Ojczyzna to Wielki Zbiorowy Obowiązek
Cyprian Kamil Norwid

Tym razem nie mogłem być na Marszu. Odwiedziłem za to kilka ważnych miejsc w moim mieście. Zapaliłem znicze, pomodliłem się za dusze bohaterów, wspomniałem tych co już odeszli. Wracając pomyślałem, że trzeba coś skrobnąć z okazji. Jednak nie tak jak niegdyś. O powstaniach, walce, odwadze, kulach, krwi i łzach, ale trochę inaczej.
Wielu mądrych ludzi wtłacza nam do głów, iż podstawą dla państw i narodów w rywalizacji światowej jest gospodarka. Trudno się z tym nie zgodzić, ale na zdrowy rozum nie jest to jedyny faktor stanowiący o znaczeniu danego kraju. Przecież doświadczenie dowodzi, że równie istotnymi czynnikami są np.: organizacja wspólnoty, siła militarna oraz warunki geograficzne. Warto o tym pamiętać. O jeszcze jednym warunku wspomnę na końcu. Ale ok.
W związku z powyższym postanowiłem dokonać krótkiego rozpoznania naszej pozycji ekonomicznej na tle Europy. Pominąłem czasy zamierzchłe, o których nie pamiętają nawet najstarsi górale (w drugiej połowie XVI i pierwszej XVII wieku Rzeczpospolita zajmowała czołowe miejsca w rankingu) i skupiłem się na minionym stuleciu. Okazuje się, że w przededniu II Wojny Światowej mieszkańcy Polski (biorąc pod uwagę średnią) przynależeli do grupy biedniejszych krajów naszego kontynentu. Bili nas na głowę nie tylko Brytyjczycy, Holendrzy, Duńczycy czy Francuzi, lecz również Czesi i Węgrzy. Dosłownie na głowę, gdyż nominalnie „Czechosłowacy” byli od przeciętnego obywatela RP bogatsi ponad dwukrotnie, a Niemcy prawie trzy i pół krotnie. Brak dokładnych danych nie pozwala na satysfakcjonujące wgryzienie się w problem, ale dla zobrazowania różnic wystarczy wspomnieć, że gospodarka III Rzeszy, przy różnicy populacji w relacji 2;1) była nieco ponad sześciokrotnie większa od polskiej, sowiecka podobnie, a czechosłowacka generowała 2/3 polskiego PKB, przy ponad dwukrotnie mniejszej liczbie ludności. To jednak nie wszystko… Potem było tylko gorzej.
W roku pierwszych, częściowo wolnych wyborów w PRL, tj. 36 lat temu, naprawdę szorowaliśmy o dno. Pod względem wartości wytworzonych dóbr i usług wyprodukowanych (per capita) pod zarządem kliki spod znaku PZPR ustępowaliśmy całemu Zachodowi, jak również takim (z całym szacunkiem) gospodarczym potęgom jak Bułgaria, Rumunia czy ZSRR. Wartość naszej gospodarki była ówcześnie ponad 20 razy mniejsza od zachodnioniemieckiej. Gdyby jeszcze dodać NRD… W każdym razie znaleźliśmy się na samym dnie piekła. No ale Polak potrafi. Bez jakichś genialnych zmian w ciągu nieco ponad trzech dekadach stanęliśmy na własnych nogach. Rzecz jasna nie do końca umięśnionych jak u sztangisty, ale już dość krzepkich.

Według dostępnych danych nasza gospodarka zbliży się w tym roku do magicznej wielkości 1 biliona USD. A dokładniej osiągnie rozmiar od 970 do 1 020 miliarda USD, co uzależnione jest od kursu dolara. To nominalnie. Według Parytetu Siły Nabywczej (PPP) przeskoczymy wyżej i zbliżymy się w okolice 2 bilionów USD, co da nam wynik ok. 54 000 USD na głowę. To dużo. Oczywiście nie będziemy mogli się jeszcze równać z Luksemburgiem czy Szwajcarią, lecz zostawimy za plecami Portugalię, Chorwację, Węgry i Grecję, a nasz oddech poczują na karkach Hiszpanie i… Japończycy. Tak, tak. Co ważne w relacji z RFN dobijemy do ok. 65% ich zdolności zakupowych. Nieźle. Naprawdę nieźle! Czy zatem możemy się cieszyć i ze spokojem spoglądać w przyszłość? Według mnie niekoniecznie.
Zdaniem renomowanych think tanków oraz wysoko wyspecjalizowanych agend (jak np. CIA czy Bank Światowy) mamy przed sobą kilka lat rozwoju istotnie bardziej dynamicznego niż większość państw Europy. Gdzieś tak pomiędzy 2 a 3% rocznie. Wszak jedziemy na oparach z lat poprzednich. A potem? Tu trzeba wspomnieć o jeszcze jednym warunku, który z całym przekonaniem trzeba określić jako sine qua non. Chodzi o sprawną, uczciwą, pomysłową, innowacyjną i związaną z interesami miejscowej ludności władzę. Oczywiście o tego rodzaju rządach można tylko pomarzyć, ponieważ nie żyjemy w świecie idealnym, ale wypełnienie wspomnianych oczekiwań w stopniu chociażby minimalnym zdarza się w przyrodzie. Spójrzmy na Irlandię, Szwecję a nawet Szwajcarię. Kraje te jeszcze stosunkowo niedawno stały w kolejce po szczęście. Nie przez przypadek emigrowały z nich setki tysięcy i miliony mieszkańców. Jednak dziś są to państwa i społeczeństwa zamożne, bo miały farta do władz. Podobnie swój sukces zawdzięczają Niemcy działaniom rządów, które w okresie 1871-1914 postawiły na dynamiczny i rzadko spotykany w dziejach rozwój. A my? Nie możemy naszych ambicji ograniczać do funkcjonowania w ramach sławetnej „pułapki średniego rozwoju”. Nasze ambicje winny być śmiałe. Nie 2 czy 3, ale 5 lub 6% wzrostu rocznie. Po to potrzebujemy elektrowni atomowych, CPK, odrodzenia wodnych szlaków handlowych, nowych portów, poluzowania regulacji prawnych.
Tak sobie myślę, że wprawdzie nie jesteśmy jakąś wyjątkową nacją. Bóg lub jak kto woli – Los, nie obdarzyli nas gigantycznymi złożami ropy, diamentów i gazu. Nasz kraj nie leży gdzieś na spokojnym uboczu. Jednak… Jednak nie raz i nie dwa udowadnialiśmy, że potrafimy się podnosić, tworzyć rzeczy nowe i lepsze od starych, jesteśmy pomysłowi, umiemy konkurować i nie boimy się wyzwań. Problem w tym, że aby rozwijać się dynamicznie i mądrze, a poprzez to wzmacniać jeden z najważniejszych filarów pomyślności dla naszego narodu i państwa, potrzebujemy odpowiedniej władzy. Odpowiedniej, czyli już nawet nie takiej, która nie chce, nie może czy nie potrafi pomagać, lecz takiej, która po prostu nie będzie… przeszkadzać. Niestety tak nie jest. Zastopowanie zdecydowanej większość pożądanych prorozwojowych inwestycji jest najlepszym tego dowodem. Dodajmy do tego nieumiejętne gospodarowanie wspólnym groszem, demolka wymiaru sprawiedliwości, wynoszenie na ołtarze osobo-postaci zasługujących co najwyżej na gablotę w muzeum hańby i osobliwości, propagowanie zachowań atawistycznych, zielony amok i uniżoność wobec potencji zewnętrznych źle wróży. Czy w takim razie pozostaje nam opuścić ręce i zamknąć się w wieży spraw intymnych? Raczej nie. Wprawdzie wolę twardo stąpać po ziemi, lecz niekiedy nieprzemijające prawdy potrafią uchwycić ludzie z duszami wrażliwymi i podzielić się nimi z ogółem. Warto uśpić na chwilę umysł i otworzyć serce. Dlatego dla poprawy samopoczucia za chwilę włączę „Budkę suflera” i jej dawny przebój. W nim znajdę to, co w takim dniu pozwoli mi się uśmiechnąć… „A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój…”
Pan Prezydent w swoim przemówieniu powiedział: „Polska jeszcze będzie wielka”. Amen!
PS @gini, rozmarzyłem się…

----------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Rozmaitości