Wojtek Wojtek
72
BLOG

Andrzej Liczmonik, Z życia i marzeń wzięte, 2018

Wojtek Wojtek Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Dzisiaj zostanie opublikowany kolejny, krótki minifelieton Andrzeja Liczmonika z jego najnowszej książki, która wyszła z drukarni we wrześniu 2018.

Kolejna książka nosi tytuł "Z życia i marzeń wzięte".

Akurat mamy początek jesieni, pierwsze spadające z drzew liście i jednocześnie nadzieja na trwalszy związek z kimś niedawno poznanym, który przerodzi się w przepiękne uczucie, które trwać już będzie wiecznie...


Miłość i liście*


 Znali na pamięć wszystkie alejki tego parku. Przychodzili tu niemal codziennie.

Zawsze razem, przytuleni do siebie, wpatrzeni w swoje twarze. Ten park był niemym świadkiem ich miłości. Spacerowali po nim niezależnie od pory roku.

Na wiosnę, gdy wszystko budziło się do życia, a na drzewach, spomiędzy mnóstwa różnobarwnych kwiatów, nieśmiało wyzierały drobne, młode listki o świeżym, jasnym kolorze nadziei. Można się było wpatrywać w nie godzinami.

Dokoła wszystko pachniało, a oni młodzi, pełni zapału i wzniosłych planów, wkraczali radośnie w nowe życie, trzymając się mocno za ręce i gorąco zapewniając, że ten uścisk nigdy nie osłabnie.

Wsłuchiwali się w delikatny szelest tych ledwo rozwiniętych listków i snuli swoje piękne marzenia.

Latem, kiedy słoneczny skwar odbierał siły do zmagań z codziennym trudami, szukali schronienia w cieniu dużych, rozłożystych klonów i platanów. Gałęzie tych drzew pokryte dużymi, ciemnozielonymi liśćmi szumiały nad ich głowami, dodając otuchy w chwilach, w których ich miłość przestawała się jawić jako coś oczywistego. Trzeba było ją troskliwie pielęgnować, nawet o nią walczyć.

Dojrzała ciemna zieleń odcinająca się wyraźnie od błękitu nieba koiła wtedy wzrok, uspokajała serca, łagodziła ból i powstrzymywała od zadawania nowych ran.

Przychodzili tu jesienią, gdy szykujące się do opadnięcia na ziemię liście zmieniały park w prawdziwą paletę barw piękniejszą niż w pracowni najlepszego malarza. Niektóre pozostawały jeszcze zielone, jakby ze wszystkich sił starały się bronić przed nieuchronnymi wyrokami natury, inne przybierały różne odcienie żółci, oranżu, czerwieni i brązu.

Te, które poddały się najwcześniej, zalegały na alejkach, tworząc aksamitny, szeleszczący pod nogami dywan, po którym stąpało się miękko i ostrożnie.

Trzymali się za ręce, patrzyli na siebie i uśmiechali się.

Letnie burze mieli już za sobą.

Teraz, gdy sił ubywało z każdym dniem, potrzebowali siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Czułym spojrzeniem, słowem, dotykiem dłoni osładzali sobie czas bezlitośnie przypominający o przemijaniu.

Gdy nadeszła zima, starsza kobieta przyszła do parku sama.

Zwiędłe liście zmieszane z pośniegowym błotem czerniały na obrzeżach alejek.

Szła powoli, podpierając się laską.

Zmęczona usiadła pod platanem, pod którym niegdyś razem studzili swoje rozgrzane serca w czasie letnich upałów. Teraz w jego nagich gałęziach rozlegało się tylko ponure krakanie gawronów.

Z ciemnobrązowej torebki wyciągnęła białą świecę w szklanej oprawie, postawiła obok siebie, tam, gdzie dawniej usiadłby jej ukochany i zapaliła.

Uschnięty liść, który jakimś cudem utrzymał się do tej pory na gałęzi, zdmuchnięty przez wiatr sfrunął na ławkę, otarł się o świecę i zajął od jej płomienia.

Przez chwilę płonął jasnym blaskiem, aż zmieniony w czarny popiół rozwiał się na wszystkie strony i zniknął bez śladu.

Czy był on podobny do uczucia, które łączyło tych dwoje parkowych spacerowiczów?

Z pewnością nie.

Miłość płonie, ale nigdy nie zmienia się w popiół.



image


*)    Andrzej Liczmonik, Z życia i marzeń wzięte,  2018, fragment książki za zgodą i na prośbę Autora.


Inne artykuły Andrzeja Liczmonika:

https://www.salon24.pl/u/dobrezycie/893864,andrzej-liczmonik-utwory-wybrane


Istnieje możliwość nabycia książek A. Liczmonika, zamówienia: studioinspiracje(at)interia.pl



Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura