Kamil Durczok nie został tymczasowo aresztowany. Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Kamil Durczok nie został tymczasowo aresztowany. Fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Szokujące zeznania Durczoka. Wypił dwa piwa tuż przed jazdą BMW

Redakcja Redakcja Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 122

Tuż przed wyjazdem z Władysławowa Kamil Durczok spożył dwa piwa - wynika z relacji, jaką złożył prezenter. Była gwiazda TVN imprezowała cztery dni nad Bałtykiem i ruszyła w podróż do Katowic przez całą Polskę. Teraz Durczokowi grozi więzienie.

- Niewiele pamiętam. Wiem, że to koniec mojej kariery - przyznał podczas przesłuchania przed prokuratorem Kamil Durczok. Do treści wyjaśnień celebryty dotarł "Super Express". Były dziennikarz przyznał, że przed wyruszeniem w podróż pił bardzo dużo, a tuż przed wejściem do BMW zdążył jeszcze spożyć dwa piwa.

Podróż z 26 lipca omal nie skończyła się tragedią. Po pokonaniu 400 km, na autostradzie A1 Durczok wjechał w pachołek, który uderzył w samochód, jadący z naprzeciwka. W wydychanym powietrzu prezenter miał aż 2,6 promila alkoholu. Grozi mu nawet do 12 lat więzienia.

- To mój największy błąd, bardzo mi wstyd. Jestem świadomy końca kariery - wyjaśniał prokuratorom Durczok. - Szukałem rozluźnienia w alkoholu. Całe moje życie legło w gruzach. Moja psychika jest w rozsypce - dodał. Jak tłumaczył śledczym, jego sytuacja zaczęła się pogarszać od tekstów "Wprost" na temat molestowania seksualnego w TVN. Potem doszedł rozwód z żoną i problemy kardiologiczne. Durczok zażywa leki na serce.

- Czułem, że mogę prowadzić auto. Na trasie nic złego się nie działo. W mojej ocenie nie przekraczałem prędkości - ocenił swoje postępowanie na drodze były telewizyjny gwiazdor. - Piliśmy alkohol. Głównie piwo i wino, ale było też whisky - opowiadał o czterodniowych imprezach we Władysławowie. Przypomnijmy, że wraz z Durczokiem podróżowała 20-latka oraz pies. W BMW pękła szyba po wypadku i wybuchły dwie przednie poduszki.


Kamil Durczok spowodował groźny wypadek. Tłumaczył prokuratorom, że pił alkohol przez cztery dni.
Pijacki rajd Durczoka mógł skończyć się tragicznie. Fot. PAP


Jak to się stało, że - jak twierdzi sprawca groźnej kolizji - udało mu się pokonać tak długą trasę bez przeszkód, aż do okolic remontów drogowych na A1? Łukasz Bąk w "Dzienniku Gazecie Prawnej" stwierdził, że za wszystko odpowiada nowoczesna technologia w samochodzie Durczoka. BMW X6 M posiada doskonały komputer do jazdy, który potrafi dostosować prędkość do warunków na drodze, również przy użyciu tempomatu.

- Tak naprawdę nie musiał nawet patrzeć na drogę, bo obserwowały ją za niego kamery i radary. Miał tylko jedno zadanie - choćby nieprzytomnie - ale jednak trzymać ręce na kierownicy (żeby systemy czuły, że tam siedzi). W ten sposób auto nawet pokonywało łuki, nie przekraczając przy tym linii i nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Na autostradzie, gdzie nie ma skrzyżowań, ostrych zakrętów, a pasy na asfalcie są wyraźnie wymalowane, nie stanowi to dla nowoczesnej technologii żadnego problemu - napisał Bąk.

- W sumie tylko w dwóch miejscach dziennikarz mógł mieć problem - na bramkach na A1 - gdzie najpierw pobiera się bilecik, a potem płaci za przejazd. (...) Problemy zaczęły się na wysokości Piotrkowa Trybunalskiego, czyli w miejscu, gdzie autostrada w pełnym tego słowa znaczeniu się kończy. Drogowcy remontujący ten odcinek nastawiali pachołków, a radary i kamery "zgłupiały", bo zobaczyły przed sobą linie białe i żółte, malowane podwójnie etc. - analizuje szaleńczą podróż Durczoka publicysta "Dziennika Gazety Prawnej".


GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura