Brazylia stoi na rozdrożu, 1 stycznia ma nastąpić przekazanie władzy, wtedy dowiemy się, czy proces przebiegnie pokojowo Fot. Pixabay
Brazylia stoi na rozdrożu, 1 stycznia ma nastąpić przekazanie władzy, wtedy dowiemy się, czy proces przebiegnie pokojowo Fot. Pixabay

Brazylia po wyborach. „Bolsonaro mogą pociągnąć do odpowiedzialności nawet za ludobójstwo”

Redakcja Redakcja Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 17
Znane są afery, w których uczestniczyła rodzina urzędującego prezydenta i jego współpracownicy. Sam prezydent może zostać pociągnięty do odpowiedzialności za zaniedbania podczas pandemii, za opieszałość we wprowadzaniu koniecznych środków, a nawet za ludobójstwo wobec społeczności rdzennych w Amazonii – mówi Salonowi 24 doktor Joanna Gocłowska-Bolek, latynoamerykanistka z Ośrodka Analiz Politologicznych i Studiów nad Bezpieczeństwem Uniwersytetu Warszawskiego.

Wybory prezydenckie w Brazylii wygrał nieznacznie w drugiej turze Luiz Inácio Lula da Silva. Gdy rozmawialiśmy po pierwszej turze, istniała obawa, że urzędujący prezydenty Jair Bolsonaro nie uzna porażki, że dojdzie do zamieszek. Tymczasem owszem, przegrany polityk zwycięzcy nie pogratulował, ale w kraju jest spokojnie. Czy oznacza to pokojowe przekazanie władzy?

Dr Joanna Gocłowska-Bolek: Tak całkiem spokojnie nie jest, choć oczywiście na razie szczęśliwie obawy o zamachu stanu nie potwierdziły się. Jednak w wielu miejscach Brazylii ludzie wyszli na ulicę, żadając pozostania na fotelu prezydenckim ich kandydata, czyli Jaira Bolsonaro. Szczególnie dokuczliwe są protesty kierowców ciężarówek i blokady autostrad. Są one powoli odblokowywane przez policję. Bolsonaro wystąpił publicznie, podziękował swoim wyborcom, powiedział, że będzie nadal szanować konstytucję, choć nie wyraził się ściśle, co to oznacza. Nie uznał publicznie swojej porażki i nie pogratulował przeciwnikowi. Jednak o rozpoczęciu pokojowego przekazania władzy mówią nawet urzędujący wiceprezydent i najbliżsi współpracownicy Bolsonaro. Także liderzy jego partii. Dlatego wszystko wskazuje na to, że faktycznie proces pokojowego przekazywania władzy się rozpoczął. Jak to ostatecznie się odbędzie, dowiemy się 1 stycznia, gdy ma nastąpić oficjalne przekazanie władzy.

Przeczytaj też: Naród skrajnie podzielony. Jedna z największych demokracji na świecie w niebezpieczeństwie

Luiz Inácio Lula da Silva ponownie zostaje prezydentem. Poprzednio był oskarżany o korupcję, za prezydentury Bolsonaro siedział w więzieniu, był skazany na 9,5 roku pozbawienia wolności . Dziś triumfuje, jednak też oskarżał o różne afery swego przeciwnika. Czy możemy się spodziewać odwetu, rozliczeń, czy raczej znanej z Europy mocnej retoryki, za którą nie pójdą czyny, działania na zasadzie „gonić króliczka, ale go nie złapać"?

Bez wątpienia Lula da Silva triumfuje. W swym wystąpieniu powiedział, że „chciano go pogrzebać za życia, ale on powraca”. I faktycznie była próba uniemożliwienia mu startu politycznego, dalszej działalności. Co do odwetu Lula da Silva wielokrotnie w kampanii rewanżował się Jairowi Bolsonaro oskarżeniami. Znane są afery, w których uczestniczyła rodzina urzędującego prezydenta i jego współpracownicy. Sam prezydent może zostać pociągnięty do odpowiedzialności za zaniedbania podczas pandemii, za opieszałość we wprowadzaniu koniecznych środków, a nawet za ludobójstwo wobec społeczności rdzennych w Amazonii. Ale rozliczenia, przy silnej opozycji i mocno zróżnicowanym kongresie, nie muszą być proste.

W kwestiach dyplomatycznych i Bolsonaro i Lula opowiadali się przeciwko sankcjom wobec Rosji. Czy istnieje jakaś szansa, że nowy-stary prezydent już po opadnięciu kurzu kampanii wyborczej zmieni strategię na bliższą Zachodowi, mniej prorosyjską?

Lula da Silva bez wątpienia z impetem wprowadzi Brazylię ponownie na arenę międzynarodową. Będzie dla Zachodu partnerem, ale nie liczyłabym na zmianę podejścia w sprawie Rosji i Ukrainy. Prezydent elekt w kampanii atakował prezydenta Ukrainy Wołodymira Zełenskiego. Potępił też przemoc i wojnę – to wybrzmiało wyraźnie w jego wystąpieniu. Ale też jednoznacznie sprzeciwiał się sankcjom i izolowaniu Rosji. Ideą Luli jest utrzymanie neutralności Brazyli. Pamiętajmy, że to Lula był jednym ze współzałożycieli sojuszu państw BRICS, składającego się z Brazylii, Rosji, Indii, Chin i Republiki Południowej Afryki. Spodziewać możemy się raczej kontynuacji tej polityki – mocnej współpracy w ramach BRICS, a także podkreślania neutralności Brazylii. Myślę, że priorytetem Luli będzie współpraca z najważniejszymi partnerami gospodarczymi, w tym z Chinami i Rosją.

„Lasy deszczowe odetchną” – to jeden z najczęstszych komentarzy po ogłoszeniu wyników wyborów w Brazylii. To akurat sprawa, która ma znaczenie globalne. Czy jest szansa na powstrzymanie rabunkowej polityki brazylijskich władz?

W kampanii wyborczej temat wycinki lasów deszczowych odgrywał ważną rolę. Bolsonaro ją popierał, uważał za istotną dla rozwoju gospodarczego i rolnictwa. Lula da Silva zapowiadał, że gdy zostanie prezydentem nie tylko powstrzyma rabunkową politykę, ale w ogóle przeforsuje prawo, które zabroni jakiejkolwiek wycinki w lasach deszczowych. Chce wprowadzić program "zerowej wycinki lasów" - to jedno z haseł jego kampanii, którym zresztą zyskał ogromną przychylność obserwatorów zagranicznych. Norwegia i Niemcy już zapowiedziały, że w takim razie znów zaczną finansować programy ochrony lasów deszczowych. Problem w tym, że spełnienie tych najambitniejszych założeń, polegających na pełnym zakazie wycinki, będzie niezwykle trudne. Lula wygrał, jednak równoległe wybory do Kongresu zdominowali przedstawiciele innych partii, w tym zwłaszcza prawicowych. Poza tym może tu być sprzeciw gubernatorów poszczególnych stanów. A chociażby w stanie Sao Paolo rządzi gubernator z partii Bolsonaro. To stan liczący 50 milionów mieszkańców, podczas gdy całą Brazylię zamieszkuje 217 milionów. Nowy prezydent musi się z tymi uwarunkowaniami liczyć. Ponadto, niezwykle trudne będzie faktyczne egzekwowanie nawet najlepszego prawa. Dotarcie do odległych terenów Amazonii i ciągłe pilnowanie jej przed farmerami czy nielegalnymi górnikami złota jest w tej chwili praktycznie niewykonalne.

Właśnie może przypomnijmy, że Brazylia to piąte państwo świata jeśli chodzi o powierzchnię, siódme pod względem zaludnienia. Z 217 milionami mieszkańców jest najludniejszym krajem Ameryki Południowej. Jak wygląda ustrój tego państwa – uprawnienia prezydenta, parlamentu itd.?

Brazylia jest państwem federalnym, republiką prezydencką. Głowa państwa ma bardzo duże uprawnienia. To prezydent kieruje polityką zagraniczną i kreuje wewnętrzną, zatem decyduje o kierunku rozwoju gospodarki. Dlatego tak bardzo ważny jest tam wynik wyborów prezydenckich. Ale choć prezydent ma bardzo duże kompetencje, musi liczyć się z większością Kongresu, z gubernatorami poszczególnych stanów, negocjować, zawierać sojusze i godzić się na kompromisy. Dziś Lula da Silva jest już bardziej politykiem centro-lewicowym, niż lewicowym, bo właśnie musiał budować sojusze z politycznym Centrão, aby zyskać głosy bardziej umiarkowanych wyborców.

Brazylia jest dziś mocno podzielona, pytanie jednak co po Bolsonaro i Luli, czy ten podział będzie tak samo jednoznaczny, czy pójdzie w innym kierunku?

Zwróciłabym uwagę na kandydatkę z trzeciego miejsca, Simone Tebet. Przedstawicielka centroprawicy uzyskała ponad 4 proc. I tak jest to najlepszy wynik spośród kandydatów spoza pierwszej dwójki. Dziś wprawdzie jest polaryzacja na twardą lewicę i skrajną prawicę, kandydatów był niemal tuzin, a liczyło się dwóch. Jednak wydaje się, że w przyszłości ludzie mogą zacząć powoli zwracać się w kierunku centrum. I pani Tebet, choć dziś jeszcze nie uzyskała oszałamiających wyników, w kolejnych latach może mocno punktować. Szczególnie, że podział brazylijskiej sceny wynikał bardziej ze starcia dwóch wielkich osobowości, nie jest do końca tak, że Brazylijczycy są podzieleni na zwolenników skrajnej lewicy i skrajnej prawicy. Decydowały indywidualności. Ponadto Brazylijczycy głosowali bardziej "przeciw" niż "za", to były wybory negacji, a nie wybory poparcia. Wyborcy czują się zniechęceni do obecnych polityków. Dziś w Ameryce Południowej często do głosu zaczynają dochodzić millenialsi. I być może w Brazylii z lekkim opóźnieniem, po epoce Bolsanaro i Luli, także do tego dojdzie.

Wybory odbyły się na dwa miesiące przed wydarzeniem, które elektryzuje Brazylijczyków bardziej niż polityka – czyli mistrzostwami świata w piłce nożnej. Czy w kraju, w którym futbol to niemal religia, mundial może być czynnikiem, który złagodzi wzajemne animozje i zjednoczy obywateli?

Są Brazylijczycy, którzy nie interesują się piłką nożną i to jest grupa chyba coraz liczniejsza. Z kolei debata prezydencka przed ostatnimi wyborami cieszyła się zainteresowaniem porównywalnym z finałem Mistrzostw Świata. Ale tak – piłka nożna jest niezwykle ważna, łączy obywateli Brazylii niezależnie od przekonań. Choć nieco fermentu wprowadziły tu słowa gwiazdy brazylijskiej piłki, Neymara, który przed wyborami oficjalnie poparł Bolsonaro. I potem wyraził niezadowolenie z porażki prezydenta. Sam Bolsonaro chętnie fotografował się w tradycyjnej żółto-zielonej koszulce reprezentacji. Mimo to piłka i reprezentacja bardzo jednoczy Brazylijczyków. Zapewne większość z nich zasiądzie w domach, by oglądać mecze, a jeśli Canarinhos osiągną sukces jest szansa, że nieco obniży to temperaturę emocji politycznych.

Przeczytaj też:





Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka