Część ekspozycji w Europejskim Centrum Solidarności, fot. K.Mączkowski
Część ekspozycji w Europejskim Centrum Solidarności, fot. K.Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
156
BLOG

Okrągły Stół to też dziedzictwo "Solidarności"

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Wydaje się, że Okrągły Stół to zupełnie zapomniany fragment naszej najnowszej historii. Nie wiem w ilu materiałach medialnych pojawiły się w piątek 5 kwietnia informacje o 30. rocznicy zakończenia obrad Okrągłego Stołu w 1989 r., ale i tak było tego za mało. Ktoś, kto pamięta tamte emocje i nadzieje, niekiedy ze łzami w oczach, wie o czym piszę. Tymczasem – obok Sierpnia’80 i 4 czerwca 1989 – właśnie Okrągły Stół okazał się skutecznym narzędziem w solidarnościowych rękach, które rozbroiły PRLowski komunizm.

Oczywiście jest tak, że czym silniejszy jest żywioł prawicowy w Polsce, tym mniejsze uznanie dla tego, co wydarzyło się wówczas w Polsce. O tyle to dziwne, o ile stronnikami negocjacji przy Okrągłym Stole byli bracia Kaczyńscy, patroni i przywódcy dzisiejszego obozu prawicy.

Trudno traktować inaczej niż szalone dywagacje, że rozprawienie się z komunizmem w formule à la Rumunia – krwawe i nieobliczalne – byłoby lepsze, niż Okrągły Stół. Ani to oczyszczające, co widać po dzisiejszej Rumunii, ani dla społeczeństwa zdrowe, co pokazuje stan permanentnej „wojny plemiennej” po 10 kwietnia 2010 r. Piszę o tym na samym początku, bo nie chce mi się dyskutować ze stronnikami takiej opcji.

Oczywiście, zwycięska „Solidarność” popełniła kilka błędów (głównie brak decyzji o przewróceniu Okrągłego Stołu, czyli odrzuceniu kompromisu po rozwiązaniu PZPR, jednej ze stron porozumienia i przyspieszenia politycznego), ale – moim zdaniem – nie zmienia to faktu, że Okrągły Stół jest jednym z najważniejszych momentów w polskiej historii najnowszej.

Rok 1989 „rozpoczął się rok wcześniej” – oto fala kwietniowych i potem sierpniowych strajków z 1988 r. z głównym, niekiedy jedynym, postulatem legalizacji NSZZ „Solidarność” uświadomiła wszystkim, że komuna jest jednak słaba i – mimo wielu niepowodzeń tych strajków – nie panuje nad żywiołami społecznymi; że Lech Wałęsa to żadna „prywatna osoba”, a człowiek z wielkim (nadal) autorytetem; że „Solidarność”, choć rozbita i wdeptana żołnierskimi butami w glebę i bita ZOMOwskimi pałami, nadal podnosi głowę i krzyczy; że nie ma „byłej Solidarności”, a Związek nadal żyje w świadomości coraz to nowszych pokoleń (w 1988 r. strajkowała robotnicza młodzież, kolejne pokolenia, wspierane przez „starszyznę” Związku).

Ale z drugiej strony kierownictwo „Solidarności” dostrzegło, że nie stoi za nim 10 milionów, że Związek nie jest tak silny, jak w 1981 r., że gwałtowne i mocne strajki nie są tak silne, jakby się spodziewano. Wiedzieli że, mimo sowieckiej odwilży zwanej „pierestrojką”, ZSRR nadal trzyma się mocno, a na terenie Polski stacjonuje kilkaset tysięcy sowieckiego wojska, które głęboko gdzieś ma polskie problemy, ustalenia i zareaguje, gdy padnie rozkaz z Moskwy. Dodatkowo do „bratniego wsparcia” szykują się komuniści DDRowscy, którzy chcieli zdusić rodzącą się na nowo wrogą dla stabilności czerwonych Niemiec „Solidarność”.

Nie  było łatwo. Przywódcy „S” nie mieli tych informacji, które mamy dziś. Działali w warunkach niewiedzy i niedokładnego rozeznania sytuacji, a także pod presją strasznie niebezpiecznego ryzyka „wejścia obcych” i krwawej jatki, do której parły zapewne niektóre struktury PZPR.

Podczas Okrągłego Stołu zadecydowano o zrębach nowoczesnego państwa: wolnego i samorządnego, ale w wielu wymiarach postkomunistyczego, z jego wszystkimi wadami i zaletami. Nikt, poza wybitnymi jednostkami, nie uświadamiał sobie, czym ma być wolna Polska, o uczestnictwie w NATO i UE w ogóle nie wspomnę! Zadecydowano o bolesnej dla PZPR i przede wszystkim OPZZ relegalizacji „Solidarności”, o częściowo wolnych wyborach do Sejmu, o odbudowie Senatu i wolnych doń wyborach w stu procentach, o wolnościach gospodarczych, politycznych, związkowych, o polityce oświatowej, o odrodzonym samorządzie, o nowej administracji publicznej, o ochronie dziedzictwa kulturowego, a nawet o polityce ekologicznej państwa (!).

Dzięki temu wszystkiemu – w wersji finalnej – rozpadł się cały blok sowiecki. Polska była pierwsza. Na to złożyły się oczywiście Poznański Czerwiec’ 56, rewolty z 1968, 1970, 1976, Sierpień’ 80, pokojowy Nobel dla Wałęsy w 1983 r., niestety tragiczna śmierć księdza Jerzego Popiełuszki w 1984 r., strajki 1988 r., Okrągły Stół właśnie, wybory 4 czerwca 1989, stworzenie pierwszego solidarnościowego rządu pod wodzą Tadeusza Mazowieckiego. Dzięki nam „puściły” Rumunia, Bułgaria, Czechosłowacja, kraje nadbałtyckie, NRD – dzięki nam padł Mur Berliński i doszło do zjednoczenia Niemiec. Dzięki „Solidarności” i Polsce Europa Środkowa odzyskała wolność!

Na to powołują się wszyscy uczestnicy współczesnej polskiej polityki, ale niektórzy nie chcą widzieć w tym zasługi „S”, Lecha Wałęsy, Okrągłego Stołu i wyborów czerwcowych. Słyszymy niekiedy, że przy Stole agencji dogadali się z agentami, że „tak naprawdę” wtedy został zakonserwowany neokomunizm i tym podobne bzdury. Dość wspomnieć przywołany przeze mnie na początku udział w „negocjacjach zdrady w Magdalence” braci Kaczyńskich.

Powiem coś, co uchodzi niekiedy za bluźnierstwo – Okrągły Stół i wybory 4 czerwca 1989 r. to część dziedzictwa „Solidarności”! Skoro jest tak – jak mówi obecne kierownictwo Związku (mojego Związku!) – i słusznie – że „S” z 1980 jest tą samą „S” z 2019 r., to warto im uzmysłowić, że „S” z 1988 i 1989, ta siadająca do Okrągłego Stołu, jest także tą samą „S”!

Obecne kierownictwo Związku zbyt szybko – kompletnie bez sensu, jakby bojąc się (kogo?) – wycofuje się z przyznania (nawet wobec siebie), że rok 1989 to przede wszystkim zasługa „Solidarności”. Nie mam złudzeń, że obecnemu szefostwu Związku trudno pogodzić się z uznaniem rangi 1988 r. i 1989 r., bo to oznaczałoby uznanie wielkości Lecha Wałęsy, bezsensownie dziś krytykowanego za czasy „S” (za ocenę jego prezydentury się teraz nie biorę); musiałoby przyznać, że Związek od początku wybrał, jako dobre rozwiązanie, drogę pokojowych rozmów z odsądzanymi dziś od czci i wiary rządami PRL – nie tylko na przełomie 1988/1989, ale i w 1980 i 1981 roku!

Oczywiście, rzeczywistość przełomu 1988/1989 nie jest czarno-biała, każde polityczne wybory można dziś oceniać bardzo różnie, ale kategoriami z tamtych lat! Największym błędem współczesnych krytyków i polityków jest nadawanie współczesnych kalek pojęciowych tamtym wyborom, znaczeniom i poglądom.

To prowadzi do totalnego zamieszania pojęciowego. To w efekcie prowadzi na manowce. Wszystkich, którzy chcą umniejszyć rolę „Solidarności” na jakimkolwiek etapie jej aktywności.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura