Czy czekają nas puste kościoły? Fot. Pixabay
Czy czekają nas puste kościoły? Fot. Pixabay

Terlikowski: Kościół czeka bolesny upadek jak alkoholika. Czeka go długa odbudowa

Redakcja Redakcja Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 139
Wielu ludziom wydaje się, że jesteśmy w połowie, albo nawet pod koniec drogi ujawniania prawdy o skandalach w Kościele. Nie, jesteśmy dopiero na początku. Będą kolejne skandale. Będzie ich coraz więcej,. Laicyzacja będzie postępować. Za kilka lat Kościół będzie przypominał ten w Irlandii. Nadal będą potężne struktury. Ale nie będzie wiernych. Będziemy świadkami potężnego zderzenia z glebą, jak u alkoholika. Potem nastąpi bolesne przebudzenie. I powolna odbudowa. Ale tak, jak po nałogu, proces będzie żmudny i bolesny – mówi Salonowi 24 dr Tomasz Terlikowski filozof i publicysta.

Tygodnik „Newsweek” zamieścił wstrząsający wywiad z byłym klerykiem. Opisał on między innymi, że gdy jako chłopiec ciężko chorował, molestował go ksiądz, którzy udzielał mu namaszczenia chorych. Kapłanem tym miał być obecny biskup świdnicki Marek Mendyk. W sprawie tej są jednak pewne wątpliwości. Mają je też ludzie, którzy na co dzień zdecydowanie domagają się oczyszczenia Kościoła. Podnoszą, że jest tu słowo przeciwko słowu – duchowny ostro zaprzecza. Wiele osób zastanawia się też, dlaczego skoro do molestowania miało dojść wiele lat temu, ofiara zdecydowała się zostać duchownym, studiowała w seminarium?

Dr Tomasz P. Terlikowski: Zacznijmy od tego, że nie przesądzam o winie biskupa Mendyka. Uważam, że zarzuty należy dokładnie sprawdzić. Podobnie jak opisane historie z seminarium, które wyglądają bardzo wiarygodnie. Tam być może nie doszło do przestępstwa, chyba, że nadużycia władzy, mobbingu. Ale jeżeli są zarzuty, że w seminarium powstał pewien gejowski układ, w którym na porządku dziennym jest, że księża przełożeni partnerów kleryków, i opisuje to duży tygodnik, to nie można zamiatać sprawy pod dywan, udawać, że nic się nie stało. Jeśli chodzi o kwestie molestowania w dzieciństwie, również tę sprawę należy wyjaśnić.

A przytoczone argumenty są całkowicie nietrafione. Po pierwsze – fakt, że jest tu słowo przeciwko słowu, nie jest niczym wyjątkowym. Tak jest w zdecydowanej większości spraw o molestowanie seksualne. Nie zdarza się, żeby sprawcy molestowali publicznie. Drugi argument też jest chybiony, gdyż bardzo często zdarza się, że ludzie molestowani w dzieciństwie wybierają drogę kościelną. Dzieje się tak z różnych przyczyn. Czasem osoba skrzywdzona, pomimo, że spotkała ją krzywda ze strony ludzi Kościoła, wybiera drogę duchowną. Szuka ukojenia. Czasem między ofiarą a oprawcą wywiązuje się więź, połączenie przywiązania z nienawiścią. Zdarzały się też sytuacje, gdy sprawca molestowania sam był molestowany w dzieciństwie. Tak więc w fakcie, że ofiara zdecydowała się zostać duchownym nie ma nic niezwykłego.

Przeczytaj też:

"Kościół się zmienia na naszych oczach. Niebawem możliwe święcenia żonatych mężczyzn"

To trzeci argument – takie rzeczy jak molestowanie nie mieszczą się w głowie. Jednak już zupełnie nie mieści się w głowie, że ktokolwiek, nawet przyjmując, że ma takie skłonności, mógłby molestować dziecko ciężko chore. Przypomnijmy też, że po filmie „Kler” jednym z zarzutów było to, że ksiądz wziął tam pieniądze za udzielenie namaszczenia chorych. A nie może tegorobić. Co więcej – w obliczu zagrożenia życia nawet kapłan suspendowany, czy ekskomunikowany może wyspowiadać i udzielić rozgrzeszenia. Tu do molestowania miało dojść podczas sakramentu namaszczenia?

Ale to też nie argument. Nie mieści się w głowie, że ojciec mógłby zgwałcić własne dziecko, że ojciec dokonuje gwałtu na trzylatce a matka to akceptuje, nie mieści się w głowie, że matka nagrywa jak jej syn gwałci 14-letnią dziewczynkę. To wszystko nie mieści się w głowie. A jednak takie rzeczy się zdarzają. Możliwość zbezczeszczenia sakramentu to kolejny argument za dokładnym zbadaniem tej sprawy przez władze kościelne. Poza tym sposób udzielania sakramentów na przestrzeni lat się zmienił. Przed wiekami namaszczano miejsca chore, dochodziło do nadużyć. Dziś namaszcza się czoło. Wracając do samej sprawy – powtarzam, nie przesądzam o winie biskupa Mendyka. Ma on to nieszczęście, że wywodzi się z archidiecezji wrocławskiej, w której metropolitą był kard. Henryk Gulbinowicz. To on go zresztą wyświęcił. Wywodzą się z tej diecezji także biskupi Edward Janiak i Jan Tyrawa. To nie ułatwia sytuacji biskupa. Ale na dzień dzisiejszy mamy faktycznie bardzo mocny wywiad z Andrzejem Pogorzelskim, byłym klerykiem i bardzo mocne stanowisko biskupa, który wszystkiemu zaprzecza. Ale też pamiętajmy, że bardzo rzadko zdarza się, by ktoś się przyznał. Wyjątkiem jest ksiądz Andrzej Dębski z diecezji białostockiej. Jednak tu mieliśmy nagrania, w związku z tym duchowny nie miał w zasadzie pola manewru, musiał się przyznać.

Przypadki fałszywych oskarżeń jednak też się zdarzają?

Oczywiście, że się zdarzają. Najgłośniejszą jest sprawa kardynała George’a Pella. Tam zresztą oskarżyciel mógł być inspirowany przez jednego z watykańskich kardynałów. I ta sprawa jest wyjaśniana. W sprawie biskupa Mendyka należy zbadać wszelkie wątpliwości. Na pewno nie będzie to łatwe. Ale jest to możliwe. Nie ma świadków samego spotkania księdza z dzieckiem, ale są świadkowie, którzy mogą ocenić, czy w ogóle do spotkania doszło. Czy po nim zmieniło się jakoś zachowanie tego dziecka. Kościelne procedury dopuszczają trzy możliwości. Uznanie winy, oczyszczenie z zarzutu i trzecią możliwość – uznanie, że wprawdzie są uzasadnione poszlaki, że do molestowania doszło, ale nie można stwierdzić tego na pewno, sprawa zostaje nierozstrzygnięta.

Czy jest możliwe, że były kleryk mówi owszem w swoim przekonaniu prawdę, ale wspomnienia z dzieciństwa sobie wykreował, jest przekonany o ich autentyczności, a w rzeczywistości nie miały one miejsca?

W takim postępowanie sprawdzić trzeba kilka rzeczy. Przede wszystkim to, czy w ogóle mogło dojść do takiego spotkania, czy bp Mendyk faktycznie był w tym szpitalu, faktycznie udzielał namaszczenia chłopcu. Po drugie, oczywiście mogło nastąpić wykreowanie jakichś zdarzeń w psychice. Ale to wszystko jest możliwe do zweryfikowania.

Niedawno ogłoszony został raport państwowej komisji ds. pedofilii. I nie był on zbyt korzystny dla polskiego Kościoła?

Raport był niekorzystny nie tylko dla polskiego Kościoła. W bardzo niekorzystnym świetle ukazany został też Watykan. Bo jeśli Ojciec święty mówi, że trzeba udostępniać dokumenty władzom świeckim, a władze kościelne tego nie robią, to skłania to do bardzo poważnych pytań o samą politykę papieża. Drogę dla Kościoła wskazał przewodniczący komisji prof. Błażej Kmieciak. Jeśli hierarchowie nie chcą współpracować ze świecką komisją, niech powołają własną.

Kolejne skandale wywołują bardzo poważny kryzys w Kościele, szereg debat na temat jego przyszłości. Są skrajne opinie. Jedne głoszą, że nic się nie dzieje. Inne wieszczą koniec Kościoła. Z kolei Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski w rozmowie z naszym portalem mówił, że przyszłością jest wizja, o jakiej mówił Benedykt XVI. Kościół małych wspólnot, ale bardzo bliskich prawdziwej wierze. Przewiduje też zmiany, takie jak wyświęcanie żonatych mężczyzn. Jak Pana zdaniem wyglądać będzie przyszłość Kościoła?

Bardzo cenię księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Ale wizja Kościoła małych wspólnot jest nazbyt optymistyczna. To pobożne życzenia. Bo, żeby miały powstać te wspólnoty, to muszą być wierni. A ich nie będzie. Wielu ludziom wydaje się, że jesteśmy w połowie, albo nawet pod koniec drogi ujawniania prawdy o skandalach w Kościele. Nie, jesteśmy dopiero na początku. Będą kolejne skandale. Będzie ich coraz więcej, bo każdy będzie zachęcał kolejne ofiary do ujawnienia się. Laicyzacja będzie postępować. Za kilka lat Kościół będzie przypominał ten w Irlandii. Nadal będą potężne struktury. Ale nie będzie wiernych. Nie wierzę w całkowity upadek Kościoła – miewał on w swojej historii jeszcze poważniejsze kryzysy. Ale będziemy świadkami potężnego zderzenia z glebą, jak u alkoholika. Potem nastąpi bolesne przebudzenie. I powolna odbudowa. Ale tak, jak po nałogu, proces będzie żmudny i bolesny. Zmiany dotyczące kapłaństwa już się dokonują. Coraz więcej jest diakonów świeckich. Moim zdaniem niebawem pojawią się też święcenia diakonatu dla kobiet. Natomiast zniesienie celibatu byłoby pozytywne, ponieważ złamałoby pewien filar korporacyjności w Kościele. Ale wątpię, by nastąpiło szybko.

Ksiądz Isakowicz-Zaleski mówi jednak nie o zniesieniu celibatu jako takiego, ale o wyświęcaniu żonatych mężczyzn. Podobnie jest w kościołach wschodnich, u grekokatolików, którzy przecież podlegają Rzymowi. Są żonaci księża, którzy przeszli z anglikanizmu. Wyświęcano też żonatych mężczyzn w Kościele czeskim?

Również wyświęcanie żonatych mężczyzn nie byłoby łatwe do przeprowadzenia. W kościołach obrządku wschodniego to wielowiekowa tradycja. W Kościele czeskim wyświęcano nawet kobiety. Tych święceń Watykan jednak nie uznał. Z żonatymi mężczyznami było inaczej. Jednak tam zastosowano dość sprytne rozwiązanie – wyświęcano ich w obrządku grekokatolickim. Po czym przyznawano prawo do odprawiania mszy w obrządku łacińskim. Było to zgodne z prawem kanonicznym. Systemowa zmiana polegająca na wyświęcaniu żonatych mężczyzn w całym Kościele jest jednak, w przewidywalnej przyszłości, mało prawdopodobna.

Przeczytaj też:

Dlaczego w sierpniu Kościół zakazuje picia alkoholu? Rozmowa z księdzem

Ks. Jarosław Wąsowicz: Medjugorie to miejsce, w którym wielu ludzi spotyka Pana Boga


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo