fot. Pixabay
fot. Pixabay

Pisarka tratuje ulubioną książkę dzieci. Główny zarzut: są pełne rodziny i nie ma traum

Redakcja Redakcja Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 141
Znana polska pisarka Renata Lis postanowiła po latach zajrzeć do klasycznej lektury "Dzieci z Bullerbyn". Jako dorosła jest zszokowana tym, co Astrid Lindgren zamieściła w swojej książce. Według niej dyskryminuje dzieci z patchworkowych rodzin, pokazuje stereotypowe role płciowe. A to tylko początek...

 "Dzieci z Bullerbyn" - lektura szkolna

Zapewne każdy z nas pamięta z czasów dzieciństwa klasyczną lekturę "Dzieci z Bullerbyn" autorstwa szwedzkiej pisarki Astrid Lindgren. W książce dziewczynka o imieniu Lisa opowiada o przygodach swoich, rodzeństwa i innych dzieci z maleńkiej osady Bullerbyn w ciągu trzech kolejnych lat.

„Dzieci z Bullerbyn” są w Polsce od lat lekturą szkolną w klasach I-III. Większość z nas ma z książką jednoznacznie przyjemne wspomnienia – sielankowy klimat dzieciństwa w urokliwej wiosce gdzieś na północy Europy zapewne udzielał się niejednemu czytelnikowi. Śmialiśmy się z wyrywania zęba za pomocą sznurka czy śpiewania o "kawałku kiełbasy dobrze obsuszonej". Wiele osób mówi, że to ich ukochana książka z czasów, gdy byli dziećmi.

Według Beaty Lisowskiej, piszącej w 2018 roku w czasopiśmie „Pedagogika. Studia i Rozprawy”, pozycja ta jest wartościową lekturą dla dzieci, ze względu na rówieśniczych bohaterów umożliwiających młodym czytelnikom identyfikację z nimi, a także sposób narracji i poruszenie tematów bliskich dzieciom. To po prostu książka o dziecięcej przyjaźni.


Pisarka Renata Lis twierdzi, że "Dzieci z Bullerbyn" to zła książka

Jak się okazuje, ta niewinna opowieść to książka podszyta stereotypami i dyskryminacją! Tak przynajmniej twierdzi Renata Lis, znana polska pisarka. Gdy autorka takich pozycji, jak "W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu" czy "Moja ukochana i ja" zajrzała po latach do "Dzieci z Bullerbyn", znalazła tam szereg szkodliwych jej zdaniem idei.

Od miesiąca opowiada o tym w mediach, niedawno w wywiadzie dla TOK FM stwierdziła, że pierwszym z grzechów dzieła Astrid Lindgren ma być... brak obecności traum i zła w świecie przedstawionym.

– Ta książka kompletnie mnie nie zainteresowała, gdy byłam dzieckiem, a teraz poczułam, że ma coś za uszami i trzeba ją czytać bardziej krytycznie. W co drugim zdaniu w tej książce pojawiają się określenia "wesoło" albo "przyjemnie", nikt nie jest zły i nikogo nie krzywdzi. Nie dzieje się nic, co byłoby zalążkiem jakiejś traumy – wyliczała Lis.

Pisarka dodała, że dzieci z niepełnych rodzin mogłyby poczuć się dyskryminowane faktem, że każdy z książkowych bohaterów żyje w pełnej szczęśliwej rodzinie... - Dziecko z niepełnej rodziny, które będzie to czytać, może poczuć się tak, jakby ktoś negował jego istnienie. Powinno być więcej różnorodności w tym świecie - stwierdziła.

Chociaż Lis zauważyła też pewne pozytywne aspekty powieści, jak uczenie dzieci szacunku do natury i odpowiedzialności, model społeczeństwa ukazanego w "Dzieciach z Bullerbyn" nazywa "ideologią zaścianka, ocenną, hierarchizującą". W szczególności problematyczne jest dla niej ukazanie stereotypowych ról płciowych. – Układy pokazane w książce są stereotypowe, głównym napędem narracji jest konflikt między płciami. Jest to irytujące. Role wśród dorosłych bohaterów również są podzielone dość typowo – powiedziała Lis w TOK FM.


Astrid Lindgren i "syndrom Bullerbyn"

Astrid Lindgren już spotkała się z zarzutem, że obraz Szwecji w jej powieści jest stereotypowy, z wyłącznie pozytywnymi i idealistycznymi skojarzeniami: drewniane domy, zielone lasy, czyste jeziora, łosie, włosy blond, zadowoleni ludzie. Pojawił się nawet termin "syndrom Bullerbyn", czyli tęsknota za idyllą taką jak przestawiona w książce.

Lindgren sama wychowywała się w sielskiej atmosferze dużej rodziny, a zarazem w małej, wiejskiej społeczności, więc główna bohaterka Lisa miała wiele jej cech, a Bullerbyn to poniekąd kraina dzieciństwa autorki. Z drugiej strony w powojennej Szwecji przeważały pełne rodziny i zarzut Renaty Lis, że w książce powinno być "bardziej różnorodnie" jest absurdalny. Warto dodać, że inna z bohaterek Astrid Lindgren, Pippi Langstrumpf, jest półsierotą. Wychowuje się praktycznie sama, bo jej matka nie żyje, a ojciec marynarz wiecznie przebywa poza domem.

Wydane w Szwecji w 1947 roku "Dzieci z Bullerbyn" w Polsce ukazały się 10 lat później i były odtrutką na trudne powojenne czasy.

Salonik/ja


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj141 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (141)

Inne tematy w dziale Kultura