Wrogowie (rzeczy trzeba nazywać po imieniu) zmarłego Prezydenta na każdym kroku podnoszą, że położenie go na Wawelu to policzek dla zasług tych, obok których para prezydencka ma spocząć.
Pominę już nieuctwo tych, którzy tak twierdzą (odsyłam do głębszej, opartej na źródłach historycznych, analizy dokonań niektórych z królów i książąt spoczywających w katedrze). Pominę też te niewątpliwe prezydentowe zasługi, które w pełniej krasie staną się widoczne i ukażą się niewiernym Tomaszom za lat parę. Skupię się na rzeczach dwóch. Dlatego, że to widzi dzisiaj każdy. Każdy z tych, którzy nie mają bielma, oczywiście.
Zasługa numer jeden. Lech Kaczyński i ludzie wokół niego skupieni to była jedyna oś, jedyny mający w praktyce znaczenie i siłę ośrodek, który nie pozwolił PRL BIS-owi całkowicie zawładnąć, przynajmniej do tej pory, na powrót Polską. Oczywiście są grupy jeszcze bardziej temu wszystkiemu, co nas po II wojnie światowej (przed i po 1989 roku) spotkało, mniej przyjazne i wykonujące równie wspaniałą pracę. Czasami może jeszcze wspanialszą. Tylko pytanie: na jaką skalę i z jakim skutkiem końcowym. I czy, gdyby nie było tego wszystkiego, co dziś utożsamiamy z Prezydentem, gdyby nie było tego wspaniałego okresu 2005-2010, to te „grupy” jeszcze by w tej chwili funkcjonowały? Myślę, że wątpię. Hydra zdążyłaby już opanować dotąd wszystko.
I zasługa numer dwa. Niestety, okupiona ofiarą najwyższą. Dzięki Panu Prezydentowi i jego 95 towarzyszom feralnego lotu, każdy Amerykanin, Australijczyk, Buszmen, a nawet Europejczyk (mimo licznych zabiegów rządów wielu krajów, by to nie dotarło do zwykłych ludzi), wie co stało się z polskim narodem 70 lat temu. I czym był sowiecki komunizm. To jest zasługa nie do przecenienia i nie do zapomnienia. Wczoraj prezydent Rosji Miedwiediew przyznał przed całym światem, jako pierwszy władca tego imperium w historii, że katyński mord to dzieło radzieckich komunistów ze Stalinem na czele. To jest, proszę Państwa, punkt zwrotny w historii. Być może to pierwszy krok, zaczyn, do nazwania komunizmu po imieniu i spuszczenia zeń wydającego się dotąd nie do ugryzienia, rozpostartego nad nim przez rozlokowanych po całym świecie (ze szczególnym uwzględnieniem naszego kontynentu) jego piewców, parasola ochronnego.
Paradoksem zupełnym jest, że do przebicia się prawdy o tragedii tysięcy polskich obywateli potrzebna była dopiero śmierć innych, w tym wielu wybitnych, Polaków. Wcześniejsze, wielokrotne, próby i dawanie świadectwa przez tych samych niemal ludzi, rezultatu żadnego nie przyniosły. Trzeba było najwyższej ofiary.
Obie te zasługi Pana Prezydenta muszą być dla każdego uczciwie myślącego Polaka tak ewidentne i czytelne, że nie potrzebuje on szukać i znajdować innych uzasadnień dla złożenia pary prezydenckiej w katedrze wawelskiej i zastanawiać się nad innymi sztucznie podnoszonymi problemami. Choć, jak wspomniałem na początku, tych uzasadnień jest sporo. Jeśli nie są, to tylko dowód na to, jak wielkich spustoszeń dokonał w naszym narodzie okres 1945-2010.
PS
Mogę zrozumieć jedno. Warszawiacy mogą mieć żal, że nie będą mieli Pana Prezydenta u siebie. Przykro mi, kochani. Są w tym momencie rzeczy ważniejsze od Waszej satysfakcji. Niech to będzie Wasz wkład i Wasza cegiełka w przywracanie normalności w tym, jakże doświadczonym przez los, kraju.
Inne tematy w dziale Polityka