Wybory w Brazylii wygrał Lula da Silva. Źródło: PAP/EPA
Wybory w Brazylii wygrał Lula da Silva. Źródło: PAP/EPA

Cisza przed burzą? Brazylijczycy czekają na oświadczenie byłego prezydenta

Redakcja Redakcja Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 5
Brazylia wciąż oczekuje na deklarację Jaira Bolsonaro, prezydenta państwa, który po przegranej w niedzielę drugiej turze wyborów powinien zgodnie z konstytucją przekazać na zakończenie roku swój urząd zwycięskiemu kandydatowi, byłemu prezydentowi (2003-2010) Luizowi Inacio da Silvie.

Bolsonaro, lider brazylijskiej prawicy, przegrał wybory niewielką różnicą niespełna dwóch punktów procentowych, co stanowi ponad 2 miliony ze 124 milionów oddanych głosów.

Prezydent Bolsonaro zachowuje milczenie 

Prezydent, który spędził noc w swej oficjalnej rezydencji w stolicy kraju, Brasilii, w poniedziałek udał się do Pałacu Prezydenckiego. Wciąż jednak - przynajmniej do poniedziałku wieczorem czasu brazylijskiego - zachowuje milczenie, chociaż wielu czołowych polityków z jego najbliższego otoczenia politycznego uznało już w swych oficjalnych wypowiedziach zwycięstwo Luli.

Uczynili to niezależnie od wcześniejszych zastrzeżeń Bolsonaro dotyczących niezawodności brazylijskiego systemu głosowania elektronicznego.

Niepokojąca sytuacja w Brazylii 

Kierowcy Tirów, którzy kilkakrotnie w momentach wzmożonych napięć politycznych między Bolsonaro a opozycją parlamentarną demonstrowali swe poparcie dla prezydenta zablokowali drogi w całym kraju. W tym celu zebrani na pakietach kierowcy podpalali opony oraz skrzynie. 

Kierowcy zablokowali m.in. autostradę Sau Paulo – Rio de Janeiro, co spowodowało odwołanie części lotów na lotnisku Guarulhos w Sao Paulo. Jednym z głównych postulatów protestujących był wojskowy zamach stanu. Co ciekawe, niektórzy policjanci wprost popierali blokujących. – Mamy rozkaz być tu razem z wami – mówili.

W poniedziałek w nocy sytuacja się lekko uspokoiła, gdyż sąd najwyższy nakazał odblokować drogi. Zagroził policji federalnej oraz osobiście jej komendantowi głównemu wysokimi karami w wysokości 20 tys. dolarów za każdą godzinę blokady oraz usunięciem ze stanowiska, jeśli rozkazu nie wykona.

Obietnice nowego prezydenta 

Jedna z pierwszych obietnic Luli da Silvy wobec brazylijskiego społeczeństwa, jednego z najmocniej dotkniętych kryzysem spowodowanym pandemią koronawirusa, brzmiała: ”sprawimy, aby wszyscy Brazylijczycy jadali śniadanie, obiad i kolację”.

W toku kampanii wyborczej lider brazylijskiej lewicy wiele mówił o korzyściach, jakie powinien przynieść program zacieśnienia współpracy Brazylii z pozostałymi czterema największymi gospodarkami Ameryki Łacińskiej, tj. Meksyku, Chile Argentyny, Kolumbii i Boliwii, w których władzę sprawują lewicowe rządy.

Wpływowy liberalny dziennik brazylijski „Folha de Sao Paulo” pisze, iż można się spodziewać po przyszłym prezydencie, iż lewicowy rząd, który utworzy „stanie na wysokości zadania i potrafi uwzględniać podstawowe wymogi gospodarki rynkowej”.

"Wyniki wyborów nie podlegają dyskusji"

Jak informuje hiszpańska agencja EFE liczni przedstawiciele wszystkich najwyższych instytucji demokratycznych Brazylii, wśród nich niektórzy znani jako bliscy współpracownicy Bolsonaro złożyli oświadczenia, w których uznają wynik niedzielnego głosowania, zakończonego wyborem Luli da Silvy na najwyższe stanowisko w państwie.

Przewodniczący Kongresu Narodowego, Rodrigo Pacheco, oświadczył, że „wyniki wyborów nie podlegają dyskusji” i dodał: „prezydent Bolsonaro uzna ten fakt”.

W podobnym duchu wypowiadali się przewodniczący niższej izby parlamentu Arthur Lira i prokurator generalny Augusto Aras - dwie osobistości, które odegrały kluczową rolę w zapewnieniu stabilności prezydentury Bolsonaro, który objął urząd w wyniku wyborów wygranych w 2019 roku, przy czym podkreślili, "że zakończy swoją kadencję zgodnie z konstytucją 1 stycznia 2023 roku".

MP

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka