Budynek SWPS w Poznaniu. (fot. Google Maps)
Budynek SWPS w Poznaniu. (fot. Google Maps)

Zbyt bliskie relacje, zniszczone auto i groźby. Gorąco wokół wykładowcy znanej uczelni

Marcin Dobski Marcin Dobski Marcin Dobski Obserwuj temat Obserwuj notkę 61
Wykładowca SWPS rzekomo w obronie studentki chwycił kostkę brukową i zniszczył auto jej ojca. Miał też kierować groźby karalne pod adresem mężczyzny. Interweniowała policja, prokuratura postawiła mu zarzuty. Ani uczelnia, ani ośrodek ds. uzależnień, w którym pracuje terapeuta, nie wyciągają konsekwencji wobec pracownika. - Sprawa wydarzyła się poza terenem uczelni, nie ma związku z działalnością dydaktyczną prowadzoną na uczelni - przekazała Salon24.pl Renata Czeladko, rzeczniczka prasowa Uniwersytetu SWPS.

Piszemy o tej sprawie ponieważ wykładowca i terapeuta ds. uzależnień powinien nie tylko dawać właściwy przykład studentom, ale być też wyważony i opanowany, pracując z osobami, które nie radzą sobie z własnymi emocjami. - Terapeuta nie powinien siłowo rozwiązywać czyichś konfliktów rodzinnych. Takie zachowanie świadczy o tym, że sam nie panuje nad emocjami - mówią psychoterapeuci. 

Historia brzmi nieprawdopodobnie. Mający dobrą opinię wykładowca Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej (SWPS) dostaje wiadomość od studentki, że rodzice chcą ją zabrać z Poznania do rodzinnego domu wbrew woli. Marek G. przerywa spotkania z pacjentami w swoim gabinecie i pędzi w miejsce, w którym mieszka młoda kobieta. Łapie za kostkę brukową i wybija szybę w samochodzie ojca mężczyzny. Potem wbiega na górę. Wszystko kończy się interwencją policji. Ale po kolei. 

Bliskie relacje

G. jest współpracownikiem poznańskiej filii SWPS. Zespół prasowy uczelni informuje nas, że jest kierownikiem merytorycznym kierunku studiów podyplomowych "Psychologia uzależnień" od 2017 roku. Występował też w programach telewizji śniadaniowych, w których mówił o uzależnieniach. Poza byciem wykładowcą, pracuje w ośrodku Monar w Rożnowicach, w którym zajmuje się osobami uzależnionymi. Zarówno na uczelni, jak i w ośrodku, ma dobrą opinię.  

Incydent z udziałem wykładowcy jako pierwsza opisała "Gazeta Wyborcza". W rozmowie z dziennikiem wypowiadał się ojciec dziewczyny. Z jego opowieści wynika, że córka poznała G. w ośrodku, w którym on pracuje. Od tego czasu oboje mają bardzo bliskie relacje, a kobieta miała odizolować się od rodziny.  

- Chwycił kostkę brukową i wybił szyby w naszym samochodzie. Widziałem to z okna mieszkania - opowiadał "Wyborczej" ojciec studentki. - Potem zaczął się dobijać do drzwi mieszkania. Był agresywny. Krzyczał: „Skur***ynu, zabiję cię. Nie weźmiesz jej stąd. Zap****olę cię". Mimo że nie jestem drobnym mężczyzną, wystraszyłem się i wezwałem policję. Patrol przyjechał bardzo szybko. Mężczyzna twierdził, że nic mu nie zrobią, bo ma znajomości w poznańskiej policji i prokuraturze.

Podobny przebieg wydarzeń potwierdza nam policja. 

- 11 stycznia policjanci interweniowali na ulicy Garbary w Poznaniu w związku ze zgłoszeniem uszkodzenia mienia i gróźb karalnych. Wskazany sprawca został zatrzymany przez policjantów a zgłaszający formalnie złożył zawiadomienie w komisariacie. Na podstawie zebranego materiału dowodowego 12 stycznia br. zatrzymanemu mężczyźnie przedstawiono zarzuty uszkodzenia mienia i gróźb karalnych. Następnego dnia podejrzany został doprowadzony do prokuratury, celem zastosowania przez prokuratora środków zapobiegawczych (wolnościowych). Postępowanie w tej sprawie cały czas jest w toku - informuje Salon24.pl podinsp. Iwona Liszczyńska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. - Policjanci zajmujący się profilaktyką społeczną z KMP w Poznaniu oraz KWP w Poznaniu nie nawiązywali żadnej współpracy ze wskazanym mężczyzną.  

Ponadto, ojciec dziewczyny sugerował, że terapeuta był odurzony i dostarcza jego córce środki odurzające. Tego policja jednak nie potwierdza, nie wykonano badań pod tym kątem. 

Prokurator zarzucił Markowi G. popełnienie dwóch przestępstw. Pierwsze polegało na kierowaniu gróźb karalnych. Drugie - uszkodzeniu mienia. Pokrzywdzony oszacował straty na 20 tys. zł. Prokuratura nie widziała podstaw do wystąpienia o aresztowanie terapeuty. Zastosowano tylko dozór policyjny i zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych. 

SWPS i Monar umywają ręce

- Sprawa opisana w artykule wydarzyła się poza terenem uczelni, nie ma związku z działalnością dydaktyczną prowadzoną na uczelni. Współpraca odbywa się nadal na podstawie umów zawartych pomiędzy uczelnią a wykładowcą. Poprosiliśmy pana Marka G. o wyjaśnienie - przekazała nam Renata Czeladko, Rzeczniczka prasowa Uniwersytetu SWPS. Jak dodała: - Marek G. jest oceniany jako dobry, zaangażowany wykładowca i doświadczony praktyk.

Dorota Stefańska, kierownik ośrodka Monar w Roźnowicach, w którym nadal pracuje G., nie chciała komentować wydarzeń z jej podwładnym w roli głównej. - Będę się z nim dzisiaj widziała. Przekażę numer do pana - zapewniła nas Stefańska. G. nie odezwał się, nie odpowiedział też na pytania, które zadaliśmy mu przez media społecznościowe. 

Do sprawy odniósł się tuż po wydarzeniach na portalu Facebook. We wpisie twierdził, że dostał wiadomość od studentki, że rodzice chcą ją zabrać siłą z Poznania do rodzinnego domu. "(...) dotarłem na miejsce i zobaczyłem w oknie krzyczącą dziewczynę oraz jej ojca, kobieta uderzała pięściami w okno krzycząc: pomocy" - relacjonował Marek G.. Przyznał we wpisie, że chcąc unieruchomić odjazd auta, wybił szybę w pojeździe. 

Gróźb karalnych nie potwierdził. "Sugerowanie, że byłem pod wpływem środków psychoaktywnych jest łgarstwem i tandetną manipulacją. Dodam tylko, że od lat pracuje z osobami uzależnionymi oraz ofiarami przemocy, ale nigdy nie przypuszczałem, że stanę się częścią takiego schematu".

Psychoterapeuci ds. uzależnień, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że zostały przekroczone granice przez G. - Terapeuta nie powinien wcielać się w rolę superbohatera i siłowo rozwiązywać czyichś konfliktów rodzinnych. Jeśli miał jakieś obawy o pacjentkę, znajomą czy studentkę, to powinien powiadomić policję, ale niszczenie mienia było poniżej jakiegokolwiek poziomu. Takie zachowanie świadczy o nie panowaniu nad emocjami - mówi Salon24.pl jeden z warszawskich terapeutów. 

Inny dodaje: - Dziwne, że ani uczelnia, ani Monar nie wyciągnęły konsekwencji wobec tego pana. Uczelnia i jej wykładowcy powinni pokazywać studentom dobry przykład. W tej sytuacji mieliśmy zaprzeczenie takim standardom. 

Nasi rozmówcy poprosili o anonimowość. 

Marcin Dobski

Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka