Prezydent RP Andrzej Duda. Fot. PAP/Piotr Nowak
Prezydent RP Andrzej Duda. Fot. PAP/Piotr Nowak

Likwidacja urzędu prezydenta? „Niektórzy powinni siedzieć cicho” [WYWIAD]

Redakcja Redakcja Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 103
Postulat likwidacji urzędu prezydenta to bezsensowny pomysł, dobrze by było, żeby Leszek Miller w pewnych momentach nie wypowiadał się tak głośno. Upieram się, że w Konstytucji III RP system opracowaliśmy całkiem dobry. Jest prezydent, który musi być wybrany większością głosów wyborców i są partie polityczne, które mogą stworzyć koalicję. I chyba o to chodzi, żeby te ośrodki władzy nawzajem się równoważyły – mówi Salonowi 24 prof. Ryszard Bugaj, ekonomista, twórca Unii Pracy, poseł na Sejm w latach 1989 – 1997, uczestnik prac nad obecną Konstytucją.

Nie milkną echa ułaskawienia przez Prezydenta RP Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Wśród polityków bliższych koalicji rządzącej padło wiele słów bardzo krytycznych wobec głowy państwa. Najdalej poszedł chyba były premier Leszek Miller, który stwierdził, że jego zdaniem należy pomyśleć o tym, żeby doprowadzić do zmiany w Konstytucji i w ogóle zlikwidować urząd Prezydenta Rzeczypospolitej. Jak Pan, jako współtwórca Konstytucji z 1997 roku ocenia tego typu postulaty?

Prof. Ryszard Bugaj: Bezsensowny pomysł, dobrze by było, żeby Leszek Miller w pewnych momentach nie wypowiadał się tak głośno. Oczywiście są pytania o kompetencje prezydenta. Wbrew powszechnemu przekonaniu uważam, że są one dość znaczne.

No tak, tylko że w Stanach Zjednoczonych prezydent stoi na czele rządu, a w Niemczech pełni funkcje wyłącznie reprezentacyjne, władzę wykonawczą sprawuje kanclerz, czyli szef rządu. W naszym kraju kompetencje prezydenta i premiera czasem na siebie nachodzą, co przy kohabitacji zawsze kończy się mniejszym lub większym konfliktem. Może więc należy zdecydować się na model prezydencki lub kanclerski i skończyć z tym niszczącym podziałem?

Nie zgadzam się z teoriami, że w tym momencie trzeba albo wprowadzić system całkowicie parlamentarny, albo całkowicie prezydencki. Mnie się wydaje, że choć można się w obecnym modelu doczepić do różnych rzeczy, racjonalnie argumentować na rzecz pewnych poprawek, to jednak został stworzony układ, który jest jakoś tam zrównoważony. Jest prezydent, który musi być wybrany większością głosów wyborców i są partie polityczne, które mogą stworzyć koalicję. I chyba o to chodzi, żeby te ośrodki władzy nawzajem się równoważyły.


Natomiast jest oczywiście problem związany z ryzykiem wyboru nieodpowiedniej osoby na stanowisko prezydenta. Tylko że w systemie prezydenckim, gdzie uprawnienia głowy państwa są bardzo duże, wybór niewłaściwej osoby stwarza ogromne wręcz problemy. Z kolei w systemie czysto partyjnym, parlamentarnym, też jest ryzyko, chociaż innego rodzaju. Łatwiej powstają układy, które całkowicie betonują scenę polityczną. Więc ja bym bronił regulacji mówiącej o równoważeniu różnych ośrodków.

A może należy pomyśleć o jeszcze innym rozwiązaniu – skoro każde państwo demokratyczne dąży do trójpodziału władzy, niech parlament ma dalej władzę ustawodawczą, premier i rząd wykonawczą, ale prezydent jako wybrany w wyborach powszechnych, mający duży mandat społeczny byłby zwierzchnikiem władzy sądowniczej, bez prawa weta, inicjatywy ustawodawczej, za to z prawem łaski, możliwością złożenia kasacji?

Mam tu mieszane uczucia. Dlatego, że wybór prezydenta nie może się odbyć inaczej niż według reguły politycznej. Obawiam się sytuacji, w której głowę państwa wybierają masowi, ale sezonowi wyborcy, kierujący się potrzebą chwili, emocją, nie większym przemyśleniem. Bałbym się układu, w którym tak wybrana osoba odpowiada za cały wymiar sprawiedliwości. Jestem zwolennikiem, układów, które są złożone, równoważone, nie sytuacji, w której wszystko zależy choćby od najuczciwszego i najwybitniejszego, ale pojedynczego człowieka.

W przypadku Leszka Millera mógł chyba być uraz do prezydentury, bo pamiętamy czas „szorstkiej przyjaźni” premiera Millera i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na początku stulecia. Pytanie, jaki urząd miałby prezydenta zastąpić – Rada Państwa była w PRL, dobrze się nie kojarzy. Monarchia też w Polsce raczej się nie przyjmie…

Mnie się wydaje, że monarchia jest czymś, co przeszło do historii i próba powracania do tej idei jest trochę niepoważna. Wydaje mi się, że w Konstytucji III RP system opracowaliśmy całkiem dobry. Upieram się przy tym ciągle, co nie znaczy, że nie mamy kłopotów, ale to już jest inna sprawa. Mnie jest bliska idea, w której Senat przekształciłby się w inną instytucję niż dotychczas. Zasiadaliby w nim reprezentanci kilku województw, a także wiryliści, to znaczy byli prezydenci, byli szefowie Trybunału Konstytucyjnego, może Sądu Najwyższego. I myślę sobie, że im należałoby powierzyć nie udział w procesie legislacyjnym, ale czuwanie nad instytucjami, które z założenia są polityczne, ale nie powinny być zawłaszczane przez pojedynczą partię polityczną (np. Krajowa Rada Radia i Telewizji, Rada Polityki Pieniężnej).


Oczywiście decyzje takiej izby byłyby polityczne, bo składałaby się ona z polityków, ale z różnych rozdań, wybranych w długim okresie. Nie uwikłanych w bieżące rozgrywki partyjne. Ludzie ci mogą pewne sympatie zachowywać. I nie ma sposobu, żeby ich tego pozbawić. Należy jednak rozróżnić między tym, co polityczne a tym, co partyjne. Żeby nie stawiać znaku równości między upolitycznieniem a upartyjnieniem. Bo to jednak nie jest to samo.

Pomysł likwidacji urzędu prezydenta pojawił się przy okazji sporu o ułaskawienie Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego przez prezydenta Andrzeja Dudę. Praprzyczyną tego sporu była interpretacja jego ułaskawienia z 2015 roku. I znów chodzi o zapisy Konstytucji, w której jest wyraźnie napisane, że ułaskawić nie można tylko osoby skazanej przez Trybunał Stanu. Może trzeba wreszcie doprecyzować przepisy o ułaskawieniu?

Wydaje mi się, że pisząc Konstytucję, wszyscy zakładali, że prawo łaski można stosować po wyczerpaniu drogi sądowej. Dlatego w artykule 139 to nie jest zaznaczone. Z perspektywy czasu patrzę na Konstytucję jako na dokument tyleż dobry, co wymagający pewnych korekt. Należy po prostu pewne rzeczy pozmieniać, natomiast nie należy tego robić rewolucyjnie, nie likwidować, ale modyfikować. Przy tak skrajnym upartyjnieniu i ostrym konflikcie przeprowadzenie poprawek jest niezwykle trudne.

Redakcja

 Źródło zdjęcia: Prezydent RP Andrzej Duda. Fot. PAP/Piotr Nowak

Czytaj dalej:



Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka