Wieża kontroli lotów w Mińsku, fot. yandex.ru
Wieża kontroli lotów w Mińsku, fot. yandex.ru

Nowe fakty o uprowadzeniu samolotu Ryanair w Mińsku. Kontroler lotów uciekł do Polski

Redakcja Redakcja Białoruś Obserwuj temat Obserwuj notkę 22
Białoruski kontroler lotów, który w maju br. był na wieży podczas gdy samolot linii Ryanair lecący z Aten do Wilna zmuszony został do lądowania na lotnisku w Mińsku, uciekł do Polski i jest ważnym świadkiem w sprawie - twierdzi "New York Times".

Kontroler lotów uciekł do Polski

Dziennik twierdzi, że w Polsce przebywa człowiek, który posiada poufne informacje o przymusowym lądowaniu samolotu Ryanaira w Mińsku. Powodem zawrócenia maszyny przez Białorusinów była bomba, która miała rzekomo znajdować się na jej pokładzie.  Maszyną leciał opozycyjny dziennikarz Raman Pratasiewicz, który zaraz po lądowaniu maszyny został aresztowany wraz ze swoją partnerką Sofią Sapiegą.

Mężczyzna, który podawał się za zbiegłego kontrolera lotów z Mińska miał zostać przepuszczony na polsko-białoruskiej granicy, kiedy zdradził kim jest.

Europejscy urzędnicy do spraw bezpieczeństwa, z którymi rozmawiali dziennikarze "NYT" przekazali, że przyjęty przez Polaków mężczyzna pracował jako kontroler ruchu lotniczego na lotnisku w Mińsku. Miał przedstawić szczegółowe dowody na to, że lot Ryanair został zmuszony do lądowania z powodu fałszywego alarmu bombowego. Cała akcja miała zaś zostać zaplanowana przez białoruskie służby, by dopaść krytycznego wobec reżimu Łukaszenki dziennikarza - Ramana Pratasiewicza.

Polecamy: Rozmowa pilotów Ryanaira z białoruską kontrolą lotu! „Bomba może wybuchnąć nad Wilnem”

Żaryn potwierdza relację świadka

Według gazety Stanisław Żaryn, rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych, nie chciał komentować sprawy, ale potwierdził, że polskie służby zdołały uzyskać relację bezpośredniego świadka tamtych działań, dotyczących wieży kontrolnej w Mińsku.

Dodał, że według świadka w wieży kontrolnej przebywał wówczas funkcjonariusz białoruskiej agencji wywiadu i bezpieczeństwa KGB i "w kluczowym momencie przejął kontrolę nad kontrolerem ruchu lotniczego". Przez cały czas trwania incydentu białoruski oficer "utrzymywał stały kontakt telefoniczny z kimś, komu donosił o tym, co aktualnie dzieje się z samolotem" -  cytuje wypowiedź Żaryna "NYT".

Kim jest kontroler z Białorusi

Kontroler jest z pochodzenia Gruzinem, ma żonę Białorusinkę. Pełnił służbę w wieży kontrolnej w Mińsku w czasie incydentu z Ryanairem. To on odpowiadał za poinformowanie pilota samolotu, że na pokładzie jest bomba. Miał także poinformować go, że powinien natychmiast przerwać podróż do Wilna i wylądować w Mińsku "ze względów bezpieczeństwa".

Podczas wakacji kontroler wyjechał do Gruzji i usunął wszystkie swoje konta w mediach społecznościowych. Myśląc o ucieczce, początkowo skontaktował się z ambasadą USA w Warszawie, ale Amerykanie skierowali go do polskich władz. Ambasada USA w Warszawie odmówiła komentarza w tej sprawie – informuje "NYT".

Boeing 737 był zarejestrowany w Polsce i obsługiwany przez polską spółkę zależną irlandzkiego przewoźnika Ryanair.

Dlaczego aresztowano Pratasiewicza i Sapiegę

Raman Pratasiewicz to były współredaktor kanału internetowego Nexta, uznanego przez władze białoruskie za "ekstremistyczny". Bloger wcześniej był nazywany "terrorystą" przez białoruskie władze. Już po aresztowaniu Pratasiewicz wystąpił kilkukrotnie w mediach państwowych, przyznając się do winy i popełnienia błędów, a także krytykując dawnych współpracowników z kręgów opozycyjnych.

Władze Białorusi nie informują o miejscu przebywania Pratasiewicza, który przez pewien czas także przebywał w areszcie domowym. Informacji na ten temat nie mają także media.

W mediach państwowych, licząc na złagodzenie kary, występowała także jego dziewczyna Sofia Sapiega. Kobieta zgodziła się również na współpracę z prowadzącymi śledztwo. Dziś usłyszała końcowe zarzuty z kilku artykułów kodeksu karnego. Zarzuca jej się m.in. podżeganie do nienawiści na tle społecznym, przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu informacyjnemu, złamanie przepisów dotyczących danych osobistych, a także groźby pod adresem funkcjonariuszy. Grozi jej do 6 lat więzienia.

ja

Czytaj także:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka