryci obok przedsiębiorców mają najbardziej skorzystać na nowych rozwiązaniach rządu. Czy w pana odczucia tak właśnie będzie?

Andrzej Sadowski (prezydent Centrum im. Adama Smitha): Dlaczego nie 100 proc. emerytów? Rząd twierdzi, że 9 mln osób przestanie płacić podatek PIT. Rząd sukcesywnie rozszerza na kolejne grupy osób, które tego podatku nie zapłacą. Najwyższy czas, aby ten podatek w Polsce w ogóle zlikwidować. Rząd zyskałby dziesiątki milionów marnowanych godzin i złotych, które pochłaniają koszty poboru podatku PIT i uczyniłby system podatkowy prostszym i bardziej sterownym. Takie działanie zasługuje dopiero na miarę rewolucyjnego w najlepszym tego słowa znaczeniu. Propozycja realizacji haseł wyborczych sprzed sześciu lat jest nieprzystająca wobec powagi sytuacji. Musimy odzyskać stracony czas wielu miesięcy administracyjnego ograniczania i zakazu działalności w naszym kraju. Do wyprowadzenia społeczeństwa, gospodarki oraz państwa z zapaści potrzebne są tak daleko idące zmiany, jak te, które miały miejsce w Polsce na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku. Potrzebna jest transformacja instytucji państwa polskiego, które przed pandemią były nieefektywne, jak sektor usług zwany wymiarem sprawiedliwości czy służby zdrowia.


Czytaj także:



Co z wspomnianymi przedsiębiorcami? Resort podaje, że może zyskać aż 45 proc. z nich, czyli ponad pół miliona firm. Czy tak rzeczywiście będzie pana zdaniem, biorąc pod uwagę formy opodatkowania?

Na „Polskim ładzie” najbardziej zyskują międzynarodowe koncerny, którym rząd postanowił zagwarantować niskie podatki i stabilne przepisy przez pięć lat. Propozycja rządu nie dotyczy polskich przedsiębiorców. W Polsce mamy system apartheidu ekonomicznego, w którym korporacje są uprzywilejowane kosztem rodzimych przedsiębiorców. Czy na tym polega deklarowany przez rząd patriotyzm gospodarczy? Moja jego definicja: patriotyzm gospodarczy jest wtedy, gdy polska firma w Polsce ma przynajmniej tak dobrze jak dziś mają polskie firmy w Czechach, na Słowacji i Irlandii oraz nigdy gorzej niż koncerny w Polsce.

Rządowe wyliczenia nie uwzględniają jeszcze dodatkowych ulg, które dopiero będą zaprezentowane. Jak one powinny wyglądać pana zdaniem?

Rząd ma wystarczająco wyliczeń potwierdzonych doświadczeniem, że planowana podwyżka, na której według wicepremiera Jarosława Gowina straci 2 miliony przedsiębiorstw, wywoła reakcję obronną, którą będzie wyrejestrowanie firm i kontynuowanie działalności w szarej strefie. W czasie pandemii przedsiębiorcy stwierdzili, że zwolnienie z opłacania tzw. składki ZUS było dla nich najlepszym rozwiązaniem. Szybsze wyjście z zapaści wymaga obniżenia opodatkowania przedsiębiorcom, a nie jego podwyższania. Ulgi to pułapki zastawiane na przedsiębiorców przez biurokrację, która arbitralnie będzie je przyznawała, a później zabierała. Nie po to wprowadza się podwyżkę opodatkowania dla mikro i małych przedsiębiorców, by zrekompensować ją im ulgami.

Według rządu ma być więcej pieniędzy przeznaczonych na konsumpcję, przedsiębiorcy mają mieć więcej klientów, zmniejszą się też koszty pracy i łatwiej będzie zdobyć pracownika na rynku. Uważa pan, że to naprawdę takie proste, szczególnie w obliczu zapowiadanej nowej fali pandemii i lockdownu na jesień?

Już jest więcej pieniędzy z jego dodruku. Najprostszym rozwiązaniem jest obniżenie podatku od konsumpcji jak zrobiły to Niemcy, które zredukowały go z 19 proc. do 15 proc. Nie ma prostszego i lepszego rozwiązania, które zostawia pieniądze obywatelom do ich dyspozycji. Każde inne, w którym poprzez biurokrację rozliczającą i kontrolującą przyznane ulgi, to marnotrawstwo czasu, pieniędzy i pracy.

Jak bez obniżenia 23 proc. podatku od konsumpcji VAT, o wiele dotkliwszego dla konsumpcji obywatela niż 18 proc. podatku od dochodów PIT można oczekiwać, że znów będzie normalnie? Namawianie Polaków wyłącznie do konsumpcji z pominięciem oszczędzania jest szerzeniem ciemnoty ekonomicznej. Konsumpcja jest z nadwyżek finansowych, które w czasie pandemii zostały już wykorzystane. W jaki zatem sposób ma być budowany z pokolenia na pokolenie większy dobrobyt? Wysoka inflacja i realnie zerowe stopy procentowe nadwyrężają oszczędności Polaków oraz międzypokoleniową sztafetę dobrobytu.

A co z podatkiem estońskim? Resort finansów zapewnia, że będzie mogło z niego skorzystać jeszcze więcej firm w ramach „Polskiego Ładu”. Czy taka forma może się sprawdzić w Polsce?

Tak jak paczki żywnościowe po Stanie Wojennym w 1981 roku nie uratowały aprowizacji w Polsce, tak i pojedynczy podatek estoński nie zmieni systemu, który jest jednoznacznie wrogi dla prowadzenia działalności gospodarczej. To nie jest kwestia samej wysokości podatku. Polskie firmy za granicą wolą płacić nawet wyższe podatki, ale mieć pewność, że ani interpretacja, ani wysokość podatków nie zmieni się w ciągu najbliżej dekady. System podatkowy w Polsce trzeba zmienić i Centrum im. Adama Smitha ma od lat gotowe całościowe rozwiązanie - w tym lepsze niż tzw. estoński CIT.

Polecamy:


Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka