Zdaniem środowisk lewicowych ustawa ma zablokować edukację seksualną dzieci. Zwolennicy twierdzą, że ma chronić przed seksualizacją Fot. Pixabay
Zdaniem środowisk lewicowych ustawa ma zablokować edukację seksualną dzieci. Zwolennicy twierdzą, że ma chronić przed seksualizacją Fot. Pixabay

Seksualizacja dzieci w szkole. Przedstawiciel Ordo Iuris tłumaczy w czym tkwi problem

Redakcja Redakcja Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 62
Często zajęcia dotyczące, tak jak to się określa, seksualizacji dzieci, mają bardzo wulgarną formę, bardzo bezpośrednią. Opierają się na tym, żeby w bardzo bezpośredni, jasny i niepozostawiający żadnych domysłów sposób pokazać dzieciom o co chodzi. I to jest główne niebezpieczeństwo – mówi Salonowi 24 Łukasz Bernaciński z Instytutu Ordo Iuris.

Uważacie Państwo, że projekt ustawy „Chrońmy Dzieci, Wspierajmy Rodziców” wymaga zmian. Dlaczego?

Łukasz Bernaciński: Przede wszystkim chcę podkreślić, że dobra jest idea tego projektu zmierzająca do zakazu działalności w przedszkolach czy szkołach podstawowych stowarzyszeń i innych organizacji, które w jakiś sposób promują zagadnienia związane z seksualizacją dzieci. Natomiast już tutaj pojawia się pierwszy problem. Jest nim szereg bardzo niedoprecyzowanych pojęć. Pierwsze z nich: „organizacja promująca zagadnienia związane z seksualizacją dzieci”, nastręcza dużo problemów interpretacyjnych.


Mamy też mowę o organizacjach promujących zagadnienia związane ze wspomnianą seksualizacją. Wydaje się, że nie powinni autorzy projektu odnosić się do treści, które rzekomo mają promować tę organizację, ale do treści samych zajęć, które będą realizowane w murach szkolnych. Jest też kilka wątpliwości bardziej proceduralnych, związanych z wydawaniem opinii o organizacjach i przekazywaniem ich rodzicom. A także zarzuty związane z chociażby brakiem obwarowania tych przepisów proceduralnych jakąkolwiek sankcją. To doprowadzi do tego, co już teraz już teraz się dzieje.

To znaczy?

Już dziś działające przepisy nie są po prostu w praktyce przez szkoły realizowane. Natomiast to, co jest bardzo mocnym punktem tego projektu, to wprowadzenie tego drugiego filtra kontrolnego. Już nie tylko Rada Szkoły, Rada Rodziców opiniują organizację i zaproponowane przez nią zajęcia, ale mamy ten drugi filtr polegający na tym, że rodzice czy uczeń, jeżeli jest pełnoletni, muszą wyrazić zgodę na udział konkretnego ucznia, swojego dziecka w tych zajęciach.

Tu z jednej strony pada argument, że nie chodzi o żadną seksualizację, ale o edukację. I że minister Czarnek chce ograniczać edukowanie dzieci, z czego biorą się nieplanowane ciąże i tak dalej. Z drugiej strony krzyczymy, że kilkuletnim dzieciom mówi się o rzeczach, o których niekoniecznie muszą wiedzieć. I pada słowo seksualizacja - brak jednak jasnego określenia, co ona oznacza?

Zgadza się. Można w dużym uproszczeniu przyjąć, że oprócz niedostosowanego do wieku programu zajęć, chodzi także o formę. Ponieważ kwestie związane z wychowaniem do życia w rodzinie, z elementami także życia płciowego, intymnego, już mamy w ramach programu przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie, który jest nieobowiązkowy właśnie ze względu na ten absolutny konstytucyjny fundament, a zatem możliwość wychowania dzieci przez rodziców zgodnie ze swoimi poglądami. Wydaje się, że tak delikatna kwestia jak ukształtowanie psychiki dziecka, obrazów, które widzi w takiej sferze, jak sfera płciowości, intymności, wymaga z jednej strony pewnej delikatności, z drugiej poznania dziecka, stopnia jego rozwoju. I że powinni o tym decydować rodzice. Należy pewnie modyfikować i wzmacniać program wychowania do życia w rodzinie, nowelizować go, modernizować tak, żeby odpowiadał aktualnym potrzebom i wyzwaniom.


To w czym problem?

Często te zajęcia dotyczące, tak jak to się określa, seksualizacji dzieci, mają bardzo wulgarną formę, bardzo bezpośrednią. Opierają się na tym, żeby w bardzo bezpośredni, jasny i niepozostawiający żadnych domysłów sposób pokazać dzieciom o co chodzi. I to jest główne niebezpieczeństwo.

Zgodnie z wytycznymi WHO tak naprawdę już od przedszkola, a nawet przed wiekiem przedszkolnym, elementy takich zajęć seksualizujących dzieci należy wprowadzać w takiej właśnie bezpośredniej formie, niepozostawiającej żadnej sfery domysłów czy delikatności w przekazywaniu tych treści. I tutaj należy upatrywać głównego niebezpieczeństwa z punktu widzenia długofalowego rozwoju dziecka i w dalszych skutkach w postaci zmiany kultury w społeczeństwie. Spowodowanej tym w jak wulgarny i nieelegancki sposób te kwestie będą przekazywane kolejnym pokoleniom.

Wracając do popieranego przez Państwa projektu, jest on na etapie zbierania podpisów?

Jest to obywatelski projekt ustawy, któremu patronuje Marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Instytut Ordo Iuris nie uczestniczył w jego przygotowaniu. Przygotowaliśmy natomiast opinię prawną i tak jak działo się to z innymi projektami obywatelskimi, będziemy dążyć do tego, żeby już po ewentualnym złożeniu tego projektu wraz z wymaganą liczbą podpisów do laski marszałkowskiej, komisja sejmowa, a najlepiej podkomisja, mogła przedyskutować i doprecyzować treść projektu. Wymaga ona bowiem istotnych zmian, natomiast tak jak mówiłem, sama idea jest słuszna i w tym zakresie warto ją wspierać i popierać.

red.

(Zdaniem środowisk lewicowych ustawa ma zablokować edukację seksualną dzieci. Zwolennicy twierdzą, że ma chronić przed seksualizacją Fot. Pixabay)

Czytaj także:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo