Osiem dni żałoby to dla niektórych stanowczo za długo, żeby uszanować zmarłych. Cztery dni udawania żalu i rozpaczy i wylewania krokodylich łez, jak się okazuje, w zupełności wystarczą. Po takim czasie można już spokojnie napinać strunę, potęgować napięcia, dzielić na nowo połączony w bólu naród, stymulować uliczne burdy. Nieważne, że w tym samym czasie, w tym samym mieście, wystawione są na publiczny widok trumny głowy państwa i Jego małżonki, że w powietrzu znajduje się właśnie samolot z 30 trumnami ze zwłokami ofiar katastrofy na pokładzie i za chwilę odbędzie się na Okęciu uroczyste powitanie tych ludzi. Nieważne, że politycy, różnych zresztą opcji, nawołują do dania sobie świętego spokoju i nie profanowania tego czasu tego typu gierkami.
Pani Olejnik, pan Wajda, redaktor (nazwiska nie pomnę) prowadzący wczorajszy popołudniowy program TVN Warszawa i im podobni mają inne priorytety. I tym priorytetom zawsze będą wierni. Bez względu na okoliczności. Nie ma przecież takich sytuacji, które mogłyby zmienić ich zasady postępowania. Czy też ich brak zasad. Jak zwał, tak zwał.
Marszałek Sejmu, pan Bronisław Komorowski też długo nie wytrzymał. W swoim wczorajszym przemówieniu musiał koniecznie zaznaczyć (na pewno po to, by wyciszyć spory), że to w żadnym razie nie on był inicjatorem pochówku na Wawelu. Panie Marszałku! Proszę się nie bać. Nikt Pana o to nie posądzał.
Jedno cieszy. Ewidentne stało się chyba dla wszystkich, że ci ludzie i ci, których interesy reprezentują, nigdy nie odpuszczą. W żadnej sytuacji i w żadnych okolicznościach. Bez względu na to, o co toczy się spór i po czyjej stronie są obiektywne racje. I coraz więcej osób przegląda na oczy. A do wyborów przejrzy ich na tyle dużo, że podobnie jak 5 lat temu, będzie można się radować ze zwycięstwa.
Tylko czy trzeba było aż takiej ofiary?
Inne tematy w dziale Polityka