Jeźdźcy Apokalipsy

Jak potomkowie całkiem niedawnych imigrantów z Europy i całego świata pouczają nas w kwestii imigrantów i przestrzegają przed "wymazaniem cywilizacyjnym" z tym związanym:
Donald Trump, a właściwie Drumpf, 47 prezydent USA

Wszyscy dziadkowie Donalda Trumpa pochodzą z Europy[7][8]. Ma korzenie niemieckie i szkockie[9][a]. W 1885 jego dziadek Friedrich Drumpf – mając 16 lat – wyemigrował z położonej w południowo-zachodnich Niemczech wsi Kallstadt do Stanów Zjednoczonych. W podaniu do władz migracyjnych USA zapisał swoje nazwisko w postaci Trumpf (w późniejszych latach zaczął używać angielskiej formy Trump oraz zmienił imię na Frederick)[7][11]
https://pl.wikipedia.org/wiki/Donald_Trump
J.D.Vance, wiceprezydent USA

Urodził się 2 sierpnia 1984 roku w Middletown w stanie Ohio jako James Donald Bowman, syn Donalda Bowmana i Beverly z domu Vance[1][2]. Jego rodzice byli pochodzenia irlandzkiego, należeli do klasy robotniczej, mieli wykształcenie średnie[3].
https://pl.wikipedia.org/wiki/J.D._Vance
Marco Rubio, 72 Sekretarz Stanu USA

Marco Rubio urodził się 28 maja 1971 roku w Miami na Florydzie jako jedno z czwórki dzieci kubańskich imigrantów, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych w 1956 roku[1].
https://pl.wikipedia.org/wiki/Marco_Rubio
W związku z tym kilka liczb na początek:
w Europie żyje 750 mln ludzi, z których wciąż prawie 80 proc. to wyznawcy różnych odmian chrześcijaństwa, z czego znowuż 80 proc. stanowią katolicy i prawosławni, reszta to głównie członkowie rożnych protestankich kościołów. Tak więc ok. 650 mln mieszkańców Europy to chrześcijanie.
Wyznawców islamu w Europie istotnie przybyło przez ostatnie dziesięciolecia głównie w wyniku napływu poszukujących lepszego życia przybyszów z południa i ze wschodu, i jest ich aktualnie ok. 55 mln. Na 650 mln chrześcijan. Jeśli to nadal niektórym wydaje się wciąż dużo, to muszą oni wiedzieć, że połowa z nich, czyli 25 mln żyje... w europejskiej części Rosji, a 11 mln w europejskiej części Turcji. Pozostali głównie na Bałkanach. Tak więc poza Rosją i Turcją w Europie na ponad pół miliarda chrześcijan żyje gdzieś tak 20 mln muzułmanów. I to oni mają zdominować i wymazać te pół miliarda, i to w przeciągu dwóch dekad?
Jeśli chodzi o samą Unię Europejską: na 450 mln jej mieszkańców niecałe 45 mln to obcokrajowcy, z czego 15 mln emigracja wewnętrzna, czyli obywatele UE mieszkający poza swoimi krajami, np. Polacy w Niemczech itp. Średnio 3,1 proc. osób mieszkających w danym państwie UE pochodzi z innego państwa UE, a 6,4 proc. ma obywatelstwo państwa spoza UE. Pod tym względem państwa UE są jednymi z najbardziej jednorodnych etnicznie i narodowościowo państw świata, w przeciwieństwie do np. Stanów Zjednoczonych. Znacznie większe zróżnicowanie było u nas przed etniczną czystką jaka się dokonała tuż przed i w czasie IIWŚ na skutek rasistowskiej, ludobójczej polityki nazistów i faszystów, i to jest jedyne wymazanie jakie nam co najwyżej grozi.
Jeśli chodzi o przyszłość, eksperci szacują, że liczba ludności UE będzie stale rosła do 2026 r., po czym do 2100 r. powróci do 420 mln osób. To raczej nie jest powód do bicia na alarm. W przypadku muzułmanów, raporty sugerują, że do 2050 roku odsetek muzułmanów w Europie może wzrosnąć z ok. 5 proc. do 8/10 w zależności od scenariuszy migracyjnych. I to te 10 proc. ma wymazać pozostałe 90?
Być może pisząc o nas, o Europie, autorzy tego dokumentu, o którym będzie mowa poniżej, tak naprawdę myśleli o sobie? Byłoby to jak najbardziej psychologicznie uzasadnione. Sami będąc potomkami stosunkowo niedawnych imigrantów nam zarzucają zbyt otwartą politykę wobec nich. Poza tym, kto stworzył Stany Zjednoczone? My, Europejczycy. Trochę więc szacunku, głąby. Jak pisał już Norwid: Amerykanie któż są?... Europejczycy! Oczywiście z wyjątkiem rdzennych mieszkańców, których tam zostało niewiele w wyniku czystki jakiej im urządzili nowi przybysze i potomków sprowadzonych tam przez nich niewolników głównie z kontynentu afrykańskiego oraz rzecz jasna imigrantów z poza Europy, w tym głównie Chin, Indii i południowej Ameryki. O Polakach już nie wspominam.
To nie Apokalipsa, to farsa
Ogłoszona przedwczoraj przez trumpistów (celowo piszę przez trumpistów, nie przez USA) rzekoma Nowa Strategia Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych to, glównie dzięki zawartej w niej niedorzecznej krytyce Europy i jej polityki, miód na uszy Władimira Putina. To jednak nie Apokalipsa, chociaż wzbudziła ona wręcz apokaliptyczne komentarze głównie w europejskiej prasie, a farsa będąca listą życzeń jej autorów, bo do wcielenia jej w życie tak daleko jak z Waszyngtonu do Moskwy, nie mówiąc już o Pekinie.
Jej autorzy nie wypowiadają się w imieniu Kongresu USA, ani nawet większości Republikanów, o Demokratach już nie wspominając. To w zasadzie wewnętrzny dokument Białego Domu. Przykładanie do niego zbytniej wagi jako jakiejś rzeczywistej zmianie strategi geopolitycznej USA jest na wyrost, bo żeby ją wcielić w życie Donald Trump musiałby po pierwsze mieć jeszcze ze dwie kadencje oprócz aktualnej, albo jeszcze dwukrotnie osadzić w Białym Domu kogoś realizującego jego wizję. Po drugie, musiałby najpierw zrealizować chociaż jedną ze swoich wyborczych obietnic, z których wcale nie najważniejszą była ta mówiąca o doprowadzeniu do rozejmu na Ukrainie w 24h.
Poparcie dla polityki Trumpa i ocena stanu amerykańskiej gospodarki wśród Amerykanów spada na łeb na szyję i jest niższa, niż za końcówki kadencji Joe Bidena. Niezadowolenie z polityki Trumpa w USA rośnie, a za niedługo wybory do Kongresu, w którym republikańska większość i tak już wisi na włosku. Rosja putinowska nie będzie realizować tej oderwanej od rzeczywistości i nie liczącej się z żadnymi faktami polityki Trumpa i nie odstąpi od dalszych podbojów terytorialnych na Ukrainie oraz coraz śmielszych hybrydowych ataków na sąsiadujące z nią kraje NATO.
To wszystko już wkrótce zdyskredytuje do końca trumpowską wizję świata, którą czeka już niedługo spektakularne bankructwo. Dlatego kategorycznie sprzeciwiam się określaniu jej mianem jakiejś rzeczywistej zmiany w polityce USA, bo do tego jeszcze daleko. USA to nie Rosja i tam jeszcze o wszystkim nie decyduje z dnia na dzień wąskie grono współpracowników dyktatora wraz z nim, ale Kongres i przede wszystkim Naród. Coś co do Trumpa nie chce dotrzeć i coś co nie istnieje w Rosji.
Europa w wojnie konwencjonalnej z Rosją sobie poradzi bez większych problemów o ile jest zjednoczona. Rosja to wie i dlatego wspiera prawicowych nacjonalistów europejskich, którzy stawiają na narodowe egoizmy i rozbicie europejskiej jedności i struktur. Trump chce odciążyć USA wymuszając na nas inwestycje w samoobronę. Europejczycy uwierzyli, że nie grozi im już żaden konflikt, bo na bramce stał pro bono, w imię zasad, amerykański bodyguard, którego nikt nie odważy się zaatakować, a nawet jeśli to polegnie zanim zdąży kiwnąć palcem. Sam bodyguard zdawał się ich do tej pory w tym utwierdzać od polityki poprzez wytwory swojej kultury masowej na czele z mitem Supermana stawającego zawsze w obronie słabszych. Ale nawet Superman ma wbrew pozorom ograniczone moce. Zdaje się więc, że ktoś taki jak Trump musiał w końcu nadejść, bo tak dalej być nie mogło. Czy Europa jest jednak zdolna udźwignąć ciężar swojego bezpieczeństwa? Czy też może prędzej rozpadnie się znowu na dbające tylko o swoje interesy wrogie sobie państewka? Jak to się w przeszości kończyło nie trzeba nikomu chyba przypominać. Rozbicie jedności Europy leży w interesie Rosji, która z tego powodu wspiera prawicowe ugrupowania z ich nacjonalistycznym programem.
Stąd to uderzanie prawicowych liderów w Unię Europejską pod pozorem obrony suwerenności (czyją suwerenność może ograniczać dbanie o respektowania prawa i wolności innych... chyba tylko pragnących je łamać), której to ta ma niejako zagrażać, bo wymaga respektowania pewnych wspólnych wartości i pilnuje, żeby poszczególni jej członkowie od nich nie odstępowali. W przeciwnym razie przestaje istnieć jako wspólnota, bo interesy można prowadzić i bez tego, ale wówczas będą musiały wrócić dawne ograniczenia spowodowane brakiem wspólnych regulacji w gospodarce i handlu. Nie będzie już wspólnej polityki gospodarczej i dążenia do wyrównywania poziomów. Zamiast tego powrót do walki o dominację i zasoby. A to prosta droga do konfliktów. Tak podzielona Europa nie ma szans w starciu z takimi gigantami gospodarczymi jak Chiny i obronić się przed zagrożeniem militarnym płynącymi z takich państw jak Rosja, które nie zamierzają ograniczać się do rywalizacji gospodarczej. W tak podzielonej Europie Polska znowu ląduje między młotem a kowadłem i tylko kwestią czasu będzie kiedy ten młot opadnie. USA już nas wówczas nie obronią, bo w starciu z dwoma mocarstwami nuklearnymi ledwo będą w stanie obronić same siebie, o ile. To dlatego Trump przerzuca teraz główną odpowiedzialność za obronę konwencjonalną Europy na nią samą. To akurat nie jest złe i w końcu musiało nastąpić. To jeszcze nie jest dla nas niebezpieczne, wręcz przeciwnie.
Plan czy zwykłe dyletanctwo?
W tej klarownej geopolitycznej układance jednak coś nie pasuje. To zbyt uległy i lekceważący płynące z niej zagrożenie stosunek Trumpa do Rosji i samego Putina. Czy naprawdę tak trudno zrozumieć co się dzieje w Rosji i jakie są cele rządzącego w niej reżimu? I że karmienie go terytoriami swoich sojuszników nie leży również w interesie jego kraju i stawia go - delikatnie mówiąc - w bardzo złym świetle? Nie mówiąc już o tym, że niszczy podstawowe założenia, na których oparty został cały porządek międzynarodowy po dwóch wielkich światowych konfliktach, a głównym z nich była niezgodna na siłowe zmiany granic i podporządkowywanie sobie innych. Trzymanie się tych zasad jest w erze atomowej wręcz warunkiem przetrwania dla tych, którzy nie mogą się już pochwalić takim samym arsenałem. W wojnie konwencjonalnej jeszcze mamy szansę nawet z dużo lepiej uzbrojonym od siebie przeciwnikiem. Sytuacja się jednak zmienia, gdy ten przeciwnik ma do dyspozycji broń tak straszną, że czyniącą wszelką obronę pozbawioną sensu.
Dlatego powstało NATO, żeby takie kraje jak Polska nie padły ofiarą szantażu i agresji innego państwa nuklearnego, głównie chodziło o Rosję, wówczas jeszcze ZSRR. Trump zdaje się nie podważać tej logiki i konieczności, ale już nie widzi problemu z usankcjonowaniem zdobyczy militarnych Rosji w Europie i de facto podważeniem sensu założycielskiego NATO. Uzasadnianie bierności wobec agresji Rosji na Ukrainę tym, że nie jest ona członkiem NATO, które jest sojuszem obronnym, ale jeśli już Rosja zaatakuje np. Litwę czy Estonię, które już są, to nagle NATO stanie się tygrysem, który bez chwili wahania rzuci się na rosyjskiego niedźwiedzia i jego arsenał nuklearny w ich obronie... jest skrajną naiwnością i żałosną wymówką, która może przekonywać tylko tych, którzy za wszelką cenę chcą w to wierzyć, bo jakby przestali to straciliby już wszelkie złudzenia i musieli przyznać, że te wszystkie gwarancje są tyle samo warte co te dawane Ukrainie, a które nie uchroniły jej przed agresją. Wolimy więc żyć z zamkniętymi oczami, żeby nie ujrzeć przerażającej prawdy.
O co więc chodzi tak naprawdę Trumpowi? Z jednej strony sugeruje, że chce wzmocnić NATO i Europę wymuszając na niej wzięcie większej odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo. Z drugiej wspiera europejskich prorosyjskich liderów i ugrupowania, którzy chcą wspólnotę europejską rozwalić, a wówczas trudno będzie raczej budować jakąś kolektywną politykę obronną. Równie podejrzanie brzmią uzasadnienia tego zwrotu chęcią przeciągnięcia Rosji na swoję stronę w konflikcie z Chinami. I temu niby ma służyć pozwalanie tej Rosji na okupację suwerennych europejskich krajów i zagarnianie ich terytoriów? Naprawdę??? W jakim śnie i jak wariat mógłby o czymś takim pomyśleć jeszcze trzy lata temu? W jakim to niby, u diabła, sensie miałoby nam służyć i w jakim konflikcie z Chinami? Czy Chiny zagrażają militarnie Europie czy USA? Co najwyżej wyciągną łapy po Tajwan, ale dalej już nie mają ani po co, ani jak sięgać. Prędzej już sięgną po rosyjskie ziemie na dalekim wschodzie. Kiedy chińczycy najechali Europę? Nigdy, bo i nie mają po co. To Europa jeśli już wyciągała łapy po ziemie dalekiego wschodu poczynając od wypraw Aleksandra Wielkiego.
Prawda jest taka, że Chiny nam nie zagrażają w żadnej możliwej teraz do pomyślenia perpsektywie, w przeciwieństwie do Rosji, której imperialne zapędy Trump i europejscy ropo i gazomani nie mogący przeżyć jednego dnia bez zastrzyku z rysyjskich surowców, chcą teraz usankcjonować i wzmocnić karmiąc rosyjskiego "seryjnego mordercę i zbrodniarza wojennego", jak wyraził się jeden z republikańskich kongresmenów po ujawnieniu planu pokojowego Trumpa dla Ukrainy, ukraińskimi terytoriami. To Trump prowadzi korzystną tylko dla Rosji wojnę gospodarczą z Europą i Chinami, a wojnę na Ukrainie chce za wszelką cenę zakończyć, żeby Rosja jak najprędzej podniosła swoją reżimową gospodarkę odwdzięczając mu się za to intratnymi umowami gospodarczymi. Komu to przyniesie korzyść? Bo nie nam i w dłuższej perspektywie nie USA. Gdyby Trump tak naprawdę chciał zaszkodzić Chinom to dążyłby do uniecestwienia putinowskiego reżimu i demokratyzacji Rosji, bo tylko wtedy mogłaby ona realnie stać się naszym i jego sojusznikiem. On jednak wyciąga do niego pomocną dłoń i wspiera prorosyjskich liderów i ugrupowania dążące do rozbicia europejskiej jedności.
To polityka Trumpa i Rosja są dla nas zagrożeniem, nie Chiny. Chiny mają prawo tak samo rozwijać swoje technologie jak każdy inny kraj, jak USA i Europa. Trump nie zniszczy konkurencji i nie na tym polega konkurowanie. USA wiedziały jak konkurować przed Trumpem. I tę konkurencję wygrywały z Rosją i nie ustępowały Chinom. Czy w tym świetle poczynania Trumpa wobec Rosji nie zyskują wreszcie właściwego sensu? Czy to nie z Chinami i Europą toczy on głównie swoją gospodarczą wojnę? Komu to jest na rękę? Oprócz Rosji. Gdzie tu sens, gdzie tu konsekwencja? Po czyjej stronie ten człowiek tak naprawdę stoi? Wake up, Europo! Twój bodyguard to już nie jest twój bodyguard.
Nic dziwnego, że w kuluarach rozmów między europejskimi przywódcami padają takie słowa jak zdrada w stosunku do polityki USA za Trumpa. Na szczęście Trump to nie USA, a USA to jeszcze nie Rosja. Trump nie znajduje i nie znajdzie w żadnej przyszłości poparcia również wśród członków swojej patii dla takiej polityki służącej interesom Rosji kosztem Europy. Dowodem na to ostre reakcje niezadowolenia wobec ujawnionego niedawno tzw. planu pokojowego USA dla Ukrainy i jego walne odrzucenie przez Kongres również większością głosów Republikanów.
Cała więc nadzieja w tym, że zapędy Trumpa spotkają się z oporem w samych USA. Bo jeśli nie... to już po Ukrainie, po międzynarodowym porządku opartym na prawie i poszanowaniu suwerenności, po NATO. i po nas, bo w tym nowym świecie wg Trumpa nie ma miejsca na suwerenność krajów nie dysponujących strategiczną siłą odstraszania nuklearnego. Donald Trump usiłuje cofnać nas do czasów sprzed powstania NATO, kiedy jedynie siła i terror decydowały o kształcie świata. Jeśli ktoś jeszcze nie otworzył oczu... to mu ich już nie otworzą zwykłe argumenty. Póki co musimy tkwić w tym śnie politycznego wariata i dyletanta, który przedkłada jakieś swoje chwilowe, doraźne interesy ponad międzynarodowy porządek i nasze bezpieczeństwo, licząc tylko na rychłe przebudzenie świata. Oby nastąpiło ono jak najprędzej.
Tło:
https://www.bbn.gov.pl/ftp/dok/Notatka_Syntetyczna_-_Strategia_Bezpieczenstwa_Narodowego_USA_-_5_12_2025.pdf
https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-bbn-przeanalizowalo-strategie-bezpieczenstwa-usa-europa-jest,nId,8047313
https://defence24.pl/geopolityka/nowa-strategia-bezpieczenstwa-usa-obudzic-europe-koniec-interwencji-na-bliskim-wschodzie
https://wiadomosci.wp.pl/nowa-amerykanska-strategia-bezpieczenstwa-nie-projektuje-swiata-szczegolnie-przyjaznego-europie-opinia-7229233458228160a
Dane liczbowe m.in. z:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Europa
https://european-union.europa.eu/principles-countries-history/facts-and-figures-european-union_pl
https://demagog.org.pl/analizy_i_raporty/ilu-jest-muzulmanow-w-europie-sprawdzamy-dostepne-dane/
...
Nie ma potężniejszego władcy od tego, który panuje nad sobą. Korona jest jedna, uzurpatorów wielu. Nie przyszedłem tu po poklask jak niektórzy, ale żeby "odpowiednie dać rzeczy słowo".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka