Rolnictwo na Ukrainie ma zupełnie inną strukturę niż w Polsce Fot. Pixabay
Rolnictwo na Ukrainie ma zupełnie inną strukturę niż w Polsce Fot. Pixabay

Oligarchia i raje podatkowe. Ekspert dla Salonu 24 o ukraińskim rolnictwie

Redakcja Redakcja Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 44
Jeden koncern rolny na Ukrainie ma ziemi tyle, ile dwa największe polskie powiaty łącznie. Te ogromne firmy często nie płacą podatków, działają w rajach podatkowych. Produkty rolne, które trafiają do Unii Europejskiej, czy do Polski, to są produkty dużych koncernów, a nie żadnych rolników – mówi Salonowi 24 dr Jan Matkowski, politolog i publicysta, ze Stowarzyszenia Dziennikarzy na Ukrainie.

Trwają protesty wokół sprowadzania produktów rolnych z Ukrainy. Tam jednak nie ma rolników takich jak w Polsce, mających kilka, czy nawet kilkadziesiąt hektarów, ale olbrzymie latyfundia, często z zagranicznym kapitałem. Jak to jest z tym ukraińskim rolnictwem?

Dr Jan Matkowski: To nie jest tak, że mniejszych gospodarstw i rolników na Ukrainie w ogóle nie ma, ale produkty, które są eksportowane do Unii Europejskiej, Polski są dostarczane przez olbrzymie koncerny. Przy czym te firmy są notowane na giełdzie w Warszawie, a siedziby wszystkich tych koncernów mają siedzibę albo w Unii Europejskiej, albo w Wielkiej Brytanii, albo w Stanach Zjednoczonych. Więc struktura rolnictwa na Ukrainie jest zupełnie inna. Nawet w polskiej prasie była jakiś czas temu analiza, że jeden taki koncern na Ukrainie ma tyle ziemi, co dwa największe powiaty w Polsce łącznie. I nawet jeśli są mali rolnicy, to oni nie eksportują swoich produktów. Musieliby sprzedać je do koncernu, bo wywóz produkcji rolniczej jest regulowany.
Wiąże się to również z tym, że dla tych, co wywożą, jest zwrot VAT-u. A więc te produkty rolne, które trafiają do Unii Europejskiej, czy do Polski, to są produkty dużych koncernów, a nie żadnych rolników. To, co trafia do Polski stanowi też niewielki procent tego, co jest eksportowane. Wrócił ruch towarów przez Morze Czarne, oprócz tego Ukraińcy wysyłają przez Dunaj, do portów morskich w Rumunii. Po zeszłorocznych protestach w Polsce, gdy na granicy byli przewoźnicy, eksport produkcji z Ukrainy został dość szybko przeorientowany na inne kierunki. To, co idzie przez Polskę, według doniesień medialnych, to produkty zaledwie dwóch oligarchów.



No dobrze, a czy możliwe jest, że w firmach tych jest kapitał rosyjski?

Niekoniecznie. Wiele biznesów, w których był udział rosyjski, znacjonalizowano. I to zarówno Ukraina znacjonalizowała koncerny z kapitałem rosyjskim, jak i Rosja znacjonalizowała aktywa ukraińskich oligarchów w Rosji. Dotyczy to, chociażby fabryki byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki, jak i hoteli Ihora Kołomojskiego na Krymie. Uniknął nacjonalizacji Strabag, w którym udziały miał Oleg Dieripaska, ale oni szybko zdążyli sprzedać aktywa. Więc ciężko powiedzieć, by w eksporcie zbóż i produktów rolnych doszukiwać się wpływów Rosjan.

Ukraina jako kraj zarabia jednak na podatkach, które odprowadzają koncerny eksportujące zboże?

Tyle że w zdecydowanej większości te koncerny podatków nie płacą. Wprawdzie ostatnio były w ukraińskim internecie informacje o tym, że niektóre z nich je odprowadzają, jednak to jest niewielki procent, trudno też określić, jaki jest realny stosunek tych podatków do obrotów. Zdecydowana większość tych koncernów płaci podatki w miejscu ich rejestracji. W Wielkiej Brytanii, Luksemburgu, często na Cyprze. Często też mają zarejestrowane firmy w rajach podatkowych. Jak wspomniałem, część tych koncernów ma aktywa zarejestrowane na giełdzie w Warszawie. Nie wiem, czy i jakie płacą podatki w Polsce. Znając jednak życie i sposoby unikania opodatkowania na Ukrainie, zupełnie bym się nie dziwił, gdyby się okazało, że nie płacą także nad Wisłą.

Redakcja

Czytaj dalej:


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka