"800 plus to pułapka. Tusk i Kaczyński zastawiają ją na Polaków"

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 94
Kaczyński z Tuskiem zahipnotyzowali większość elektoratu. Przed laty były takie filmy SF, w których pokazywano pojedynki właśnie hipnotyzerów albo ludzi będących medium. To kończyło się tym, że komuś w końcu eksplodowała głowa. Liderom PiS i KO to nie grozi, ale od licytacji obietnic wybuchnąć może nasz budżet – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.

Prawo i Sprawiedliwość proponuje waloryzację swojego sztandarowego programu, zamiast 500 Plus ma być 800 Plus. Koalicja Obywatelska od razu zrobiła kontrę, żąda natychmiastowej waloryzacji 500 Plus do 800 Plus. Czy to jest tak jak twierdzą niektórzy komentatorzy, pułapka na Donalda Tuska, zastawiona przez Jarosława Kaczyńskiego, czy wręcz przeciwnie, reakcja KO sprawia, że to prezes PiS wpadł w pułapkę lidera Koalicji Obywatelskiej?

Prof. Antoni Dudek:
Mam wrażenie, że to faktycznie jest pułapka, ale taka, którą politycy głównych formacji zastawiają na Polaków, ponieważ rozkręca się licytacja obietnic. Tusk nie tylko powiedział, że on chce już od 1 czerwca 800 Plus, ale też zgłosił projekt, żeby podnieść kwotę wolną od podatku do 60 tysięcy złotych.



Co, jak ktoś obliczył, kosztowałoby budżet 24 miliardy. To jest licytacja, w której już nie ma żadnych ograniczeń. Jest pytanie, ilu ludzi uwierzy, że to wszystko jest wykonalne. I to jest dla mnie największa zagadka.

Druga, kto bardziej przekona do swoich obietnic?

PiS oczywiście zawsze mówi, w tym sensie lider PO stoi na przegranej pozycji, że Tusk nigdy tego typu obietnic nie składał. A PiS zawsze może powiedzieć, że te 500 plus obiecał i dotrzymał. W tym sensie Tusk, moim zdaniem popełnia błąd i tu się zgodzę, że to jest pułapka zastawiona na niego w tym sensie, że on po prostu nie jest w stanie wygrać tej licytacji. Po pierwsze - jest mniej wiarygodny, jako ktoś oferujący programy socjalne. A po drugie jego elektorat, z czego on chyba nie zdaje sobie sprawy, nie jest tym, który akurat oczekuje gwałtownej rozbudowy polityki socjalnej. A jednocześnie lider PO nie jest w stanie odebrać PiS-owi jego wyborców, zwłaszcza tego typu argumentami.

Ale mnie bardziej martwi to, że to jest to właśnie pułapka na całe polskie społeczeństwo, któremu się wymawia, że można w nieskończoność rozdawać, że państwo może w nieskończoność wydawać więcej, niż wynoszą jego dochody. A to jest nieprawda.

Tu pada jednak argument, że wskaźniki gospodarcze są dobre, bezrobocie minimalne, dochody budżetowe wzrosły.

Oczywiście my mamy rozwiniętą gospodarkę i rzeczywiście PiS-owi udało się te dochody budżetowo znacząco zwiększyć. To prawda, że inflacja sprzyja zwiększaniu tych dochodów. Ale nie zmienia to faktu, że my w tym roku wydajemy na przykład rekordowo dużo na obronę narodową.

Trudno te wydatki kwestionować – są niezbędne, w związku z sytuacją międzynarodową.

I większość te wydatki akceptuje. Nikt nie neguje wydatków na obronność. Ale w takim razie należałoby przemyśleć transferowanych pieniądzy na cele społeczne. Niestety, w Polsce nie dyskutuje się o tym, jak te wydatki finansować lecz o tym, od kiedy wprowadzić 800 Plus. Czy kredyt mieszkaniowy ma kosztować, jak chce PiS 2 proc., czy 0 proc. jak przebiła to opozycja. To wszystko kojarzy mi się z jakimś kompletnym oderwaniem od rzeczywistości.

Oczywiście, skończy się to twardym lądowaniem, dlatego, że, nie da się jak powiedziałem w nieskończoność zwiększać wydatków. I moim zdaniem większość tych obietnic nigdy nie zostanie dotrzymana, a próba ich realizacji skończy się po prostu załamaniem budżetu. Pytanie tylko kiedy. Niedawno agencja Bloomberga podała, że Polska pożyczyła w pierwszym kwartale tego roku na rynkach zagranicznych 9 miliardów dolarów.



