Bazyli1969 Bazyli1969
585
BLOG

Czy „przepraszam” i „dziękuję” to waluta w relacjach międzynarodowych?

Bazyli1969 Bazyli1969 Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

Uprzejmość tak mało kosztuje, a tak wiele można nią kupić.
Charles-Maurice de Talleyrand
image

8 czerwca 1946 r. Londyn i cała Wielka Brytania świętowały. Ulicami stolicy UK dla uczczenia pierwszej rocznicy zwycięstwa nad III Rzeszą, w obecności setek tysięcy gapiów, przemaszerowały tysiące wojskowych. W różnych mundurach, z różnych rodzajów sił zbrojnych, o odmiennych kolorach skóry. Kogo tam nie było?! Oprócz Brytyjczyków, Francuzi, Amerykanie, Etiopczycy, Grecy, Czesi, Jordańczycy, Hindusi, Burowie, Meksykanie, Brazylijczycy a nawet Nepalczycy i Luksemburczycy. Spośród brytyjskich aliantów zabrakło jedynie… Polaków. Tych Polaków, których ponad 200 tysięcy wspierało walkę Zachodu z hitlerowskimi zbrodniarzami. Podobno Londyn zaproponował pewnej grupie polskich lotników udział w defiladzie, lecz nasi podniebni wojownicy w akcie solidarności z polską piechotą, pancerniakami, marynarzami itd. pokazali angielskim decydentom środkowy palec.

W mroźnej styczniowej aurze roku 1920, gdy temperatura powietrza spadła do prawie -30 stopni Celsjusza, polscy żołnierze stoczyli zacięty bój z bolszewikami pod Dyneburgiem (łot. Daugavpils). Ponosząc duże straty odnieśli zwycięstwo i zmusili przeciwnika do opuszczenia Łatgalii, czyli jednej z prowincji Łotwy. Ziemia ta w odróżnieniu od pozostałych krain tego nadbałtyckiego kraju była zamieszkana w olbrzymiej większości przez katolików i w znacznym stopniu przez Polaków. Mimo tego władze polskie zdecydowały o przekazaniu zdobytych terytoriów odradzającej się Republice Łotewskiej (prócz kilku gmin, które w wyniku porozumienia miały przypaść Rzeczypospolitej). Gdy Wojsko Polskie późnym latem tego samego roku po zwycięskiej Bitwie Warszawskiej ponownie zbliżyły się do Dźwiny i chciało zainstalować posterunki w miejscowościach mających na podstawie układu zawartego kilka miesięcy wcześniej wejść w skład Rzeczpospolitej napotkało zainstalowane w nich jednostki łotewskie. Konflikt wisiał na włosku. Łotysze nie mieli zamiaru honorować podpisanych ustaleń.

Pod sam koniec II Wojny Światowej jednostki Brygady Świętokrzyskiej NSZ dotarły do miejscowości Holiszów. W wyniku krótkiego starcia Polacy wzięli  do niewoli kilkuset esesmanów. Co ważniejsze, w ostatniej chwili uratowali od śmierci prawie tysiąc kobiet zgrupowanych w niemieckim obozie, a także ok. 2000 robotników przymusowych, wśród których była całkiem spora grupa Czechów. Kilka tygodni później, godni następcy wojaka Szwejka, zajęli siłą znaczą część Śląska  (pacyfikując brutalnie miejscową ludność polską)  i szykowali się do wtargnięcia na obszar Kotliny Kłodzkiej. Stanowcze veto komunistów znad Wisły i pomruk Wielkiego Językoznawcy ostudziły zapędy „braci Czechów”…

To a propo’s  „dziękuję”.

Czeskie działania łamiące oficjalne ustalenia to jednak nie pierwszyzna. Podobnie wojska Pragi postąpiły w roku 1919, kiedy to kształtowały się granice państw powstających po upadku zaborczych imperiów. Wbrew porozumieniu dotyczącemu rozdziału ziem Śląska Cieszyńskiego, armia Czechosłowacji wykorzystując zaangażowanie WP na froncie wschodnim, w powstaniach śląskim i wielkopolskim, zmaganiach z Litwinami oraz Ukraińcami z ZURL, uderzyły na polskie formacje oraz polskie miejscowe milicje stacjonujące na Ziemi Cieszyńskiej. 26 stycznia 1919 r. po zaciętym boju w Stonawie, Czesi wzięli do niewoli kilkudziesięciu polskich żołnierzy. Mogli ich wysłać na tyły, internować lub wydać na zasadzie wymiany jeńców. Niestety, zamiast tego brutalnie zakłuli Polaków (w tym grupę rannych), a tych, którzy po masakrze dawali jeszcze oznaki życia dobili… kolbami. Nie inaczej postępowali w krytycznych okresach naszych dziejów Białorusini (obóz w Kołdyczewie i „Polenaktion” na obszarze Nowogródczyzny) mordując z zimną krwią kilkadziesiąt tysięcy naszych rodaków. Podobnie Litwini (symboliczny mord w Ponarach), Słowacy (uderzenie na Rzeczpospolitą ramię w ramię z III Rzeszą). O zbrodniach Niemców i Rosjan nie trzeba tu wspominać.

Tzw. Zachód wprawdzie nie przelewał bezpośrednio polskiej krwi, ale sojusz polsko-francuski i polsko-brytyjski, zawarte w przeddzień agresji niemieckiej na Polskę, okazały się wartymi tyle, co papier, na którym je sporządzono. Krótko mówiąc: oba kraje po prostu nas zdradziły.

To a propo’s „przepraszam”.

Wspominam o tym, bo w ciągu ostatnich dni mnóstwo oburzonych do szpiku kości nadwiślańskich statystów rwało i rwie szaty z powodu braku podziękowań i przeprosin ze strony Ukrainy. Co ciekawe, szczególną zapamiętałość w tym względzie wykazują m.in. osoby wskazujące onegdaj na reprezentantów „niemieckiej partii dla Polaków”, których wcale nie tak dawno kontentowało każde poklepanie po plecach, i każdy uśmiech „nadludzi zachodniego świata”, którzy uprzejme słowa uznawali za walutę umożliwiającą spacyfikowanie oczekiwań Słowian znad Wisły.

 Tak, to bardzo dolegliwa sprawa. „Dziękuję” i „przepraszam” to słowa o niezwykłej sile, miłe, dobre, potrzebne. Tu nie może być sporu. Byłoby zatem wskazanym, aby władze kijowskie zebrały się w sobie i nie bacząc na wewnętrzne uwarunkowania w odpowiednim momencie i w odpowiedniej oprawie oświadczyły: „Dziękujemy i za całe zło wyrządzone Polakom przepraszamy”. Niestety jak dotąd nie doczekaliśmy się tego. A takie zachowanie mogłoby wyprostować wiele krętych ścieżek. Jest jednak jak jest. Z mojej perspektywy brak empatii i zrozumienia wrażliwości naszego narodu, który tak dzielnie i rzetelnie wspomaga walcząca Ukrainę to zwyczajna głupota. Ale nie tylko, bo to coś więcej. To błąd! Choćby z tej przyczyny, że na nie zagojonych ranach i braku wdzięczności grać będą nieustannie wrogowie obu naszych narodów. Cóż…

Jak widać na wyżej przytoczonych przykładach w relacjach miedzy państwami i narodami próżno oczekiwać szczerych podziękowań i przeprosin. Zwykle, gdyż np. nasi reprezentanci (Episkopat Polski) potrafili ponad pół wieku temu oświadczyć: „Udzielamy przebaczenia i prosimy o przebaczenie”.  To naprawdę ewenement w skali globu. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że uczciwe podejście do uzyskanej pomocy i własnych błędów przez wielkie wspólnoty jest najczęściej mieszanką ściemy i brnięciem „na Niemca”, czyli „o so chozi?”. Czy da się to zmienić? Bardzo wątpię. W końcu moralność w polityce, o którą apelował śp. Prof. F. Koneczny, to swoistego rodzaju  święty Graal. Trzeba zatem przyjąć, że raczej go nie znajdziemy.

W takim razie warto zastanowić się nad tym: co w relacjach międzypaństwowych może być substytutem przeprosin i podziękowań. Moim zdaniem (choć to odrażająco brutalne) – korzyści. Jeśli zatem nie da się wyegzekwować od walczących Ukraińców (których nie musimy nazywać braćmi, ale np. partnerami)  uderzenia się w piersi i szczerego podziękowania za okazaną pomoc,  winniśmy jako państwo ze wszystkich sił dążyć do takiego ułożenia relacji, które już po zakończeniu wojny z Chanatem Moskiewskim będzie można uznać za korzystne dla Rzeczpospolitej i Polaków. Czy nasze organy państwowe są w stanie przygotować i skutecznie doprowadzić do takiego finału? Ja tego nie wiem. Natomiast bardzo chciałbym, aby tak się stało. A wszystkim tym, którzy starają się niecnie wykorzystywać zaistniałą sytuację mogę powiedzieć tylko jedno: pies wam mordę lizał!


PS I nawet miłość to barter...



------------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka