Poszedłem Chestertonem. Przegiąłem, mam świadomość. Ale co zrobić?
Kraj o tej przemiłej nazwie, znacznie sympatyczniejszej, zwłaszcza dla oka (szczególnie niemieckiego czy rosyjskiego, ale nie tylko) od pospolitością tchnącej nazwy tradycyjnej, wydaje się trwać jako i trwał drzewiej. Znaczy się rok czy dwa wstecz. Ludność dalej raduje się z wyborczego zwycięstwa jedynej rozsądnej siły politycznej w kraju, mainstreamowe media dalej prezentują jedyną słuszną linię jaką mogą prezentować media, wrogów postępu w postaci wszelkiej maści Kaczorów i ich przebrzydłych akolitów oraz innych drani, którym nie śni się wysadzać z posad bryły świata albo, co gorsza, chcą ją wysadzać na inny sposób, trzyma się na odpowiedni dystans i ogranicza skutecznie ich wpływy. Kwitnie (re)edukacja. Coraz więcej młodzieży myśli, że myśli. Słowem: nieustający orgazm. Zdążamy pełną parą do Europy. Albo i bliżej.
Oczywiście czasem mogą wyniknąć straty. Ale one muszą być zawsze. Wynikają ze słabości ludzi. A to się który gdzie wygada, a to który stchórzy, a to jakiś przeciek szkód narobi. Albo jakiś nawiedzony idiota typu Kamiński. No, zdarza się. Trudno. Proces się przez to trochę spowalnia, ale jednak cały czas ma miejsce. Ludowi też się od czasu do czasu jaki ochłap rzuci i wtedy od razu jest mu fajowo. I lajtowo. I będzie coraz lepiej. PO-land to nie próżne słowa. To pewność.
Chesterton zmarł w 1936 roku. Znaczy się przed wojną. Nie poznał dobrodziejstw świata drugiej połowy XX-go i początku XXI-go wieku. Również dobrodziejstw PO-landu. Pechowiec...
Inne tematy w dziale Polityka