Jeśli to prawda, a nie słyszałem dementi ze strony rządu, to daje to Polsce drugie miejsce na świecie po Meksyku jeśli chodzi o to, które państwo na świecie się najszybciej zadłużało w pierwszym kwartale tego roku. Powinno to niektórym dać do myślenia, bo to jest kwota już naprawdę znacząca. Nawiasem mówiąc tak duża kwota tłumaczy, dlaczego w ostatnich tygodniach złotówka jest tak mocna wobec dolara. Właśnie jak się wymienia miliardy dolarów na złotówki to to umacnia kurs i warto o tym informować.

Jednak twierdzenia o Grecji, bankructwie, które nas czeka pojawiały się już w dniu, w którym PiS wygrał wybory. I na 500 Plus miało w ogóle nie być środków, a były. To sprawia, że wszelkie alarmistyczne prognozy ludzie przyjmują bardzo obojętnie?

PiS-owi faktycznie w pierwszych latach rządów udało się projekty zrealizować bez dramatu dla gospodarki. Wynikało to z faktu, że środki publiczne w czasach rządów Platformy rzeczywiście moim zdaniem nie były najlepiej zarządzane, ale przede wszystkim tamten rząd miał rzeczywiście problemy z uszczelnianiem dochodów budżetowych. Natomiast PiS odniósł sukcesy na tym polu i rzeczywiście po 2015 udało mu się znacznie zwiększyć dochody budżetu. Wtedy wynalazł swoją ulubioną metodę rozwiązywania wszystkich palących problemów poprzez kierowanie tam strumieni pieniędzy. Tyle, że dobra koniunktura skończyła się wraz z wybuchem pandemii. To był moment, w którym trzeba było zacząć wyhamowywać, mówiąc ludziom, że oczywiście musimy robić tarcze anty-COVIDowe, ratować gospodarkę, ale w związku z tym musimy niestety ograniczyć pewne wydatki. A po inwazji Rosji na Ukrainę można było zacząć mówić, że jednak jest wojna, że mamy ogromne nowe koszty, koszty na zbrojenia, wspieranie sąsiada i w związku z tym nie możemy sobie pozwolić na drenowanie budżetu. 


Niedawno dr Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha mówił w wywiadzie dla nas, że owszem, programy socjalne mogą być zrealizowane bez szkody dla budżetu. W przeciwnym razie dojdzie do dramatu jak w Grecji. Faktycznie tak jest, czy to jednak przesada?

Tego za przesadę nie uważam. Ale też nie widzę szans na zatrzymanie tego procesu. Dlatego, że żadna z tych głównych sił politycznych nie zdecyduje się na mówienie takich rzeczy. Z prostej przyczyny – byłaby przekonana, że przegra wyścig do Sejmu. A zatem licytacja będzie trwała aż do wyborów w październiku i zobaczymy, jaki efekt przyniesie.

No tak, ale jest grupa drobnych przedsiębiorców, którzy wraz na przykład z podniesieniem minimalnej pensji muszą płacić wyższy ZUS. To z rodzinami kilka milionów ludzi. Tymczasem dwie główne partie jakby ich nie zauważały. O ile w przypadku PiS propozycje socjalne są rzeczą naturalną, jaki interes w licytowaniu się na propozycje ma Koalicja Obywatelska?

Tusk, biorąc udział w tej licytacji zapewne założył, że i tak ta większość klasy średniej, przedsiębiorców, z braku alternatywy zagłosuje na Koalicję Obywatelską. Natomiast może spokojnie walczyć o elektorat socjalny, głównie z PiS-em i w mniejszym stopniu z lewicą, bo obecna lewica bardziej już skupia się na elektoracie światopoglądowym, większość wyborców socjalnych jest po stronie PiS-u. Oczywiście, jakaś część zagłosuje na Konfederację, która jest werbalnie najbardziej wolno rynkowa, ale dla wielu wyborców nazbyt skrajna. Ta sytuiacja może hipotetycznie dać szansę Szymonowi Hołowni i Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, to jest ich koncepcji „trzeciej drogi”, gdyby oni próbowali właśnie tą trzecią drogę zdefiniować jako powrót do haseł wolnorynkowych, tylko bez tych różnych konfederackich skrajności. Wtedy mogą trochę głosów pozyskać pod warunkiem, że wyborcy będą się zachować racjonalnie. Bo ja mam wrażenie, że Kaczyński z Tuskiem jednak zahipnotyzowali większość elektoratu.



Przed laty były takie filmy SF, w których pokazywano pojedynki właśnie hipnotyzerów, czy ludzi będących medium. To kończyło się tym, że komuś w końcu eksplodowała głowa. Liderom PiS i KO to nie grozi, ale wybuchnąć może nasz budżet. Zobaczymy, jak ułożą się sondaże w najbliższych tygodniach, ale spodziewam się, że niestety ale zarówno PiS, jak i Koalicja Obywatelska będą się umacniać, ponieważ udało im się uruchomić ten mechanizm pojedynku bokserskiego. To nie jest dobra perspektywa. 

Fot. Jarosław Kaczyński/PAP

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka