Marek Falenta odniósł się do zeznań Marcina W. dotyczących afery taśmowej i sprzedaży nagrań z warszawskich restauracji rosyjskim służbom. (fot. PAP)
Marek Falenta odniósł się do zeznań Marcina W. dotyczących afery taśmowej i sprzedaży nagrań z warszawskich restauracji rosyjskim służbom. (fot. PAP)

Falenta przerywa milczenie. Uderza w Tuska i mówi o realiach władzy w czasach PO

Redakcja Redakcja Afera podsłuchowa Obserwuj temat Obserwuj notkę 126
Kilka tygodni temu, na prośbę Donalda Tuska, ujawniono zeznania Marcina W., które wywołały spore poruszenie w opinii publicznej. Dotyczą one sprawy nagrań z warszawskich restauracji, które miały zostać sprzedane rosyjskim służbom. Z zeznań wynika, że były wspólnik Marka Falenty wręczył Michałowi Tuskowi (syn Donalda Tuska, specjalista ds. inwestycji w ZTM Gdańsk) 600 tysięcy euro w reklamówce. — Po pierwsze nigdy nie spotkałem nikogo z rosyjskich służb, po drugie nie znałem nikogo z osób, które W. przedstawił mi w Kemerowie, po trzecie nigdy nikomu nie sprzedałem żadnych nagrań — przekonuje Falenta w komunikacie przesłanym portalowi tvp.info.

Zeznania Marcina W.

Marcin W. dwukrotnie złożył zeznania w sprawie rzekomej łapówki: w listopadzie 2017 roku oraz w lipcu 2018 roku. Za każdym razem odbyło się to w charakterze świadka, pod rygorem odpowiedzialności karnej do 8 lat więzienia za składanie fałszywych zeznań.

— Kontrakt miał być tak duży, że nie byliśmy sami w stanie go zrealizować. Ciech nie mógł wówczas, jako jeszcze spółka państwowa zakupić węgla pochodzącego z Rosji, choć myślę, że afera mogłaby być również po prywatyzacji Ciechu, że dokonują zakupu do Polski węgla pochodzącego z Rosji. Miało to być poukładane w taki sposób, że K. skupi węgiel S., a my z kolei Ciechu — zeznawał w 2018 r. Marcin W.

— Ciech potrzebował około 1 000 000 ton węgla rocznie. Kontrakt ten miał opiewać mniej więcej na taką właśnie ilość węgla. Szacuję, że kontrakt opiewałby na kwotę 100 000 000 – 120 000 000 dolarów rocznie. M.F., jak też ja, byliśmy zainteresowani tym, bo to po prostu był dla nas biznes. Trzeba było jednak mieć na to zgodę Rządu Rzeczypospolitej. M.F. twierdził, iż jest w stanie to załatwić, tylko potrzeba na to z tego co pamiętam 600 000 euro, które miało być przekazane, jak to mówił M.F. „dla Tuska” w szerokim tego słowa znaczeniu, bo nie wiem czy chodziło o partię, czy o samego Donalda Tuska, czy o rząd w znaczeniu wówczas rządzących Polską, w każdym razie pieniądze te odbierał od nas M.T. – syn byłego premiera. (…) To miała być łapówka za zgodę na zawarcie kontraktu między spółką Ciech S.A. — przekazano w protokole. Z zeznań Marcina W. wynika, że „nawet po prywatyzacji Ciechu trzeba by zapłacić stronie rządowej łapówkę, bo to były takie czasy”.

"Największa biznesowa porażka"

Portal tvp.info zapytał Marka Falentę o znajomość z Marcinem W. Stwierdził on, że „przez długi czas myślał, że jest normalnym przedsiębiorcą”, jednak z czasem okazało się, że była to jego „największa biznesowa porażka”. Odniósł się również do zwołanej przez Donalda Tuska konferencji prasowej, w reakcji na publikację "Newsweeka".

— Nasza współpraca zakończyła się bardzo szybko, w momencie zatrzymania Marcina W. przez prokuraturę w Bydgoszczy w ramach „interwencji” Donalda Tuska, do czego w końcu po 8 latach publicznie się przyznał na konferencji prasowej. Donald Tusk publicznie też przyznał, że zrobił to na podstawie podejrzenia o wyłudzenie VAT. Po latach, tak jak cały czas mówiliśmy nie było żadnego wyłudzenia, bo Urząd Skarbowy zwrócił syndykowi SkładówWegla.pl cały należny VAT. Potwierdziło się, to co mówiłem od początku, ze nasza polska firma został zniszczona na zlecenie polityczne przez Donalda Tuska — powiedział Falenta.

Spotkanie z Rosjanami

Falenta pytany o spotkanie z Rosjanami w 2014 roku, w trakcie którego – według zeznań Marcina W. – miało dojść do sprzedaży taśm z warszawskich restauracji stwierdził, że jest on obciążany przez byłego wspólnika, ponieważ broni się przed odpowiedzialnością karną.

— Po pierwsze nigdy nie spotkałem nikogo z rosyjskich służb, po drugie nie znałem nikogo z osób, które W. przedstawił mi w Kemerowie, po trzecie nigdy nikomu nie sprzedałem żadnych nagrań — zapewnia Falenta. — Jeżeli ktoś jest w stanie sobie wyobrazić, że sprzedaję nagrania Rosjanom, których widziałem pierwszy raz w życiu, to musi mieć ogromną wyobraźnię, co najmniej taką jak W. — mówił. Dodał, że jego były wspólnik nakłonił go do tej wizyty, aby "przedstawić go swoim kontrahentom".

— Przylecieliśmy do nich i pojechaliśmy na spotkanie w biurze do pana Igora Prokudina. W spotkaniu brało udział około siedmiu osób. Odbywało się w całości w języku rosyjskim i prowadził je W. z prezesem KTK Polska panem Piotrem Matuszakiem. Przed spotkaniem W. prosił mnie, żebym się nie odzywał, bo tylko on dobrze ich zna i ich zwyczaje — przekazał Falenta portalowi tvp.info.

— Po ustaleniach pojechaliśmy do jakiejś posiadłości, gdzie strzelaliśmy do rzutek. To był ostatni raz, gdy widziałem Prokudina. Potem pojechaliśmy do domu, w którym mieliśmy spać. Zjedliśmy kolację, byliśmy w bani i poszliśmy spać — opisał Falenta.

Jak dodał, w spotkaniu "udział wzięli Ivan Gepting, ówczesny dyrektor handlowy, Piotr Matuszak i oni". Podkreślił, że nie było tam żadnych agentów obcych służb.

— Nikt mnie nie poprosił o wyjście z bani. Raczej takie sprawy najlepiej załatwia się właśnie w saunie, a nie poza nią. Nikomu nie obiecywałem żadnych nagrań ani nikt ich ode mnie nie chciał. Nie rozmawiałem o tym nigdy z W. Rozumiem jego sytuację procesową i dlaczego tak musi mówić. W wyniku popełnionych tak wielu przestępstw grozi mu recydywa i walczy o jak najmniejszy wymiar kary — twierdzi biznesmen.

"Tusk powinien odpowiedzieć karnie"

Marek Falenta na pytanie o łapówkę przekazaną w reklamówce dla Michała Tuska odparł, że "odpowiedź na to pytanie pozostawi sobie na komisję śledczą, bądź weryfikacyjną". Biznesmen wypowiedział się również na temat słów Donalda Tuska, który zapewniał, że celem walki z jego firmą było zablokowanie importu rosyjskiego węgla do Polski.

— Donald Tusk jako premier polskiego rządu nie miał prawa wydawać poleceń, żeby zniszczyć polską firmę. Import rosyjskiego węgla był wtedy dozwolony. Jeśli chciał zablokować import, to mógł zrobić to jedynie ustawą, a nie używając do tego putinowskich metod i nasyłać służby specjalne — mówił Falenta. Jego zdaniem były premier "złamał prawo i powinien odpowiedzieć karnie".

— Przyznał się do tego publicznie. Nikt mi nie chciał mi uwierzyć, gdy osiem lat temu o tym mówiłem. Najpierw przyszli do mnie, żeby zabrać mi firmę za złotówkę, a jak się nie zgodziłem to ją zniszczyli. Za jego rządów było wiele takich nielegalnych interwencji na polskich przedsiębiorcach — przekonywał Falenta.

RB

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka