Barbara Kurdej-Szatan udzieliła wywiadu.
Barbara Kurdej-Szatan udzieliła wywiadu.

Kurdej-Szatan po aferze. Zwierzyła się "Gazecie Wyborczej": "Żałuję jednego słowa"

Redakcja Redakcja Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 60
Barbara Kurdej-Szatan była tak rozemocjonowana po obejrzeniu filmu z udziałem imigrantów i Straży Granicznej, że się rozpłakała i zwyzywała funkcjonariuszy publicznie - opowiedziała w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Już w newsletterze redakcja ogłosiła, że aktorka padła ofiarą "ataków" ze strony polityków PiS i "prawicowych trolli".

Celebrytka straciła rolę w serialu "M jak Miłość", reklamodawcy niechętnie zwracają się z ofertami współpracy. Teraz Kurdej-Szatan opowiedziała o swoich odczuciach po tym, jak nazwała strażników granicznych "mordercami" w czasie kryzysu na granicy.

- Z porywu serca zrobiłam hejterom prezent. Mogą mnie pokazywać: oto Telewizja Polska dała jej sławę i pieniądz, a ona Polski nie kocha. Otóż kocham! - zapewniła gwiazda w "Gazecie Wyborczej". 

Kurdej-Szatan nie żałuje krytyki pod adresem polskich funkcjonariuszy, a jednego słowa. - Żałuję, że użyłam jednego słowa za dużo. „Mordercy": to było niepotrzebne, padło w emocjach. Przeprosiłam za to. I przepraszam raz jeszcze. To był błąd. Ale obejrzenia samego materiału żałować nie mogę. Wcześniej dochodziły mnie jakieś słuchy, plotki o tym, co dzieje się na granicy… I oto ujrzałam słynny push-back w praktyce. Traktowanie ludzi jak bydło - wyliczała. 

Zobacz: 

Woś: A niby czemu złoty musi być mocny?

Barbara Kurdej-Szatan straci mnóstwo pieniędzy za swoje wpisy na Instagramie

Zaskakująca decyzja Polsatu w sprawie "Świata według Kiepskich"


- Wiem, że są różni policjanci, żołnierze, tak, jak i księża, dyrektorzy czy strażnicy, na pewno są tam tacy, którzy nie mogą na to patrzeć, ale są i bezwzględni, nieczuli. Słowa, których użyłam były skierowane do negatywnych bohaterów tego filmu. Nie do całej Straży Granicznej. Ale właśnie do tych ludzi, którzy zachowali się w taki sposób. Mój dziadek był żołnierzem i choćby z tego powodu do głowy by mi nie przyszło, aby obrażać całe wojsko czy inne służby mundurowe. Lecz na temat tych konkretnych ludzi musiałam się wypowiedzieć jako matka - tłumaczy się Kurdej-Szatan. 

Aktorka wyraziła zdziwienie, jak ktoś może być zdziwiony użyciem wulgarnego słowa "k...", skoro adekwatnie pasowało do opisu sytuacji. Przypomnijmy, że wyraz został użyty kilkakrotnie z wieloma wykrzyknikami we wpisie Kurdej-Szatan. Gwiazda ubolewała nad poziomem hejtu pod swoim adresem. 

- Wtedy dojechałam rozdygotana do domu, zajęłam się swoimi dziećmi, myśląc o tamtych dzieciach: zmarzniętych, zapłakanych, broniących leżącej na ziemi matki… A w sieci już się zaczęło. Na Insta zalała mnie fala obrzydliwych wpisów, groźby z fejkowych kont - opowiedziała i dodała, że dziś napisałaby to samo o sytuacji na granicy, ale użyłaby innych słów.

Kurdej-Szatan uważa też, że jej przeprosiny padły zbyt późno. - Bo teraz wyszło na to, że przepraszam w efekcie decyzji Kurskiego. Niech pan napisze, proszę, że było odwrotnie. A co do wyrzucenia mnie z „M jak miłość" po rozdmuchanej aferze - niestety spodziewałam się tego. Lubię swoje życie, kocham męża i dzieci, nie mam ochoty się z nikim siłować. Nie chcę, aby robili ze mnie kogoś nieuczciwego, nieszczerego. Całe życie starałam się postępować dobrze. A teraz mnie mielą jeszcze ci Białorusini - wspomniała, zaznaczając, że nigdy nie wystąpiłaby w reżimowej telewizji z własnej woli. 

GW



Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka